Jesteście siebie warci

326 29 50
                                    

Pov. Rody

Następny dzień na był dla mnie łatwy w żadnym względzie. Czułem się jakby wszystkie ostatnie wydarzenia doszczętnie mnie przybiły. Jeszcze trochę, a się załamie przez to wszystko..

Czy tego chciałem czy nie, musiałem się zebrać i przyjść do pracy, gdzie czekał już na mnie Louis. Dziwnie się przy nim czułem przez wczorajszą sytuacje, jednak na szczęście chłopak wydawał się powoli przyzwyczajać do mojej obecności. Czasami zastanawiałem się, czy po prostu nie uważał, że dzień w którym zrezygnuje, lub Vince mnie zwolni, niedługo nadejdzie.

-Lamoree! Dobrze, że jesteś, dzisiaj możemy spodziewać się dużego ruchu, bardzo dużo osób składało rezerwację.

-Jasne, od kiedy się zaczynają?

-Mniej więcej w południe, nie schrzań tego.

Po tych słowach Louis wyszedł do kuchni, prawdopodobnie zapalić, gdyż tak samo jak Vincent, palił papierosy. Zauważyłem nawet, że od czasu do czasu, gdy Loui'emu skończą się wszystkie które miał przy sobie, zabiera po dwa lub trzy od naszego szefa. Około 10 minut później zaczęli pojawiać się pierwsi klienci, a ja niestety nie miałem najmniejszej ochoty dzisiaj pracować.

* * *

Tego dnia nie uśmiechałem się zbyt dużo, chociaż starałem się zachować przynajmniej delikatny uśmiech podczas obsługiwania klientów. Po prostu robiłem to co powinienem, bez mojego codziennego entuzjazmu. Ku mojemu zaskoczeniu, Louis uznał to za udoskonalenie moich umiejętności, który bardzo cenił powagę. Nie miał pojęcia, że wynikało to z myśli wiecznie krążących wokół ostatnich wydarzeń, a to dołowało mnie, lecz z drugiej strony pocieszało. W końcu wolałem, aby Louis nie wiedział o tym wszystkim co się ostatnio dzieję w moim życiu.

Niestety moja powaga nie była jedyną zmienną rzeczą tego dnia, gdyż wszystko robiłem jakby wolniej. Momentami musiałem pomyśleć dwa razy zanim coś zrobiłem, co bardzo mnie spowalniało. Mój współpracownik najwidoczniej to zauważył, jednak przez pierwsze kilka godzin nie zadawał pytań na ten temat. Dopiero, gdy ruch się trochę zmniejszył, zaczął się mnie wypytywać o zmianę w moim zachowaniu.

-Hej, Rod, co ci się dzieje? Zachowujesz się inaczej.

-To nic takiego, po prostu jestem zmęczony.- pokręciłem lekko głową, starając się trochę bardziej oprzytomnieć.

-Uważaj bo uwierzę, zdążyłem już zauważyć jak wyglądasz, gdy jesteś zmęczony. Gadaj co z tobą.

-Czemu w ogóle o to pytasz?- Uznałem zachowanie szatyna za nietypowe dla niego. -Chyba nie jesteś osobą która się interesuje takimi rzeczami.

-Jasne. Potrafię się przejmować, a nie zamierzam ryzykować kolejnych wpadek. Gadaj, co cię trapi?

-Dużo się ostatnio dzieję i tyle. Nie spodziewałem się, że praca tutaj będzie taka.. nietypowa.- zawahałem się przez chwilę mówiąc o tym, chociaż po części naprawdę potrzebowałem się wyżalić.

-Jak będziesz chciał to przeżyjesz, a jak nie, to odejdziesz.

"Przeżyjesz" było w tym wypadku trafnym określeniem i podejrzewałem, że Louis zdawał sobie z tego sprawę.

-Czyli ty chciałeś zostać. Vincent mi mówił, że razem założyliście tą restaurację, to dlatego?

-Można powiedzieć, że tak. Najbardziej mi zależało na tym aby zostać z Vince'em.

-Zaraz, skoro tak bardzo ci na nim zależy, to dlaczego on jest na ciebie taki wściekły?

-Tylko mi nie mów, że ci się nie chwalił kim naprawdę dla niego jestem.- Louis cicho się zaśmiał.

-Co? Mówił, że byliście dobrymi przyjaciółmi.

-Jasne, jak zwykle nie ma jaj się przyznać. Byliśmy razem przez kilka lat.

Słowa kelnera zszokowały mnie, przez co moje usta rozchyliły się w niedowierzaniu. W ogóle nie spodziewałem się, że on i Vincent tak naprawdę kiedyś mogli być razem.

-Byliście razem?

-Tia, ale w pewnym momencie coś strzeliło mu do głowy i ze mną zerwał. Potem jeszcze chciał wykorzystać jakąś dziewczynę będąc z nią, ale była zupełnie bez gustu.- Louis przewrócił oczami, jakby podirytowany. -Cieszę się, że wtedy wyjechałem i nie musiałem jej oglądać.

Dobrze wiedziałem o kim mówił, o Manon, mojej byłej dziewczynie. Dalej jej wspomnienie wywoływało u mnie ból serca, jednak nie był on tak duży jak kiedyś. Chyba powoli zacząłem się godzić z tym, że dziewczyna nie żyje, choć ciężko było mi uwierzyć w to, że kiedykolwiek się z tym pogodzę.

-O tej drugiej części wiem, to moja była.

-Twoja była? Wow, widać, że nie masz gustu co do kobiet.- Szatyn się zaśmiał.

-Hej! Manon była piękną dziewczyną i miała cudowną osobowość!

-Jasne, broń ją sobie. Wiesz w ogóle co się z nią naprawdę stało?

Przez chwilę nie mogłem wydusić z siebie słowa. Manon nie żyje i o tym wiem, Louis też o tym wie.

-Nie żyje..- wydukałem cicho.

-No tak, nie żyje, ale czy wiesz co dokładnie się z nią stało?- Chłopak wydawał się być jakby rozbawiony całą tą sytuacją. -Nie mam na myśli tego kto to zrobił, tylko co się stało.

-..Nie.- Powiedziałem po chwili przemyślenia. Czyżby mój współpracownik wiedział coś o czym ja nie wiem?

-Lepiej dla ciebie, Lamoree.

-Ale o co..

-Uważaj na Vincenta, ma do ciebie słabość, tak samo jak do opinii rodziców twojej panienki. Chyba nie chcesz zostać wykorzystany, tak jak ona, prawda?

W tym momencie mnie zatkało, a mój rozmówca odszedł, nie mając zamiaru odpowiadać na żadne z moich pytań. Louis był dziwny, to było niezaprzeczalne. Wiedział dużo więcej niż ja, ale bawił się ze mną, teraz byłem już tego pewien. O co w tym wszystkim chodziło?..

Wybacz Mi (Dead Plate)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz