woda i ogień

401 24 18
                                    

Pov. Rody

Nie miałem najmniejszej ochoty wracać do pracy w la Gueule de Saturne, jednak obiecałem Vincentowi, że tego dnia się pojawię. Dalej nie mogłem uwierzyć w to co się wczoraj stało i dopiero po tym, jak Vince opuścił moje mieszkanie, zacząłem sobie zdawać sprawę z tego na co się zgodziłem. Było to dla mnie niepojęte, ale nie czułem się z tym ani odrobinę źle. Miałem przynajmniej jakiś czynnik, który pomagał mi się odstresować.

Gdy tylko wszedłem do restauracji, zobaczyłem Vincenta, kończącego przygotowania stolików na nowy dzień. Zauważył mnie niemalże natychmiast po tym, gdy zamknąłem drzwi, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, gdy spojrzał w moim kierunku.

-Rody!- Brunet podszedł do mnie zadowolony. -cieszę się, że naprawdę przyszedłeś, już myślałem, że zmienisz zdanie.

Po tych słowach chłopak złożył delikatny pocałunek na moich ustach, którego w ogóle się nie spodziewałem. Mój mózg przez chwilę nie mógł pojąć co się właśnie stało, przez co nawet nie miałem jak na to zareagować. Wiedziałem że prędzej czy później będę musiał się przyzwyczaić do takich pocałunków.

-N..Nie w pracy, Vince!- wymamrotałem lekko zawstydzony, czując, że moje policzki zrobiły się delikatnie ciepłe, przez jego niespodziewany gest.

-Jasne, rozumiem.

Nie rozumiał. Nie chodziło mi w cale o to że dał mi buziaka akurat w tym miejscu, ale o to że po prostu to zrobił. Naprawdę musiałem się do tego przyzwyczaić.

-Louis dzisiaj jest?- zapytałem, przypominając sobie część ostatnich wydarzeń. Vincent westchnął na moje słowa.

-Tak, ale rozmawiałem z nim. Naprawdę nie masz się o co bać, będę mieć na was oko.

Widać było, że Vince naprawdę się przejął po tej całej sytuacji, która miała miejsce jeszcze nie tak dawno temu. W tym momencie też zauważyłem, że wszystkie rany z jego twarzy były bardzo dokładnie zakryte, co w sumie nie było niczym dziwnym, biorąc pod uwagę jego posadę.

-Dzięki Vince.- Uśmiechnąłem się do mojego szefa, a po krótkim czasie rozeszliśmy się, aby móc zacząć pracę.

Byłem świadomy tego, że nie będę w stanie uniknąć Louis'ego i miałem rację, gdyż tuż przed rozpoczęciem zmiany wyszedł on z kuchni i wydawał się być lekko przybity. Nie obchodziło mnie to, nie chciałem w ogóle na niego patrzeć, sama jego obecność mnie denerwowała i przerażała jednocześnie. Teraz przynajmniej byłem pewien, że w razie czego nie muszę się wahać co do mojej własnej samoobrony. W końcu, liczyło się moje bezpieczeństwo, prawda?

Dzień był bardzo spokojny, a większość klientów to dzisiaj byli ludzie powyżej czterdziestki, lub nawet pięćdziesiątki, a na szczęście oni zazwyczaj byli najbardziej cierpliwi. Byłem skupiony na pracy, nawet pomimo tego, że Louis widocznie w pewnych momentach chciał ze mną porozmawiać. Nie zamierzałem tego robić, więc automatycznie odchodziłem z każdego miejsca w którym się pojawiał i widziałem, że Vincent praktycznie przez cały czas nam się przyglądał przez okienko połączone z kuchnią, tak jak mi obiecywał. Czułem się dobrze mogąc wrócić do pracy, lecz nic nie jest perfekcyjne i egzystencja Louis'ego psuła mi nastrój.

Niestety nie mogłem unikać szatyna w nieskończoność i w końcu musiał się znaleźć dla niego optymalny moment na rozmowę ze mną.

-Rody, proszę cię, przestań mnie ignorować!

-Ile razy mam ci powtarzać, abyś zostawił mnie w spokoju?

Dość mocno postawiłem tace na blat przy okienku z którego odbieram zamówienia, można nawet powiedzieć, że nią uderzyłem. Byłem już zdenerwowany tym, że chłopak nie chciał mi dać spokoju. Miałem tego serdecznie dość.

-Ja po prostu chciałem cię przeprosić, naprawdę!

-A co to niby kurwa ma zmienić?

Louis widocznie chciał coś powiedzieć, jednak nie potrafił znaleźć słów.

-Tak też myślałem..

Już chciałem odejść, jednak mój współpracownik ponownie się odezwał.

-Słuchaj, może i nie jestem święty, ale Vincent też nie jest. Skoro jemu pozwoliłeś na wyjaśnienia i przeprosiny to ja chyba też na nie zasługuje.

-Tylko, że to nie on mnie..- zacząłem gadać bez zastanowienia, ale teraz gdy nad tym uznałem, Louis miał racje. Vincent zmusił mnie do kanibalizmu, a w dodatku byłem tego nieświadomy, faktycznie oboje byli winni. -no dobra, masz rację.

-Dziękuję i przepraszam. Nie wiem co mnie wtedy napadło.

-Nie musisz się tłumaczyć, zrozumiałem, a teraz możesz dać mi spokój? Naprawdę muszę dość do siebie.

-Jasne.- Louis się uśmiechnął i tak jak go poprosiłem, odszedł i zajął się pracą.

Wow. Czym sobie zasłużyłem aby pracować z tak pojebanymi osobami? A lepszym pytaniem jest jakim cudem oni potrafią być mili?

*  *  *

Specjalnie dla mnie Vincent zadbał o to, aby wszyscy mogli wyjść wcześniej z pracy, a w szczególności Louis. Niby szef dzisiaj taki miły, a tak naprawdę po prostu się martwi o jedną jedyną osobę z całej restauracji. Gdy ostatni kucharz wychodził do domu, a ja kończyłem sprzątanie części jadalnej, nagle ktoś podszedł do mnie od tyłu i niespodziewanie mnie przytulił. Lekko podskoczyłem z zaskoczenia, lecz od razu miałem pewność kto to był.

-Vince, nie strasz mnie tak.- powiedziałem cicho, podczas gdy moje usta wykrzywiły się w delikatny uśmiech.

-Przepraszam, jak się czujesz?

-Trochę lepiej, widocznie Louis żałuje swojego zachowania, więc lepiej dla mnie.

-Mhm..- poczułem jak Vincent przytula się twarzą do mojego ramienia, dalej obejmując mnie dłońmi. -I tak będę mieć na niego oko.

Delikatnie odwróciłem głowę w stronę tej Vincenta i zobaczyłem jak spokojnie wtula się we mnie z zamkniętymi oczyma. Musiałem przyznać, że ten widok wydał mi się niesamowicie uroczy.

-Słodki jesteś- powiedziałem cicho, trochę się wahając. Przez moment nawet nie mogłem uwierzyć, że faktycznie powiedziałem to na głos.

Na moje słowa, brunet spojrzał na mnie i przewrócił oczami.

-Na pewno nie tak bardzo jak ty.

W tym momencie zostałem wytrącony z równowagi i jakiejkolwiek koncentracji, gdyż niespodziewanie chłopak wykorzystując sposób w jaki mnie trzymał, odwrócił mnie tyłem do stolika, który przed chwilą sprzątałem. Odruchowo wyciągnąłem dłonie do tyłu i oparłem się o stolik, aby nie upaść.

-Vince..

Nie zdążyłem nawet wypowiedzieć jego imienia, a już poczułem jak jego usta stykają się z moimi. Nawet nie próbowałem się odzywać, ani opierać w żaden inny sposób, po prostu zamknąłem oczy, zanurzając się w ciepłym pocałunku i ciesząc się każdą sekundą. To było idealne zakończenie dnia, nawet przy tak dużym stresie, jaki mi ostatnio towarzyszył.

Wybacz Mi (Dead Plate)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz