Rozdział Dziesiąty

161 9 5
                                    

Piątek. Dzień wyścigu i kolejnej wygranej.

Postanowiłam, że dziś odpuszczę sobie szkołę i pojeżdżę po okolicy, żeby rozgrzać się przed wieczorem i nie psuć sobie humoru widokiem Nevana.

Ubrałam na siebie skórzane rurki i białą koszulkę, dopełniając stylizację czerwono-czarną kurtką motocyklową i czarnymi glanami. Postawiłam również na czerwony kask i wyszłam pośpiesznie z pustego domu. Rodzice dziś pojechali wcześniej do pracy, więc nawet nie zauważyli, że spałam sobie w najlepsze.

Otworzyłam garaż i po chwili wyjechałam już na drogi Gloomsoil. Dzisiaj było naprawdę ciepło, co pobudzało mnie jeszcze bardziej do działania.

Przemieszczałam się szybko, jednak czułam, że coś jest nie tak... ale jakoś odpowiedniej.

Nie miałam pojęcia, dlaczego mój motocykl zbierał się lepiej niż wcześniej.

Nawet nie pomyślałabym, że mógł szybciej niż dotychczas.

Nie wiedząc, dlaczego przez myśl przeleciała mi myśl, żeby podjechać pod szkołę. I tak o to kilka minut później wjeżdżałam na dziedziniec placówki. Jak na piątek parking był strasznie zatłoczony, co nie powiem, lekko mnie zdziwiło, ponieważ myślałam, że w takie dnie ludzie lubią sobie odpuścić zajęcia.

Zaparkowałam na jednym jedynym wolnym miejscu i wyciągnęłam telefon z uchwytu; następnie wystukując wiadomość do dziewczyny.

Ja: Jesteś w szkole?

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, bo dotarła ona do mnie w ciàgu kilku sekund.

Rudzielec: Tak! Przyjechałaś?????

Jezu skąd tyle entuzjazmu.

Ja: Czekam na parkingu.

Po wysłaniu wiadomości wsunęłam komórkę do kurtki, po czym zeskoczyłam z maszyny, stawiając ją na stopkę. Ściągnęłam również kask z głowy i poprawiłam swoje rozwiane włosy. Już zaczynałam żałować, że ich nie związałam, bo były cale poplątane.

Minęła kolejna chwila, a w budynku rozbrzmiał dzwonek, i z niego zaczęła wylewać się fala uczniów. Niektórzy wciąż spoglądali na mnie krzywo, jednak znaleźli się też tacy, co unikali ze mną kontaktu wzrokowego.

A dlaczego?

Nie mam pojęcia.

Spojrzałam w stronę wyjścia i moim oczom ukazały się dwie rude czupryny. Niby tak podobne, ale jednak inne.

— Dely! — krzyknęła Patricia, na co zwęziłam na nią oczy.

Założyłam ręce pod piersiami, a oni znaleźli się przede mną w ekspresowym tempie i rzucili się na mnie jak wygłodniałe zwierzęta.

— Nasza ulubiona księżniczka! — wykrzyczał Topher, odsuwając się ode mnie, po czym poczochrał mi włosy na czubku głowy.

No chyba się przesłyszałam.

— Że. Kurwa. Co? — wykrztusiłam z siebie resztkami sił, bo dziewczyna dalej miażdżyła moje żebra przytulając mnie.

— Raczej upiór. — usłyszałam znajomy mi już głos.

Jeszcze tylko jego kurwa tutaj brakowało.

Odsunęłam od siebie dziewczynę, jak najdelikatniej mogę i uśmiechnęłam się upiornie do tego siwego chuja.

— No tak. To ty jesteś tutaj księżniczką. — dogryzłam. — Nie możecie mu zabierać tego mienia. — dodałam, zwracając się do rodzeństwa.

Gloomsoil +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz