- Nie jest ci ciężko? - zapytał Louis tuż po tym jak przekroczyli próg biura.
- Dlaczego ma mi być ciężko? Całą robotę odwalamy przy biurkach, więc... jedynie co może mi umierać do kręgosłup. Jednak jest znoście i tak nie czuję większych problemów.
- Martwię się o was - westchnął, otwierając omedze drzwi. - Nie chce, aby stała się wam krzywda.
- Nic się nie stanie. Popracuję jeszcze trochę, nie chcę się rozleniwić. Tutaj przynajmniej mam jakieś zajęcie - uśmiechnął się szeroko, przy okazji kłaniając się. - Za tydzień wylatujemy już do Miami, a za równe dziesięć dni bierzemy ślub... muszę mieć formę na niego, jakbym leżał plackiem zapewne szybko stałbym się wielką świnią. Z nudów potrafię tyle zjeść, a tutaj zdrowo się odżywiam.
- Tak wiem, Hazz. Nie chodzi mi o odżywienie, chodzi mi o wasze samopoczucie.
Harry na to tylko westchnął i podszedł szybko cmoknąć usta starszego. Louis zawsze mówił to samo, a Harry zawsze odpowiadał mu tym samym. Było to urocze, ale młodszy chciał pracować, nie chciał się stać leniwą kulką.
Zasiedli za biurkami, Louis od razu zaczął obserwować ruchy młodszego. W ostatnich dniach czuł dziwną energię, może tylko przesadzał? Może to była prawda. Miał kompletnego świra na punkcie stanu Harrego, w dodatku nadal nie przyjął do wiadomości, że będą mieć bliźniaki.
- Po ślubie zapomnij o pracy.
- Louis - westchnął, okręcając się w prawo i kładąc dłonie na wypukłości. - Czy ktoś mi zabronił pracować? Ja osobiście czuję się świetnie i nie chcę z tego rezygnować. Rozumiesz? Nie będę siedzieć w domu, nie chcę tam siedzieć. Tym bardziej sam. Chciałbym pracować tak długo jak pozwolą mi bliźniaki.
- Straciłeś jedną ciążę, nie chcę, abyś stracił i tą - powiedział nerwowo, przegryzając wargę. - Tak cholernie się boję. Boję się lotu, boję się ślubu... nie wiem co mam o tym myśleć, nie mogę pozwolić, abyś stracił ciążę... stracił nasze szczeniaki - dopiero wtedy spojrzał w bok.
Harry miał zawieszony na nim wzrok, jego usta były lekko uchylone. Zielone oczy wpatrzone w twarz alfy, a dłonie swobodnie leżały na wypukłości. Po chwili ten zagryzł wargę, a wzrok wlepił w podłogę. Louis w tym samym czasie poczuł jak lekkość z serca zamienia się w kamień, pożałował swych słów. Nie potrafił ukryć swojego narastającego stresu.
- Wszystkie zaproszenia zostały dostarczone. Stroję mamy do odbioru za dwa dni. Wszystkie sprawy papierkowe są już dawno podpisane. Hotel dla gości i dla nas jest opłacony, sala i catering również. Ja, jak i szczeniaki nie możemy się doczekać tej uroczystości i czujemy się wręcz wspaniale. Dorothy wyraziła zgodę na lot, wszystkie badania tą decyzję potwierdziły i ty teraz chcesz się z tego wycofać, Louis?
- Nie chcę się wycofywać - zacisnął dłonie na udach. - Nie chcę, bo cię kocham. Nie mogę pozwolić, aby coś wam się stało, rozumiesz?
- Nic nam się nie stanie. Obiecuję.
- Skąd mamy taką pewność, wszystko może się zdarzyć - westchnął, a Harry pokręcił głową. - Trzeba było wybrać ślub w Anglii.
- Co ty to zmieniło? - zapytał.
- Wiele, Harry. Nie musielibyśmy latać. Jesteś w ciąży... w dodatku z bliźniakami. Jak ty sobie wyobrażasz lot?
- Normalnie, jak każdy inny.
- Dziesięciogodzinny lot w ciąży? - delikatnie uniósł głos. - Ja nie potrafię o tym myśleć pozytywnie, przepraszam - wycofał się, spuszczając wzrok. - Strasznie się o was boję i stresuje.
CZYTASZ
Same mistakes again → larry
FanfictionLouis nie potrafił przeżyć prawdziwej miłości, a tym bardziej założyć godnej rodziny. Na przestrzeni parunastu lat stwierdził, że miłość nigdy nie będzie mu dana, jednak jak mówią, nigdy nie mówi się nigdy, a wystarczy tylko poczekać na ten jeden od...