Pov. Rody
Powoli otworzyłem oczy, orientując się, że słyszę dość głośne dzwonienie. Na początku nie rozpoznałem co to jest, jednak po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że mój telefon dzwoni. Szybko podniosłem się z łóżka i odebrałem.
-Halo?- powiedziałem zachrypniętym zaspanym głosem.
-Rody gdzie cie do cholery wcięło, powinieneś tu być pół godziny temu.- po drugiej stronie słuchawki usłyszałem Louis'ego, z którym ostatnio coraz lepiej się dogadywałem.
-Co? Że gdzie niby powinienem być?- zapytałem, nie kontaktując jeszcze w pełni.
-W pracy geniuszu!
-Co? W pra.. KURWA ZASPAŁEM.- W tym momencie zdałem sobie sprawę z tego która jest godzina.
-Narazie sobie radze, ale za pół godziny masz tu być.
-Jasne, niedługo będę.
Szybko odłożyłem słuchawkę i pobiegłem wsiąść szybki prysznic oraz się przebrać. Na szczęście nie potrzebowałem na to dużo czasu i w ciągu piętnastu minut byłem już gotowy. Została już tylko kilkuminutowa droga rowerem do restauracji.
Od sytuacji podczas której dowiedziałem się o prawdziwych uczuciach Vincenta minął już prawie tydzień. Od tego czasu praktycznie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy, a za to moja relacja z Louis'm się znacznie polepszyła. Nie chciałem, aby tak to się odwróciło, ale najwidoczniej Vince sam bał się ze mną rozmawiać po tym wszystkim. To wywoływało między nami dziwny i nieprzyjemny dyskomfort. Momentami jednak widziałem, że chłopak chciał o tym ze mną porozmawiać, a także często patrzył na szatyna z niesmakiem.
Po około dwudziestu minutach od otrzymania telefonu od mojego współpracownika, dojechałem do miejsca naszej pracy. Odstawiłem rower po czym wszedłem do środka, lecz nie zastałem w środku ani Louis'ego, ani Vincenta. Jedynie dwóch klientów zajętych swoim jedzeniem i rozmową. Pomyślałem, że jedynym sensownym miejscem w którym mogliby się teraz znajdować jest kuchnia, ewentualnie biuro. Dlatego też w ekspresowym tempie udałem się do drzwi znajdujących się na prawo od głównego wejścia.
Tak jak myślałem, intuicja nie miała prawa mnie w tym momencie zawieźć. Louis i Vincent stali w rogu kuchni rozmawiając o czymś, chociaż bardziej wyglądało na to, że się o coś kłucili. Podszedłem do nich, a gdy Vince mnie zobaczył, od razu jakby zamarł i przestał się jakkolwiek odzywać. Louis za to skupił się na mnie, jakby od razu zapominając o tym co się działo kilka sekund temu pomiędzy nim, a naszym szefem.
-Rod! Nie myślałem, że tak szybko się wyrobisz.- Szatyn uśmiechnął się.
-Ta, nie potrzebuje zbyt dużo czasu rano na przyszykowanie się.
-Dobrze dla ciebie, a teraz lepiej już chodźmy, niedługo zaczną schodzić się klienci.
-Jasne.- przytaknąłem i razem z Louis'm poszedłem w stronę części dla klientów.
Jeszcze przed wyjściem spojrzałem w stronę Vincenta, który patrzył na mnie smutnym wzrokiem pełnym żalu. Źle się czułem z tym, że go tak unikam, jednak dyskomfort przytłaczał mnie za każdym razem, gdy byłem w jego pobliżu. Czym prędzej wyszedłem z kuchni, unikając ewentualnych rozmów z brunetem.
* * *
Przez większość dnia pracy dużo rozmawialiśmy z Louis'm. Cieszył mnie fakt tego, że okazał się być naprawdę fajnym człowiekiem. Prawda, często miewał swoje momenty agresji, jednak pomimo tego, jego sarkastyczność była naprawdę zabawna. Coraz częściej zostawaliśmy trochę dłużej w pracy i rozmawialiśmy, czasem z tyłu kuchni, czasem za restauracją. Tym razem wyszło na to, że zostaliśmy dłużej w pracy, aby posprzątać. W tym czasie wszyscy kucharze zdążyli już wybrać się do swoich domów, a Vince siedział w swoim biurze, prawdopodobnie nad papierkową robotą.
CZYTASZ
Wybacz Mi (Dead Plate)
FanfikceTW!!! Krew, przemoc, sadyzm, (kinda)kanibalizm i inne tego typu rzeczy :3 Lata 60 XX wieku. 29-letni Rody Lamoree jest kelnerem w luksusowej restauracji należącej do Vincenta Charbonneau, który jest nietypowym szefem kuchni. Na początku wszystko wyd...