Obaj zdecydowali się, aby po ceremonii przygotować dla gości tylko uroczystą kolację z małym poczęstunkiem. Głównie chodziło o samopoczucie Harrego, choć z drugiej strony Louis chciał od razu nacieszyć się czasem wspólnym... już jako państwo Tomlinson.
Ta mała impreza odbyła się na plaży. Kolacja była lekka, a tuż po niej przyszedł czas na tort weselny. Tort był już tradycją, od której nawet nie chcieli odejść. Muzyka była idealna, nawet do tańczenia. Państwo młodzi wykonali swój pierwszy wspólny taniec. Taniec na plaży był przyjemny i relaksujący. To było wszystko z miłych rzeczy. Harry cały czas na sumieniu miał swojego tatę, który nawet nie przyszedł na kolację.
Czyli już dobrze wiedział, że nie przyjechał.
Chciał zapytać o niego Anne, ale z jednej strony sam znał już prawdę. Był wręcz pewny, że jego ojciec nie przyjechał, bo miał za dużo roboty w firmie. W końcu firma była jego oczkiem w głowie. Choć, dlaczego nie mógł zrobić sobie dnia wolnego... przecież ślub własnego szczeniaka był ważniejszy. Nie czuł się dobrze z tym faktem, jednak jak tylko znalazł się na osobności z Louisem zapomniał o całym świecie. Zapomniał o swoich zmartwieniach, obawach dotyczących małżeństwa, zapomniał też o Robinie i swoim stanie... poniósł się magią ich pierwszej nocy jako małżeństwo. Tej nocy nie ograniczali się, nawet tego nie chcieli, nie patrzyli na nic. Chyba, że Louis na szczeniaki, ale oprócz tego po prostu zaszalali.
- Dzień dobry, mężu - zbudził go szczęśliwy głos Louisa. Właśnie tak Louis witał go od kilku dni. - Wyspałeś się?
- Tym razem tak - zaśmiał się sennie, wlepiając zaspany wzrok w alfę. - Pierwsza noc bez bólów po nocy poślubnej.
- Zaszaleliśmy? - zapytał, kątem oka spoglądając na kuchenkę, na której przygotowywał dla nich śniadanie.
- Chyba zbyt mocno, ale szczeniaki nie narzekały. Jedynie zrobiły się bardziej aktywne, ale to dobrze.
- Czyli noc poślubna wyszła nam na plus - uśmiechnął się, a Harry przytaknął. - Śniadanie już się robi, więc za chwileczkę zapraszam do kuchni.
Harry ponownie przytaknął z uśmiechem i zwinął. Louis w tym czasie podszedł do niego i pocałował go, musiał się jeszcze w ten sposób przywitać. Na koniec spojrzał na dłoń omegi, jego uśmiech powiększył się widząc na jej palcu obrączkę, cóż później spojrzał na swoją... a uśmiech powiększył się czterokrotnie. Po chwili odszedł, a młodszy zawiesił na nim wzrok do momentu, w którym ten nie doszedł do kuchni. Tak też po chwili wstał, poprawiając swoją aksamitną różową piżamkę, która lekko odkryła jego wypukłość. Nałożył na stopy kapcie i wolnym, ale radosnym krokiem udał się w stronę męża.
Louis szybko chwycił go za talię, odsuwając od kuchenki. Przygotowywał dla nich idealną i zdrową jajecznicę. Nie chciał też, aby omega przypadkowo poparzyła się o rozgrzaną patelnię, wolał mieć ją przy sobie i mieć pewność, że nic jej się nie stanie. Nie obyło się również bez kilku szybkich pocałunkach, po ślubie nie potrafili się od siebie odciągnąć. Czuli nową siłę, która przyciągała ich jak magnez.
- Kocham cię - powiedział nagle, przekręcając wolną dłonią pokrętło przy gazówce.
- Kocham cię, Lou - odparł wiecznie uśmiechnięty Harry. - Nie wierzę, że dzisiaj stąd wylatujemy.
- Musimy dać bliźniakom odpocząć od lotów i wysokiej temperatury. W Anglii będzie wam idealnie, ponoć temperatura bardzo tam spadła... będzie przyjemnie i cudowanie.
- Ale pamiętaj, kochanie, że do Miami polecimy jeszcze przed ich narodzinami - spojrzał na niego i przybliżył się tak, że ich nosy stuknęły się. - Dorothy na pewno nam pozwoli.
CZYTASZ
Same mistakes again → larry
FanfictionLouis nie potrafił przeżyć prawdziwej miłości, a tym bardziej założyć godnej rodziny. Na przestrzeni parunastu lat stwierdził, że miłość nigdy nie będzie mu dana, jednak jak mówią, nigdy nie mówi się nigdy, a wystarczy tylko poczekać na ten jeden od...