Rozdział Czwarty

182 6 6
                                    

Lekcja chemii, która jak dla mnie trwała wieczność w końcu dobiegła końca. Wszyscy uczniowie wylecieli z pracowni jak najszybciej, aż zostalam w niej sama z rudowłosą, z którą przez ostatnie czterdzieści pięć minut dzieliłam ławkę. Już miałam się zebrać do wyjścia, ale dziewczyna złapała mnie za dłoń, którą od razu wyszarpałam z jej uścisku.

— Przepraszam. — odezwała się zakłopotana i zaczeła przebierać palcami swoje rozpuszczone włosy siegające do ramion.

Wbiłam spojrzenie w jej oczy, a ona patrzyła wszędzie tylko nie na mnie.

— Chciałam tylko zapytać czy chciałabyś żebym oprowadziła cię po szkole. — wydukała z siebie zerkając w moja stronę, ale szybko odwrociła wzrok.

— Nie. — powiedziałam krótko i poszłam do wyjścia. Odwróciłam się jeszcze na chwilę w stronę rudej, napotykając jej blady uśmiech i wyszłam na korytarz.

Panował tu straszny chaos, niektórzy zachowywali się, jakby dalej byli w podstawówce, biegając po korytarzach bawiąc się w berka. Inni zaś głośno rozmawiali o spędzonych wakacjach i narzekali na to, że znowu trzeba wrócić do szkolnej rutyny.

Uznałam, że teraz jest idealny moment na wizytę u dyrektorka, ponieważ nie chciało mi się taszczyć kasku przy sobie przez reszte dnia. Zaczęłam przepychać się między ludźmi, mało co nie trącąc jakiejś dziewczyny na ziemie. Szłam przed siebie biorąc się za poszukiwanie gabinetu, do którego chciałam się udać. Przechodząc przez korytarze czułam na sobie tylko spojrzenia, które zaczynały mnie już powoli irytować.

Co ja jestem jakaś pieprzona atrakcja?

Po dłuższym chodzeniu w kółko znalazłam drzwi z napisem „gabinet dyrektora Whitlock". Otworzyłam drzwi, zapominając o tym, że powinnam zapukać. Weszłam do środka, w którym panował całkowity mrok. Pomieszczenie bardzo odlegało od wyglądu reszty szkoły. Wszystkie ściany oraz zasłony były ciemnobrązowe, a biurko które stało na środku i reszta mebli za nim miały czarny kolor. Fotel był odwrocony tyłem do mnie i mogłam tylko dostrzec siwe włossy wystające spoza niego.

— Dzień dobry. — powiedziałam.

Nie poruszył się, więc odchrząknęłam, co poskutkowało, bo fotel od razu się odwrócił w moją stronę.

Siedział na nim bardzo stary mężczyzna, nawet nie wiem czy nie straszy od woźnego, którego wcześniej spotkałam.

— Dzień dobry. — skinął głową i spojrzał na moją spódniczkę ze zmarszczonymi brwiami. — Jeżeli się nie mylę, to się puka, zanim się wejdzie. — powiedział stanowczo, łącząc dłonie ze sobą.

— Oczywiście. — przewróciłam oczami. — Przyszłam po kluczyk do szafki. — podeszłam do ogromnego biurka i oparłam na nim jedną rękę.

— A ty to? — zmrużył oczy, zerkając na moją dłoń, która spoczywała na kawałku czarnego drewna. 

— Delaney Lawson. — odparłam, na co jego oczy prawie wyleciały z orbit.

Staruszek wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.

— Córka Sharon i Luciana Lawson? — odezwał się po krótkiej ciszy.

— We własnej osobie. — sparodiowałam ukłon i uśmiechnęłam się do niego niegrzecznie, co trochę zbiło go z tropu.

— W takim razie witam cię w mojej szkole. Mam nadzieję, że Ci się w niej spodoba. — uniósł ledwo widocznie lewy kącik ust. — Ja nazywam się Oberon Whitlock, jeżeli będziesz czegoś potrzebować, to służę pomocą.

— Mhm, dzięki. — wymamrotałam. — Potrzebuję kluczyka.

— Niestety go nie mam. — zacisnął wargi w cienką linię.

Gloomsoil +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz