Louis nie cierpiał dnia szesnastego czerwca. Było to spowodowane swoją traumą rodzicielską, nie potrafił tego dnia spojrzeć przez okno. Gdzie by nie spojrzał zobaczyłby rodziny z dziećmi lub niespodzianki dla ojców. On ojcem nie był... w zasadzie był. Małego Williama, jednak jego William był aniołkiem, tak samo jak ich pierwszy szczeniak z Harrym.
Od rana był nie w humorze, lecz nie chciał pokazać o tym swojej omedze. Ostatnie dni były spokojne, a kłótnie mniej więcej ustały. Nie chciał tego popsuć, więc starał się myśleć, że ten dzień to najzwyklejszy dzień, a nie dzień ojca.
Tego dnia to on przygotował dla nich śniadanie, może ono nie było aż tak syte jak te Harrego, jednak liczył się gest i uśmiech na twarzy bruneta. Był bardzo wczesny ranek, jednak słońce już było na niebie. Był w końcu czerwiec. Louis kochał takie dni, ogólnie lubił wschody. Ten aktualny też był prześliczny, ale przez jego humor nie potrafił się cieszyć.
Harry zaś chodził z wielkim uśmiechem, który mniej więcej poprawiał sytuację z humorem Louisa. To jednak nie wystarczało, bo mimo iż cieszył się, to humor Harrego go wkurzał. Uśmiechał się od ucha do ucha i nie potrafił usiedzieć w miejscu.
- Serio ekscytuję cię dzień ojca? - zapytał z grymasem, ubierając swoje buty.
- Każde święto mnie ekscytuję - wzruszył ramionami. - Zayn będzie obchodzić swój pierwszy dzień ojca.
- Fantastycznie - wywrócił oczyma, unosząc wzrok na omegę. - A ty się nie ubierasz?
- Ja przyjadę trochę później. Nie wiem, o której. Niall poprosił mnie, abym przyjechał i pomógł mu przygotować prezent dla Zayna.
- Zostawiasz mnie samego z robotą? - zatrzepotał oczyma.
- Jest piątek, kochanie. Nie będzie tego tak dużo, a ja przecież przyjadę. Może trochę później, ale przyjadę i ci pomogę, dobrze?
- Niech będzie.
Wtedy też Harry poszedł do niego i mocno się przytulił, uśmiechając się od ucha do ucha. Louis za to był w szoku, dawno młodszy nie wpadał mu w ramiona, a w dodatku uczucie, które doznał jeszcze bardziej go zaszokowało. Ich wzroki się złączyły, a na twarzach pojawiły się uśmiechy. Louis nie wytrzymał i złączył ich usta w jedność, a dłonie powędrowały na biodra. Tam też doznał nowego, ale też starego odczucia, choć zapewne było ono spowodowane dużym brakiem czułości i dotyku. Harry sam nakręcał ich na pocałunki. Naprawdę się stęsknił, a jego omega od kilku dni błagała o ciągły kontakt z alfą. W końcu mógł ją zaspokoić i spędzić kilka chwil z swoim narzeczonym.
- Śniadanie masz w torbie - uśmiechnął się Harry, odsuwając się dwa kroki w tył. - Będę do ciebie pisać, więc miej telefon przy sobie.
- Zawsze mam, jeśli cię nie ma. Nic się nie zmieniło, muszę mieć cię pod czujnym okiem!
- Cieszy mnie to - zachichotał, spoglądając na siebie w lustrze.
Na ten widok bardzo mocno się uśmiechnął.
- Co cię tak bawi w tym lustrze?
- Ja - zaśmiał się. - Mam dobry humor, Lou.
- Widzę i mam nadzieję, że taki pozostanie aż do końca dnia, Hazz.
- Myślę, że i twój się poprawi - ponownie podszedł do niego i cmoknął go dwa razy w policzek. - Leć, bo się spóźnisz.
Louis przyciągnął go do siebie i ponownie zaczął obdarowywać pocałunkami. Nie potrafił się pohamować, jego alfa działała. Brak kontaktu przez dobre trzy tygodnie był okropny, a kłótnie zaczynały ich wykańczać.
CZYTASZ
Same mistakes again → larry
ФанфикLouis nie potrafił przeżyć prawdziwej miłości, a tym bardziej założyć godnej rodziny. Na przestrzeni parunastu lat stwierdził, że miłość nigdy nie będzie mu dana, jednak jak mówią, nigdy nie mówi się nigdy, a wystarczy tylko poczekać na ten jeden od...