Rozdział XV. ŚMIERĆ

45 4 0
                                    

- Masz wszystko? - krzyknęła Veronica przez telefon, przez co upuściłam torbę z biletami na samolot.

- Tak, mam wszystko. - westchnęłam.
Dokończyłam pakowanie i zbiegłam na dół.

- Już wychodzisz? - zapytała mama, odrywając wzrok od telewizora.

- Tak. Samolot mamy za trzy godziny. - pocałowałam ją w czoło.

- Transmisja jest za dwie, będziecie oglądały podczas lotu? - zmarszczyła brwi.

- Nie ma innej możliwości. Pojedziemy pogratulować im do hotelu.

Kiwnęła głową i pocałowała mnie w policzek.

- Uważaj na siebie, Miley.

- Dobrze.

W szybkim tempie opuściłam dom.
Wbiegłam do samochodu Veronici, odkładając walizkę na tylne
siedzenie.

Nadszedł dzień Grand Prix w Gorican.
Tak jak umówiłam się z wszystkimi znajomymi ani Nazar ani Ethan
nie mieli pojęcia, że przylecimy do nich specjalnie, żeby być z nimi
w tych ważnych chwilach.

Zaparkowałyśmy pod lotniskiem. W pośpiechu zabrałyśmy ze sobą
cały bagaż, kierując się na halę odlotów.
Lotnisko nie należało do najmniejszych. Wszystko było duże, a ludzie poruszający się w różnych kierunkach dodawali swego rodzaju uroku całemu miejscu. Wszystko robiło na mnie duże wrażenie.

Stanęłyśmy w długiej kolejce do punktu kontroli bagażu. W końcu po długim czasie przeszła kolej na sprawdzenie
paszportów i biletów.

Przez chwilę się zamyśliłam. Byłam ciekawa, co robi teraz Nazar.
Nie kontaktowaliśmy się od trzech godzin, kiedy jechał na ostatni
trening przed zawodami.

W skupieniu obserwowałam ludzi, z którymi dzieliłam to samo
lotniskowe pomieszczenie.
Kiedy nadszedł czas na sprawdzenie bagażu, serce zaczęło mi bić szybciej. Zawsze w takich chwilach się stresowałam. A przecież nie
próbowałam nic przemycić.

Ostrożnie umieściłyśmy bagaże na taśmie, czekając, aż znikną za
zakrętem. Kilkakrotnie sprawdziłam bilety, choć dobrze wiedziałam, że wszystko jest w porządku.

Po procesie kontroli miałyśmy chwilę dla siebie. W kawiarence w terminalu zamówiłyśmy sobie po kubku latte,
delektując się aromatem świeżo mielonych ziaren.

Uśmiechnęłam się, kiedy na banerze pokazała się reklama zawodów, w których udział brał mój Sodorov.

- Ej! Wołają nas! - wzdrygnęłam się na krzyk przyjaciółki.

Zerknęłam na zegarek. Czas minął z niewiarygodną szybkością. Nadszedł czas, żebyśmy w końcu udały się do samolotu.

Wsiadając na pokład, poczułam zapach świeżego powietrza z zewnątrz.
Usiadłyśmy na przydzielonych mam miejscach, rozglądając się dookoła. Na fotelach przed nami były umieszczone małe monitory, na których mogliśmy włączyć dowolny film, serial czy co tylko sobie wymarzyłyśmy.

Obie jednogłośnie postawiłyśmy na Mean Girls. Poprawiłam się w fotelu, zaczynając odczuwać wibracje.
Zaczęliśmy wznosić się w powietrze.
Zerknęłam przez okno, widząc, jak lotnisko coraz bardziej się od nas oddała.

Lubiłam loty samolotem. Nigdy nie przysparzało mi to stresu. Pierwsza godzina lotu minęła spokojnie. Zaczęłyśmy oglądać Grand Prix na małych ekranach. Nasza reprezentacja wychodziła na prowadzenie i było im coraz łatwiej. Bardzo mnie to cieszyło. Nie mogłam się doczekać, aż w końcu zobaczę Nazara.

Nagle kamera skierowała się na niego.
Jak zwykle wyglądał idealnie. Miał na sobie swój czerwony kask i ciemny kewlar z flagą Wielkiej Brytanii. Pomachał do kamery, na
co się uśmiechnęłam.

Spojrzałam w górę, kiedy stanęła nad nami młoda stewardesa. Zapytała czy nie chcemy czegoś do jedzenia.
Zbyłam ją kilkoma słowami i później już się nie pojawiła. Wróciłam do oglądania zmagań chłopaków.

Akurat nadszedł czas na jeden z ostatnich biegów. Nazar zdobył w
nim drugie miejsce. Krzyknęłam na cały samolot, kiedy w ostatniej chwili wyprzedził go zawodnik z Polski.
Kilka osób posłało mi złowrogie spojrzenie, a Veronica parsknęła
śmiechem. Machnęłam ręką i wróciłam do oglądania.

W końcu odbywał się ostatni bieg.
Finał, który musiał wygrać.
Podkurczyłem nogi, chowając w nich twarz. Czułam coraz większy
stres.

Taśma wystrzeliła w górę. Ruszyli. Na początku Polak wyszedł na prowadzenie. Za nim jechał mój Nazar, jego kolega z kadry Harry Donovan oraz Słowak, Martin Iversen.

Trzecie okrążenie dało Nazarowi drugą pozycję. Polak zagapił się, przez co Sodorov sprawnie go wyminął, wjeżdżając na linię startu.
Wygrał to.

Nie powstrzymałam się. Momentalnie wystrzeliłam w górę, krzycząc na cały samolot głośne "Kurwa".
W jednym momencie wszyscy pasażerowie spojrzeli na mnie ze
zdziwieniem, a kilka starszych pań szeptało coś sobie nawzajem.
Rzuciłam się w ramiona Gentry.

- Widzisz, wujek wygrał. - szepnęła, gładząc swój brzuch, który zacząć delikatnie się odznaczać.

Westchnęłam ciężko, wyłączając ekran, bo zbliżaliśmy się do lądowania.
Kapitan lotu podziękował pasażerom za obecność, a po chwili wyszłam z samolotu w towarzystwie Veronici.

Miałyśmy problem, bo nigdzie nie mogłyśmy znaleźć lotniska,
które byłoby blisko hotelu, w którym mieszkali Ethan z Nazarem.
Na nasze szczęście niedawno wybudowano właśnie lotnisko w
samym centrum Gorican.

Zadzwoniłam po taksówkę, dzięki której już po dwudziestu
minutach byłyśmy w hotelu.
Wiedziałyśmy że chłopcy dawno wrócili ze stadionu. Dostałyśmy numery pokoi od jednego z ich kolegów. Pokój Ethana
mieścił się na drugim, a Nazara na czwartym piętrze.

Pożegnałam się z przyjaciółką i szybko pobiegłam schodami na górę.
Westchnęłam, kiedy w końcu udało mi się wdrapać na czwarte
piętro.

Podeszłam do drzwi pokoju, jaki wskazał mi Ray, kolega z kadry
Sodorova.
Podekscytowana pociągnęłam za klamkę.
Tak jak myślałam. Było otwarte. Bez wahania wtargnęłam do
środka. To, co zastałam w środku już zawsze będzie w mojej głowie.
On. Mój Nazar. Ona. Moja dobra znajoma Keila. Oni razem.
Przyparła go do ściany. Nie opierał się. Nie odepchnął jej. Nie zareagował.
Nie zrobił kompletnie nic.
Całowali się zachłannie.
Usta, które jeszcze do niedawna były moje całowały ją.
Dziewczynę, której ufałam.
Przytknęłam dłonie do ust, tłumiąc głośny krzyk.
Sodorov szybko odepchnął od siebie Ramirez, która wylądowała na
podłodze.
Słyszałam tylko jak jej ust wydobyło się prychnięcie.
Od razu odwróciłam się do tyłu, wybiegając z pokoju.
Biegłam przed siebie ani na chwilę się nie odwracając.
On biegł za mną. Krzyczał. Słyszałam smutek w jego głosie.
Płakałam. Wyłam. Łkałam.
Zbiegłam po schodach.

- Blyat! Czekaj, Malen'kaya! - słyszałam, że krzyczał tak głośno, jak tylko pozwalało mu gardło.

Nie zamierzałam się odwracać. Wybiegłam na zewnątrz.
Przemknęłam obok starszej kobiety, wpadając na pasy.
Prosto pod pędząca czerwoną Mazdę.

Później była tylko ciemność. Mnie już nie było. Nie istniałam.

Crossroads of Decision Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz