Cher Kingsley pov.
Jak chyba każdy mógł się spodziewać - włosy Dave'a przypominały bardziej zgniłe ptasie gniazdo niż włosy. Nie obyło się bez wielkiej awantury. Wszyscy wyzywali wszystkich, nawet za coś co miało miejsce dosyć dawno.
W końcu gdy się jakimś cudem pogodzili stwierdziliśmy, że musimy te włosy jakoś ogarnąć. Bo to, że gitarzysta jest obrażony to żadna nowość, to napewno wytrzymamy. Niektórzy nawet będą zadowoleni z ciszy. Gorzej z tym całym smrodem.
Bus dostawczy jak to bus dostawczy. Wody ani widu ani, kurwa, słuchu. Mieliśmy na tyle szczęścia, że Cliff zaparkował na brzegu lasu, a niedaleko płynęła rzeka. No cóż, brak hotelu, brak wygody, trzeba sobie jakoś radzić.
Nikogo nie trzeba było długo namawiać. Basista wydarł się na nas, że jebie trupem i jak policja nas zatrzyma, (co w sumie nie byłoby po raz pierwszy )będą nas posądzać o morderstwo. Wszyscy wybiegli w stronę strumienia zabierając tylko szampon, mydło i ręczniki. Nie wspominając już o rudym, który był bliski płaczu...
Jakby moje włosy to spotkało to chyba bym się na łyso ojebała. Na buzzcut.
Zeszliśmy do miejsca, gdzie koryto rzeki było wystarczająco szerokie, a zejście na tyle wygodne by pomieściło parę osób. Wbrew pozorom woda była dosyć czysta.
Nie bardzo zwracałam uwagę na to co tam robią. Kątem oka widziałam tylko jak Dave zanurza czubek głowy w rzece a reszta wymywa z niego cały syf. Miał szczęście, że truchło nie zostało wtarte w jego włosy i nie zostawiło wielu śladów. Chociaż to też trochę zasługa warkoczy.
Kirk i Cliff zostali na górze, przy busie. Spojrzałam na mojego chłopaka, ten od dłuższego czasu patrzył na mnie. Gdy zauważył, że złapaliśmy kontakt wzrokowy uśmiechnął się szeroko. Odwróciłam wzrok.
Momentalnie do oczu napłynęły mi łzy.
Odeszłam trochę dalej od reszty, by nie musieli mnie oglądać w takim stanie.
Mam tak mocne uczucie, że potwornie go ranię. Przecież jest cudownym chłopakiem i teraz nie wyobrażam sobie życia bez niego, jednak ten związek jest aż zbyt przesłodzony. Mam tego dosyć.
Mimo tego iż jestem szczęśliwa cały czas jest coś nie tak. Nie jestem jakoś bardzo wymagająca. A nawet mam faceta swoich marzeń, który okazał się cudowny. Aż zbyt...
Powinnam się naprawdę cieszyć. Nie wiem czy ktokolwiek z moich znajomych miał tak zdrową relacje. Kiedykolwiek. A mimo tego i tak go ignoruję...
W sumie jeśli nie chcę, by było to aż tak przesłodzone, to chyba zmierza to w dobrą stronę. Tak, powinniśmy dać sobie odrobinę swobody! Jednak naprawdę nie chcę, by było mu przykro.
Nawet nie zauważyłam kiedy podeszła do mnie Samantha.
- Smucisz się - zauważyła. - Czemu?
Zwruszyłam ramionami. Co niby miałam odpowiedzieć? Przecież tamte moje wywody nawet nie miały sensu.
- To przez tego trupa? Szkoda ci zwierząt, co? Jeśli to poprawi ci humor, to pocieszę cię faktem, że to ja i Lars będziemy nienawidzeni przez to na najbliższe parę tygodni.
- Niee, nic z tych rzeczy. To znaczy... Uwielbiam zwierzęta, oczywiście, ale... To nie dlatego...
Zwróciłam uwagę na resztę. Właśnie wyciągnęli rudego z rzeki i zaczęli okładać go ręcznikami. Uśmiechnęłam się, bo wyglądało to dosyć zabawnie.
- Chodzi o Kirka? - znów dopytywała, chociaż zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie faktów. Pokiwałam lekko głową.
- Może powinniśmy go zawołać? Cip, cip, cip! Kirkuś, do nogi.
CZYTASZ
HIT THE LIGHTS || Metallica
FanfictionPo tym jak cofnęły się w czasie, życie w latach osiemdziesiątych może i wyglądało jak seria obrzydliwych incydentów. Ale to nie tylko mocne narkotyki, trunki czy pokręcony seks. Znalazły coś czego szukały od zawsze, choć nie było to takie łatwe.