Louis z samego rana kazał mu się przygotować na cały dzień poza domem. Oprócz tego nie powiedział mu nic. Nie powiedział, jak ma się ubrać, co musi zabrać, a przede wszystkim, gdzie w ogóle jadą. To bardzo zaniepokoiło Harrego, a może nawet bardziej wkurzyło. Nie lubił być niedoinformowany, tym bardziej nie wiedział, jak powinien się ubrać... nie wiedział, gdzie jechali. Mogli nagle jechać w góry albo na basen, a może po prostu do galerii. Nie wiedział nic. Nie wiedział co powinien na siebie założyć, a w szafie miał naprawdę duży wybór ubrań, nawet w ciąży wolał wyglądać idealnie. Cóż to dawało, nic. Tym bardziej, że w końcu stwierdził, że ubierze się w ciemno. Kiedy wyszedł cały gotowy zauważył, że Louis szeroko się uśmiechnął i dyskretnie pokiwał głową. Wywnioskował, że ubrał się dobrze. Ubrał długie spodnie i wielką koszulę, ale do swojej torby spakował jeszcze krótkie spodenki. O dziwo wrzesień był ciepły.
- Gdzie my właściwie jedziemy? - zapytał już po raz kolejny. - Możesz mi w końcu powiedzieć? - dodał z już oburzeniem, Louis przez cały czas go ignorował. - Widzę, że się śmiejesz. Louis, to nie jest śmieszne. Od rana milczysz, a teraz mnie gdzieś wywozisz. Zaczynam się streso-
- Jedziemy do Malików - powiedział pospiesznie.
Harry specjalnie tak powiedział... to była jego tajna broń. Louis nie chciał, aby ten się stresował, więc za każdym razem, kiedy Harry mówił mu o strasie panikował. Chociaż, kiedy Louis nie panikował?
- Tak ciężko było mi powiedzieć, Lou? - westchnął, odwracając wzrok od alfy. - Ale na cały dzień?
- A czy ty musisz wszystko od razu wiedzieć?
Omega spojrzała na niego kątek oka, a po chwili nawet przeleciała go wzrokiem.
- Przepraszam bardzo, to ja gorszy? - położył dłoń na swojej klatce piersiowej.
- Oczywiście, że nie. Po prostu dzisiaj razem z Zaynem zabieramy nasze omegi na podwójną randkę - spojrzał na niego i uśmiechnął się delikatnie, choć tak naprawdę nie miał mu tego mówić.
- Um... nie wiem co mam ci odpowiedzieć.
- Po prostu mnie pocałuj - zaśmiał się, zerkając na niego kątem oka.
- Prowadzisz samoch-
Louis przyciągnął Harrego do siebie i dwa razy szybko złączyła ich usta. W tym czasie poczuli jak samochód lekko zaczyna się kołysać, ale alfa szybko wszystko opanowała... wystarczyła chwila, a wrócili do bezpiecznej jazdy.
Harry za to spojrzał na niego przerażonym wzorkiem, zatrzepotał kilka razy rzęsami i poprawił się na siedzeniu.
- Chciałeś nas zabić - odparł poważnie. - Louis, jestem do cholery w ciąży. Przecież mogłeś spowodować wypadek!
- Żyjemy, słońce - spojrzał na niego. - Nie ma co się stresować, panowałem nad pojazdem.
- Właśnie czułem... panowałem nad pojazdem. Po za tym chyba obudziłeś dzieci - mruknął. - Zaczęły się ruszać, pierwszy raz od samego rana.
- Czyli ten pocałunek wyszedł nam na plus - stwierdził.
- Serce mi się zatrzymało na moment, więc nie wiem czy to taki plus. A teraz ta mała dwójka zaczęła mnie kopać od środka.
- Właśnie dzieci się ruszają! - zerwał się i położył dłoń na brzuszku omegi.
Harry cicho westchnął, ale dobrze widział, że starszy drugą ręką kontroluję pojazd. Nie potrafił się na niego złościć, nie potrafił się na niego złości wtedy, kiedy Louis pokazywał prawdziwego siebie.
CZYTASZ
Same mistakes again → larry
FanfictionLouis nie potrafił przeżyć prawdziwej miłości, a tym bardziej założyć godnej rodziny. Na przestrzeni parunastu lat stwierdził, że miłość nigdy nie będzie mu dana, jednak jak mówią, nigdy nie mówi się nigdy, a wystarczy tylko poczekać na ten jeden od...