PROLOG

1.2K 53 11
                                    

Dyszała, biegnąc chodnikiem najszybciej, jak tylko mogła. Modliła się w duchu, aby przeklęty Davis utknął w korku i nie dotarł do placówki.

Gdy wbiegała do szkoły, skierowała wzrok na zegarek znajdujący się na jej nadgarstku, który wróżył jej poważne tarapaty. Od początku wiedziała, że nie ma szans na to, by dotrzeć na czas. Wszystko zaczęło się od tego, że autobus, którym zawsze dojeżdżała, postanowił przyjechać z godzinnym opóźnieniem.

Victoria była tak zdeterminowana, że cierpliwie oczekiwała przyjazdu busa, który nie kwapił się do niej tak, jak tego oczekiwała.

Zegarek wskazywał, że nie ma czasu na zwolnienie tempa, aby nie pogarszać sytuacji. Mimo wszystko próbowała znaleźć w sobie choć odrobinę optymizmu.

Może nie wszystko stracone...

Naprawdę liczyła, że nie wszystko stracone i nadal będzie mogła napisać przeklęty sprawdzian. Trzęsącymi się rękami przycisnęła plecak do boku i ruszyła w stronę sali lekcyjnej.

Droga do sali, w której Davis nauczał angielskiego, wydawała się nieskończonością, a minuty mijały szybciej niż zwykle, gdy walczyła z nieuchronnym poczuciem spóźnienia, które nie zostanie zlekceważone, gdy wejdzie do klasy.

Serce waliło jej w piersiach, a dłonie były wilgotne od stresu. Ale nawet w tym chaosie udało jej się złapać powietrze, kiedy z bliska dostrzegła salę, do której miała zamiar wejść.

— No dawaj, Vic... dasz radę — wymamrotała do siebie.

Nabrała powietrza do płuc, zanim dotknęła klamki, która dzieliła ją od piekła. Pociągając za klamkę było już za późno, aby uciec.

Gdy weszła do klasy, wydawało się jej, że czas zwolnił w miejscu. Nic już się nie liczyło, gdy zauważyła, jak wszyscy na nią spojrzeli. Zamykając za sobą drzwi, przegryzła wargę żałując, że nie została w domu.

— Bardzo miło z twojej strony, panno...? — usłyszała głos, którego tak bardzo nie chciała słyszeć.

No tak, nigdy nie zapamięta mojego nazwiska, mimo że uczy mnie już pół roku.

Nasunęło się jej na myśl, zanim odpowiedziała. W duchu dziękowała sobie, że nie przewróciła oczami, na co nauczyciel był przewrażliwiony, a Victoria nie chciała dodatkowo komplikować sytuacji.

— Murphy, Victoria Murphy — odpowiedziała, stykając swoje orzechowe oczy z tymi, które śniły się jej w najgorszych koszmarach.

Gabriel Davis to ktoś, z kim nie chciałoby się zadzierać. Nie należał do osób, które pozwoliłyby wejść sobie na głowę.

— Panno Murphy, cieszymy się, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością — rzekł Davis, mierząc Victorię spojrzeniem, którego nie chciała na sobie czuć. — Mam rozumieć, że patrząc tutaj skończyliście pisać?

Każda para głów automatycznie wróciła do kartek przed sobą. Victoria nawet im współczuła, ominęło ją to kosztem konsultacji, na których musiała się pojawić, aby napisać sprawdzian.

Gdyby miała wybór, zdecydowanie wolałaby słuchać Taylor Swift w zapętleniu przez większość swojego czasu, pod warunkiem, że nie musiałaby nigdy więcej postawić stopy w sali, w której obecnie się znajdowała.

Kiedy podeszła nieśmiało do nauczyciela, serce biło jej jeszcze szybciej niż przed chwilą.

Doskonale wiedziała, że się nie zgodzi. Nigdy się nie zgadzał, dlaczego i tym razem miałoby się coś zmienić?

— C-czy mogłabym jeszcze napisać sprawdzian? — zapytała, wpatrując się w tablicę za nauczycielem, tak było łatwiej jej zebrać myśli niż wpatrywać się w otchłań bez dna.

— Oczywiście, że możesz — odpowiedział, chwilę zajęło Victorii w przeanalizowaniu tego, co powiedział.

— Co? — wymsknęło się z jej ust.

Klasa nie pozostała jej dłużna, rozległy się szepty, których nie mogła dosłyszeć.

Nie mogła uwierzyć, że pozwolił jej napisać.

Uśmiechnęła się z wdzięcznością, widząc dłoń nauczyciela z białą kartką skierowaną w jej stronę.

Sprawdzian, to na pewno sprawdzian.

Mina jej zrzedła, gdy zauważyła, jak kartka, która miała trafić do jej wyciągniętej dłoni, nie trafiła do niej, tylko na biurko nauczyciela.

Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc o co chodzi, myśląc, że wypadła po prostu nauczycielowi z dłoni, postanowiła wyciągnąć dłoń w kierunku sprawdzianu, który leżał na biurku.

— Na konsultacjach, Murphy. Spóźniłaś się o 10 minut. Myślałaś, że pozwoliłbym ci pisać wraz z innymi? — zadrwił, przyglądając się uczennicy, która znieruchomiała z wyciągniętą ręką. — Nie potrafisz zrozumieć nawet tak prostej odpowiedzi? Wyjdź z klasy i nie przeszkadzaj klasie pisać sprawdzianu.

Ręka Victorii opadła. Dziewczyna naprawdę miała zamiar wziąć sprawdzian i ruszyć do wolnej ławki, nie zważając na konsekwencje, które z pewnością wyciągnąłby Davis, ale nie zrobiła tego.

I tak nie sprawdziłby jej sprawdzianu, zresztą nawet jeśli, uznałby go i tak za nic godnego uwagi, wpisując standardowo najniższy stopień z możliwych.

Chciała wykrzyczeć mu prosto w twarz, jakim jest dupkiem, jednak jedynie zacisnęła zęby i odwróciła się w jego stronę, mierząc go przez chwilę swoim przenikliwym wzrokiem. Nie mogła mu odpowiedzieć, wiedziała, że byłoby to głupie z jej strony.

Czuła się upokorzona na tle klasy, która przysłuchiwała się rozmowie, zamiast na rozwiązywaniu zadań.

Odczuwając gromadzące się łzy, postanowiła natychmiast wyjść z klasy. Spojrzała ostatni raz na nauczyciela, który czekał na jej reakcję... i się nie doczekał.

Odwróciła się do niego tyłem i skierowała się w stronę wyjścia. Nie spoglądając za siebie, miała olbrzymią nadzieję, że Davis nie zauważył w kącikach jej oczu łez. Towarzyszyła jej cisza, którą zakłócała swoimi krokami, które chwiejnie stawiała.

Zamykając za sobą drzwi, poczuła, jakby całe jej wnętrze się skurczyło. Wiedziała, że nie może się załamać, nie przed klasą, w której doprowadził ją do takiego stanu, przeklęty Gabriel Davis.

Udała się do najbliższej toalety i wbiegła do wolnej kabiny. Usiadła na podłodze i przyciągnęła kolana do klatki piersiowej, czując, jak ogarnia ją bezsilność i rozpacz.

Przeklęła siebie i przeklęty autobus, który spóźnił się tego ranka. Westchnęła cicho i poczuła, jak mdłości się nasilają. W końcu wywołała wymioty, aby choć trochę ulżyć swojemu ciału, ale nawet to nie złagodziło bólu brzucha, którego tylko przez strach nie odczuwała będąc w klasie.

A gdy wreszcie poczuła, że nie ma już w niej niczego, co mogłaby stracić, pozwoliła sobie na chwilę słabości, rozpłakując się z bezsilności.

Nie mogła przewidzieć, że to dopiero początek.

OWOC ZAKAZANY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz