Była jedna rzecz, która napędzała Avę lepiej niż złość. Determinacja. A obietnica Isaaca, że zmierzą się w uczciwej walce sprawiła, że dziewczyna była bardzo zmotywowana. Tylko dlatego jeszcze nie uderzyła Archera, gdy po raz setny usłyszała „wyżej". Ale kiedy po raz tysięczny padło polecenie „szybciej" zaczęła się zastanawiać, czy uderzenie trenera nie będzie jednak dobrym pomysłem. Ot tak, dla rozładowania emocji, które aż się w niej kotłowały.
Była wyczerpana, ale też w pełni skoncentrowana na tym, co robi. Do tego stopnia, że zupełnie straciła poczucie czasu. Niewiele uwagi poświęcała także swojemu otoczeniu. Nie widziała innych uczniów, którzy na przerwie obdarzali ją zaciekawionymi spojrzeniami. Nawet swoich przyrodnich braci zupełnie zignorowała, koncentrując się na słowach Archera.
Nie zmieniało to jednak faktu, że najchętniej by go walnęła.
– Powtórz jeszcze raz, że mam biec szybciej, a przysięgam, że tego pożałujesz – wycedziła, a może bardziej wyrzęziła przez zęby.
Płuca ją paliły. Mięśnie błagały o chwilę odpoczynku. Ale nadal wykonywała polecenia. Zupełnie jakby zawody miały się odbyć dzisiaj, a nie za kilka tygodni.
– Skoro masz siły na rzucanie groźbami, widać za mało się starasz na treningu – odparł z uśmiechem Archer.
Zupełnie nie przejął się słowami dziewczyny. Głównie dlatego, że Ava nie wyglądała jakby miała siłę uderzyć w kartkę papieru, o czymś bardziej stabilnym nawet nie wspominając.
– Dobra, odpocznij trochę. Jutro i tak nie wstaniesz z łóżka – zarządził wreszcie Archer.
– Jeszcze chwilę – zaprotestowała.
To był pierwszy dzień treningu. Pierwszy z wielu, które ich czekały. I chociaż sprawność fizyczna nigdy nie była jej problemem, to uświadomiła sobie, że jednak przesadziła. Musiała jednak odczuć aż mdłości, żeby własne ciało poinformowało ją o przeforsowaniu.
Zatrzymała się i usiłowała uspokoić oddech. Walczyła z własnymi płucami, by płytkie oddechy zamieniały się z coraz dłuższe. Do mdłości doszły jednak zawroty głowy. Chyba dość spore, bo w głosie Archera usłyszała ślad niepokoju.
– Ava, wszystko w porządku? Potrzebujesz...
Więcej nie usłyszała.
***
– Miałeś ją trenować, a nie usiłować zabić. Już i tak przyciąga za wiele uwagi – usłyszała głos, który z trudem dopasowała do właściciela.
Ava nie miała siły i ochoty otwierać oczu. Nadal leżała więc i zbierała siły z tej skąpej rezerwy, którą dysponowała.
– Paradowanie z nią w ramionach przed całą szkołę na pewno odciągnie od niej uwagę – zakpił Archer.
– Następnym razem lepiej ciągnąć ją za włosy jak jaskiniowiec? –wtrącił trzeci głos. Był spokojny, choć o kpiącym zabarwieniu. I z całą pewnością należał do Juliena.
– Nie musiałbym nikogo nosić, gdyby ktoś jej nie przeforsował – ripostował się bronić Isaac.
– Nie moja wina – bronił się Archer. – Świetnie ją zmotywowałeś. Ona jest gotowa się pociąć, żeby tylko z tobą wygrać.
– Trenuj ją tak, żeby tego nie zrobiła.
– Postaram się. Mam powiedzieć jej braciom, żeby ją zabrali?
– Kiedy odpocznie.
– Mogę... – zaczęła dziewczyna, otwierając powoli oczy. – Mogę sama iść. Teraz.
CZYTASZ
Kapitanowie szkół
RomanceNowa szkoła. Nowa rodzina. I pięciu nowych braci. Ava kocha swoją matkę. Musi to sobie powtarzać przynajmniej kilka razy dziennie, gdy wraz z matką rusza, by zamieszkać z jej nowym mężem. Przeprowadzka i zmiana szkoły nie byłaby problemem, ale jest...