Rozdział XI. NOCNA JAZDA

96 2 0
                                    

— Wstawać, dzieci! — zakryłam twarz poduszką, kiedy do sypialni  wtargnął zdenerwowany Gabe. — Jest, kurwa po czternastej! Jedzcie coś i idziemy na zakupy!!! — pisnął jak mała dziewczynka.

Jęknęłam przeciągle patrząc w lewą stronę. Sodorov podniósł się z łóżka i rozciągnął. Zrzucił ze mnie kołdrę, a ja zadrżałam z zimna.

— Masz. — rzucił we mnie ubraniami, które wczoraj sobie przyszykowałam.

Oboje się ubraliśmy i udaliśmy się do salonu, w którym siedzieli Veronica z Ethanem.

Dziewczyna siedziała na jego kolanach, karmiąc go zupką chińską. Kilka kropelek skapywało po jego brodzie.

Uśmiechnęłam się, zerkając do lodówki, a potem wyciągając z niej mleko. Zagrzałam je w garnku dodając łyżeczkę słodkiego kakao. Postawiłam przed Nazarem kubek z czarna herbatą i miseczkę z cynamonowymi płatkami. Chłopak zalał płatki mlekiem. Z szafki wyciągnął druga miskę, po chwili przygotowując śniadanie również mi.

Zjedliśmy je w tym samym czasie. Umyłam naczynia, odkładając je na stojak, a Nazar poszedł się ubrać.

Było przed piętnastą, co lekko mnie zdziwiło. Nigdy nie miałam w zwyczaju wstawać aż tak późno. Chociaż poprzedniej nocy wszyscy dość późno poszliśmy spać.

Po godzinie zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i wyszłam z domku w towarzystwie całej ekipy. Bez słowa wsiadłam do samochodu, zamykając za sobą drzwi.

— Ej! Idziemy z buta, co ty sobie myślisz! — westchnęłam, kiedy Ethan siłą wyciągnął mnie z pojazdu.

Nie chciałam nigdzie chodzić. Nienawidziłam wycieczek piechotą,
wolałam raczej jeździć niż chodzić. Nie miałam też zbyt dobrej kondycji.

Jęknęłam i dołączyłam do reszty. Opuściliśmy teren ośrodka, udając się w kierunku rynku oddalonego o pół kilometra. Niby nie było to tak dużo, ale cholernie mi się nie chciało, co zresztą było po mnie widać. Zdecydowanie odstawałam od grupy, niemal się za nimi czołgając. Szliśmy cholernym poboczem, bo nigdzie nie było chodnika.

— Naz, weź coś z nią zrób, bo nie wytrzymam! — krzyknęła Veronica, zatrzymując się na chwilę i odwracając w moją stronę.

Wybałuszyłam oczy, kiedy Sodorov ruszył w moim kierunku z prędkością światła. Przerzucił mnie sobie przez ramię, a ja zaczęłam wierzgać nogami i kopać nimi na wszystkie strony.

Tak jak myślałam, zdało się to na nic. Nie puścił mnie. Szedł ze mną na rękach przez całą drogę, a ja bezskutecznie próbowałam mu się wyrwać.

Chłopak postawił mnie na ziemi, kiedy dotarliśmy na wielki plac.

Dookoła rozciągały się budki z jedzeniem i pamiątkami.

Gabe podbiegł do mężczyzny przebranego za Marshalla z psiego patrolu.

— Ile za zdjęcie? — zapytał, wyciągając telefon z kieszeni jasnych jeansów.

— Piętnaście.

Mina chłopaka była bezcenna. Szeroko otworzył buzię, a jego oczy przypominały piłeczki pingpongowe. Otrząsnął się i ponownie przybrał poważny wyraz twarzy.

— Zrobimy tak. Ty dasz mi piętnaście za zdjęcie ze mną.

Wszyscy parsknęliśmy śmiechem, a mężczyzna przeklnął pod nosem, odwrócił się i odszedł w przeciwnym kierunku.

Gabriel tylko wzruszył ramionami, udając się w kierunku stoiska na którym znajdowały się różne pamiątki. Po chwili wrócił do nas trzymając w dłoni małego pluszaka i paczkę popcornu, a jego głowę zdobił taki sam strażacki kask, jaki wcześniej miał na sobie Marshall.

Crossroads of Decision Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz