W głowie Ominisa krążyły dwie myśli – o tym, jak miło było w końcu się wyspać oraz o tym, jak niemiło bolał go kark. Gdy obudzili się rano z Liną w bardzo powykrzywianych pozach na dotychczas wydającej się na wygodną kanapie, poczuł pulsujące ognisko bólu przy każdym z kręgów. Jednak gdyby dano mu wybór – albo miałby szansę obudzić się w nocy i pójść do wygodnego łóżka w niepewności, czy prześpi noc albo dalej pozostałby na sofie, ryzykując kłucie w różnych punktach jego ciała, ale za to nic nie przerwałoby jego głębokiego snu – zdecydowanie nigdzie by się nie ruszył. Dawno nie czuł się tak wypoczęty. Miał wrażenie, że od tego wyspania powieki mu spuchły, więc teraz zamiast wyglądać niczym wysuszony inferius z cieniami pod oczami, musiał przypominać wyłupiastą Lunaballę.
Absolutnie nie rozmyślał o tym, że on i Lina zasnęli praktycznie w siebie wpleceni. Całe zmęczenie i nagromadzone w nim negatywne emocje sprawiły, że nieświadomie potrzebował ciepła bliskiej osoby. Gdy tak oboje siedzieli, a do jego nozdrzy dostał się jej przyjemnie słodki zapach, miał wrażenie, że odnalazł to, co ludzie nazywali „domem". Nigdy nie potrafił zrozumieć tego skojarzenia, bo gdy inni przedstawiali je jako definicję miejsca wypełnionego czułością, on wspominał szorstkie i krótkie rozmowy z ojcem i chłód, który podążał za każdym gestem członków jego rodziny. Przy Linie tego wieczoru odczuwał tylko i wyłącznie spokój, który pozwolił mu zasnąć tak szybko jak nigdy. Odniósł wrażenie, że jej ta bliskość też w żaden sposób nie skrępowała, bo obojga, gdy tylko się obudzili i przeżyli pierwszą serię uderzeń bólu i skurczów, bardzo ta sytuacja rozbawiła. Wyobrażali sobie, jak Ślizgoni musieli tykać ich różdżkami, sprawdzając jak głęboko śpią. To był miły poranek. Nie tylko dlatego, że faktycznie w pełni przespał ponad dziesięć godzin.
Dobry humor i trzeźwość umysłu sprawiły, że Ominis podczas porannych lekcji przemyślał swoje zachowanie wobec Sebastiana. Choć dalej twierdził, że miał rację (bo przecież miał!), tak rozumiał, skąd brała się determinacja jego przyjaciela. Jego piękny umysł badacza, który potrzebował chłonąć informacje jak skóra promieni słonecznych, nie pozwalał mu bezczynnie siedzieć i czekać na moment, w którym zagadka sama się rozwiąże. Ominisa ciekawiło też, co tak naprawdę wydarzyło się w wieczór festynu i czego Sebastian doświadczył, dlatego postanowił udawać się do skrzydła szpitalnego, by odwiedzić przyjaciela i się z nim pogodzić, a przy okazji zamierzał poprosić pielęgniarkę o solidną dawkę eliksiru wiggenowego, choć nie był pewien, czy nie zaproponuje mu wakatu, skoro przebywał tam zdecydowanie częściej niż przeciętny uczeń Hogwartu, mimo braku większych urazów.
Korytarze po święcie duchów wydawały się cichsze. W szkole nastała dziwna atmosfera grozy, której wcale nie nadawały pozostałe po świętowaniu lewitujące dynie o krzywych i fikuśnych twarzach. Plotki snujące się po korytarzach tylko narastały, a niewiedza wobec tego, co wydarzyło się z Sebastianem oraz fakt, że nauczyciele nie dzielili się z uczniami żadnymi informacji, sprawiła, że większość z nich po prostu chodziła zlękniona i nie miała ochoty na żarty. Nawet jeśli atak miał miejsce w Hogsmeade, a szkolne mury pozostawały bezpieczne, dużo osób, gdy tylko pozostawało samemu, często oglądało się przez ramię. Młodzi czarodzieje, gdy nie musieli pojawiać się na lekcjach, przesiadywali głównie w swoich dormitoriach, a po szkole chodzili tylko w większych grupach, dlatego ta podróż przez zamkowe korytarze wydawała się Ominisowi bardzo samotna. Zazwyczaj towarzyszył mu znajomy szmer strzępków rozmów, szelest falujących w ruchu szat i nieregularne odgłosy uderzających o posadzkę obcasów. Teraz czuł się jak w rezydencji Gauntów i, niestety, nie było w tym odczuciu nic przyjemnego. Nie mógł się doczekać, gdy tylko wespnie się po schodach do szkolnego szpitala, gdzie usłyszy głos Sebastiana, który wypełni nieznośną ciszę.
Zawsze poruszał się po zamku jak w zegarku. Nauczył się konstrukcji tych murów, by móc w pełni samodzielnie znajdować klasy. Nikt nie wiedział, ale większość pomieszczeń się od siebie różniła detalami. Niektóre zapachem, inne subtelnymi dźwiękami — jak stary, popsuty zegar czy skrzypienie niedomykających się drzwi. Dzięki nim zawsze wiedział, gdzie się znajdował, a przy okazji znacznie szybciej od swoich kolegów wykrywał, gdy coś się zmieniło. To miało miejsce również teraz, gdy do jego uszu dotarła charakterystyczna pieśń. (Ostatnimi czasy wszelkie, tajemnicze melodie go prześladowały!). Ominis doskonale wiedział, że ta muzyka, nucona z charakterystycznym dla jego uszu akcentem, wykonywana była przez nikogo innego jak węża z gabinetu profesor Mrooke. Nie dziwiło go, że gad śpiewał, bo niewielu wiedziało, że ulubione zwierzęta Salazara Slytherina nadwyraz ceniły sobie piękne utwory i były naprawdę muzykalne. Tym, co Ominisa trapiło, był fakt, że wąż znajdował się daleko poza gabinetem podejrzanej profesor.
CZYTASZ
Niewypowiedziana obietnica || Hogwarts Legacy
FanfictionKolejna tajemnica zagościła w murach Hogwartu i tylko trio zdeterminowanych Ślizgonów jest w stanie ją rozwikłać! Lina Ewing powraca do Hogwartu po tym, jak rok wcześniej odkryła ściężkę starożytnej magii, pokonała Ranroka i Rookwoda i nawiązała now...