Koszmar

369 26 44
                                    

Pov. Rody

Powoli otworzyłem oczy, czując się słaby i zaspany. Na początku w ogóle nie potrafiłem powiedzieć gdzie się znajduję, ani co tu robię, jednak mogłem stwierdzić, że na czymś siedziałem. Jedyne co widziałem to czerwień wokół mnie i rozmazana plama przede mną. Uniosłem dłonie na wysokość mojej twarzy i przetarłem oczy, a po chwili mój wzrok się wyostrzył. Faktycznie wokół mnie nie było nic, tylko czerwień, a rozmazany przedmiot przede mną okazał się stolikiem, w dodatku takim samym przed jakim ostatnio siedziałem w domu Vincenta.

Świetnie, kolejny koszmar.

Nie miałem koszmarów przez ostatnie kilka dni, więc trochę się zdziwiłem. Czemu te koszmary w ogóle się pojawiały? I czemu nagle teraz pojawił się kolejny? Nie chciałem po raz kolejny przeżywać tego piekła, chciałem się stąd jak najszybciej wydostać. Ale nie mogłem. Spojrzałem w dół i zobaczyłem liny wokół mojego ciała i krzesła na którym siedziałem, chociaż przed chwilą jeszcze swobodnie mogłem się poruszać. Spojrzałem przed siebie i przede mną leżał talerz, na którym znajdywało się bijące serce, które wybijało tak szybki rytm co moje własne. Jednak to nie była jedyna rzecz, która się zmieniła, gdyż teraz naprzeciwko mnie siedział Vincent, który patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem na ustach. Nie miałem pojęcia co się w tym momencie działo, ale byłem pewien, że nie skończy się to dobrze.

-Vince.. O co tutaj chodzi?- zapytałem, przerywając ciszę, która była obecna pomiędzy nami od dłuższej chwili.

-Jesteś bystry Rody, napewno prędzej czy później sam wszystko zrozumiesz..

Chłodny dreszcz przeszedł przez moje ciało, gdy usłyszałem dokładnie to samo zdanie, które usłyszałem od Vincenta w ostatnią niedzielę. Czy mój mózg robi sobie ze mnie żarty? Chociaż, gdy teraz znowu usłyszałem to zdanie, zacząłem się zastanawiać, co Vince wtedy miał na myśli.

Nagle oślepił mnie jasny błysk, który zniknął tak samo szybko jak się pojawił, jednak ponownie rozmazując mój wzrok. Kilka razy mrugnąłem, starając się wyostrzyć moje pole widzenia, po czym zauważyłem, że Vincenta nie ma już przede mną. Zamiast niego, na krześle wisiał złoty naszyjnik Manon, który znalazłem w chłodni. Gdzie on tak właściwie teraz mógł być?

Po raz kolejny coś odwróciło moją uwagę, a była to dłoń, zasłaniająca moje oczy. Nie miałem wątpliwości, że był to Vincent, a jeszcze byłem tego jeszcze bardziej pewien, gdy poczułem znajomy już dla mnie delikatny dotyk palców zanurzających się w moich włosach. To wszystko wyglądało jak jedno wielkie wspomnienie, ale ukazane w zupełnie inny sposób. Miałem tylko nadzieję, że nic złego się w tym momencie nie wydarzy.

-Chyba już wiesz co się tak naprawdę stało, Rody..

Poraz kolejny usłyszałem głos mojego szefa, a jego dłoń powoli została zabrana z mojej twarzy. Tym razem przede mną pojawiła się taca z metalową pokrywką, a serce które wcześniej się znajdywało na tym miejscu zniknęło. Czarnowłosy stanął obok mnie i uśmiechał się zadowolony. Wtedy zdałem sobie sprawę, że był pokryty krwią, głównie na dłoniach i twarzy. Jego wygląd powodował we mnie dreszcze, ale jednocześnie było w tym coś, przez co nie mogłem oderwać wzroku. Vince złapał za metalową pokrywkę, zasłaniającą zawartość tacy..

-Bon appétit..

Pokrywka została uniesiona w górę, a ja zacząłem tracić przytomność. Jedyne co zobaczyłem przed odpłynięciem, była zakrwawiona głowa Manon na tacy przede mną. Myślałem, że zwymiotuję..

* * *

Gwałtownie usiadłem, przebudzając się z koszmaru. To co właśnie zobaczyłem, sprawiło że mój oddech był nierówny, a serce biło jak szalone.

To był tylko sen, to był tylko sen..

Starałem się uspokoić, jednak nie było to zbyt efektowne. Co to wszystko miało znaczyć? Chyba zaczynałem panikować. Łzy zbierały mi się w oczach a myśli pojawiały się i znikały jak szalone. Nie mogłem się skupić na niczym, po prostu chciałem przestać się tak bać. Nagle pomyślałem, co by powiedziała Manon?

Oddychaj Rody. Wdech i wydech. Wdech i wydech..

Wdech.. i wydech..

Powoli wracałem do siebie, starając sobie uświadomić, że to wszystko było tylko okropnym snem. Jednak w mojej głowie cały czas krążyła jedna myśl, którą odpychałem jak mogłem przez najbliższe kilka dni. Czy Vincent mógł zabić Manon? Nie byłem pewien niczego, a sam Vince unikał jakichkolwiek odpowiedzi na moje pytania. Wszystko pozostawało pod znakiem zapytania, co doprowadzało mnie do furii. Potrzebowałem czegoś co odwróci moją uwagę od tego wszystkiego.

Usiadłem na kolanach i popatrzyłem za okno, licząc na łatwiejsze uspokojenie się. Wszystko wyglądało normalną i spokojnie, co już przynosiło jakiś efekt. Jednak, gdy dokładniej się rozejrzałem, zauważyłem kogoś stojącego przed apartamentem. Nie byłem w stanie stwierdzić kto to, gdyż miał na sobie kaptur, ale po chwili zorientowałem się, że patrzył w moją stronę. On najwidoczniej też zauważył, że mu się przyglądam, bo nagle cofnął się i uciekł. Czy ktoś właśnie mi się przyglądał?

Miałem dość. Najpierw ten koszmar, a teraz jakiś dziwny facet stojący pod oknem. Jedyne czego teraz chciałem to snu, chociaż wiedziałem, że w takim stanie łatwo nie zasnę. Jutrzejszy poranek napewno nie będzie łatwy...

Wybacz Mi (Dead Plate)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz