Podjechał pod klinikę i zaparkował na ostatnim wolnym miejscu. Ściszył muzykę, a kwiaty, które leżały na siedzeniu pasażera zabrał w dłoń. Spojrzał jeszcze na godzinę, był idealnie. Harry powinien do niego dołączyć lada moment. Na tą wizytę pojechał sam, namówił Louisa, aby ten został w pracy. Tym bardziej, że mieli dosyć ważne spotkanie, na które alfa poszła z Zaynem. Nieco martwił się o swoją omegę, ale Harry przez cały czas do niego pisał. Tak też chwilę później usłyszał brzęknięcie. Zabrał swój telefon w dłoń i przeczytał ostatnią wiadomość, która była od Harrego. Poinformował w niej, że już wyszedł i już kieruję się w stronę parkingu. Louis szybko odpisał, że czeka na niego z niecierpliwością, a później poprawił się w lusterku. Jego uśmiech na twarzy był zawsze taki sam, duży i uroczy... typowy dla zakochania.
Chciał oszczędzić stopy młodszego, więc wyjechał z swojego miejsca i ustawił auto tak, aby Harry mógł idealnie do niego wejść. Miał szczęście, bo nikt z pacjentów nie odjeżdżał, mógł spokojnie stanąć na środku przejazdu.
Spojrzał w prawo i uśmiechnął się jeszcze bardziej. Zobaczył Harrego w swojej kurteczce, trzymającego w dłoni swoją teczkę z wszystkimi dokumentami. Jego loki o dziwo dzisiaj nie były zakryte przez czapkę, więc bezwładnie latały sobie na wszystkie strony. W końcu też drzwi otworzyły się, a do samochodu wpakowała się sama omega.
- Dzień dobry, kochanie - powiedział od razu, uśmiechając się i odkładając dokumenty na kolana.
- Dzień dobry - zachichotał i ucałował najpierw policzek omegi, a następnie usta. - Widzę, że jesteś bardzo szczęśliwy. Jak było? - zapytał, odpalając maszynę.
- Nie musisz się martwić, Lou. Bliźniaki mają się świetnie, są naprawdę silne. Ze mną wszystkie też dobrze, moje wyniki są idealne i nie ma się do czego przyczepić - uśmiechnął się, wyciągając z teczki kilka karteczek. - To nasze bliźniaki.
Wykorzystując to, że stoją na światłach, podał karteczki alfie.
- Uwielbiam patrzeć na te wydruki - powiedział cicho, a Harry zauważył jego wielki uśmiechem. - Jest to dla mnie coś magicznego... to już niedługo i będę na świecie - uniósł wzrok na omegę. - Jak się cieszę, że z wami wszystko dobrze.
- Dorothy naprawdę nie ma do czego przyczepić - dodał. - A, Lou... zielone - zaśmiał się.
A Louis z piskiem opon odjechał. Przekazał ponownie wydruk omedze, która od razu schowała go do teczki. Alfa za to po chwili zaśmiała się z siebie, kompletnie zapomniała o świecie i nawet nie słyszała klaksonów innych.
- Pytałeś się Dorothy o Miami? - zapytał po chwili, na chwilę spuszczając wzrok z jezdni.
- Oczywiście, że tak.
- Możemy lecieć? - jeszcze raz spojrzał na omegę, jednak teraz jego wzrok skierował się na brzuszek. - Chyba w domu zrobimy sobie trochę lenistwa - wtrącił.
- Jestem za - zaśmiał się, kładąc dłoń na wypukłość... Louis szybko poszedł w jego ślady. - A co do wakacji to możemy. Dorothy powiedziała, że nie widzi żadnych dolegliwości, tylko byle wrócić do Anglii maksymalnie przed trzydziestym czwartym tygodniem. Dodała jeszcze, że teraz to ode mnie zależy. Chodzi o moje samopoczucie, bo bliźniaki są gotowe na kolejną podróż życia. Uważam, że powinniśmy lecieć... takie ostatnie wakacje.
- Cieszę się. My też nie będziemy tak długo, prawda? Góra dwa tygodnie, Hazz. Wolałbym faktycznie wrócić szybko do Anglii. Wiesz jak to z bliźniakami bywa, raz chcąc siedzieć w brzuszku, a raz chcą już z niego wyjść... zobaczymy jak nasze zdecydują.
- Myślę, że mają tam bardzo wygodnie - zachichotał, masując wypukłość. - Ale chciałbym jeszcze polecieć do Los Angeles, chciałbym spotkać się z rodzicami, a szczególnie z ojcem.
CZYTASZ
Same mistakes again → larry
FanficLouis nie potrafił przeżyć prawdziwej miłości, a tym bardziej założyć godnej rodziny. Na przestrzeni parunastu lat stwierdził, że miłość nigdy nie będzie mu dana, jednak jak mówią, nigdy nie mówi się nigdy, a wystarczy tylko poczekać na ten jeden od...