Rozdział I. SPARING

323 12 6
                                    

Każdy człowiek podejmuje decyzję. W co się ubrać? Czy wyjść na krótki spacer? Co ugotować na obiad? Z kim wejść w relacje? Czy na pewno warto dalej się starać?

Kiedy siedziałam na drewnianym krześle kilka z moich decyzji było już podjętych. Na przykład jedną z ważniejszych był wybór szkoły średniej. Wybrałam idealną dla mnie klasę humanistyczną, po której musiałam włóczyć się po uczelniach. Nie było innej szkoły, która by mnie zainteresowała. Żałowałam tej decyzji. Mogłam się bardziej zastanowić. Zresztą nie tylko tej decyzji żałowałam. Bo nie oszukujmy się, podjęłam w życiu sporo złych decyzji.

Przekręciłam się, próbując nie spaść na podłogę. Moje siedzenie było tak krzywe i niestabilne, że zdecydowanie nie trudno było o upadek. Z moich ust wydobył się niezrozumiały bełkot, a lewą ręką podparłam ociężałą głowę. Mój wzrok podążył w kierunku niebieskiego ściennego zegara. Dochodziła godzina czternasta trzydzieści, ale sekundy ciągnęły się w nieskończoność.

Tamtego dnia czas wyjątkowo mi się dłużył. W końcu nie codziennie odbywały się ważne sparingi mojego ulubionego klubu żużlowego, dodatkowo takie, na które jeździłam. Zwykle byłam zbyt pochłonięta nauką. Speedway to coś, co od najmłodszych lat mnie fascynowało. Najpierw za sprawą dziadka, później ojca.

Od rozwodu moich rodziców i śmierci dziadka bardzo brakowało mi kogoś, z kim mogłabym dzielić moją wielką pasję. Moja mama nie lubiła tego typu rozrywek, a ojciec po wyprowadzce z naszego wspólnego domu do innej dzielnicy miasta praktycznie nie zabierał mnie już na mecze. Na szczęście wkręciłam w speedway moją przyjaciółkę. Nie było to łatwe zadanie, ale dziewczyna okazała się równie zagorzałą fanką czarnego sportu jak ja.

Już od dziecka męska strona rodziny przekonywała mnie do tej dyscypliny. Dziadek zawsze powtarzał, że żużel to nie przelewki i trzeba traktować go poważnie. Kiedy miałam pięć lat pierwszy raz pojechałam z nim na mecz. Dzieci w moim wieku, których rodzice też zabierali je na stadion zwykle miały założone słuchawki, na wypadek, gdyby było za głośno. Ja nigdy ich nie miałam. Pamiętam, że dźwięk warkotu silnika mnie uspokajał. Zresztą było tak do teraz. Atmosfera, jaka panuje na stadionie jest nie do opisania. Jest po prostu cudowna i jedyna w swoim rodzaju. Pamiętam, że zawsze zafascynowana siedziałam na kolanach dziadka, szeroko się uśmiechając. Były to jedne z moich pierwszych wspomnień. Pierwszych szczęśliwych wspomnień. Tych, o których chciałam pamiętać.

Rok później nadeszły chwilę, które najchętniej wymazałabym z życia. Moi rodzice podjęli decyzję o rozwodzie. Miałam wtedy niecałe siedem lat i byłam niezadowolona z powodu tego, że jedno z nich się wyprowadzi. Nie wiedziałam dlaczego mamusia i tatuś nie chcą już razem mieszkać. W kółko zadawałam im różne pytania. Ojciec regularnie zdradzał matkę, a mama raz dopuściła się romansu jej z kolegą z pracy. Sąd zdecydował, że zamieszkam z kobietą. Ja też wolałam mieszkać z nią. Była mi o wiele bliższa.

Tata już po kilku tygodniach od rozstania wyprowadził się ze swoją nową kochanką, ale jego miłość jakiś czas później go zostawiła. Dalej co jakiś czas miał nowe kobiety, ale nigdy stałą. Mama z kolei opiekowała się mną i zdecydowanie nie miała czasu na romanse. Wtedy dopuściła się zdrady tylko po to, żeby dowalić ojcu. Kiedy trochę podrosłam i dowiedziałam się o tym, nie byłam zachwycona. Z drugiej strony były to ich decyzje, więc chcąc czy nie miałam mało do gadania. Mimo wszystkiego co między nimi zaszło utrzymywałam regularny kontakt z tatą, a nasza relacja mimo tego wszystkiego była, można powiedzieć dość dobra. Czasem jeździłam do niego na kilka dni, a czasem nawet tygodni.

Kiedy w końcu zza drzwi dobiegł wyczekiwany przeze mnie pisk starego szkolnego dzwonka pytającym wzrokiem spojrzałam na moją anglistkę. Nauczycielka chrząknęła, poprawiła się na krześle i zamrugała swoimi piwnymi oczami, a po kilku ostatnich zdaniach o czasownikach nieregularnych pozwoliła nam na opuszczenie klasy. Bardzo lubiłam ten przedmiot. Był to jeden z tych, z których nie musiałam brać korepetycji. Lubiłam też historię. Zdecydowanie można mnie było nazwać humanistką. Nauki ścisłe nie szły mi dobrze, a matematyka była moja zmorą.
Wstałam z miejsca i z niemałym trudem udało mi się wygramolić z ławki, po czym szczęśliwa wyszłam z pomieszczenia. Zaraz za mną podążyła moja równie zadowolona przyjaciółka. Obie szybkim krokiem udałyśmy się w stronę naszych szafek.

Crossroads of Decision Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz