Louis w mieszkaniu zostawił go samego. Była to pierwsza sytuacja, gdzie alfa tak po prostu z samego rana wyszła. Dla Harrego było to bardzo dziwne i podejrzane, a tym bardziej nie było to w stylu Louisa. W dodatku jego zachowanie dnia poprzedniego, one też było podejrzane. Harry widział u niego stres, a nawet złość. Nie rozumiał, a kiedy zapytał się i powiedział o swoich obserwacjach Louis odpowiedział mu zwykle nic.
Nic. Harry na to wzruszył ramionami i obrócił się na drugi bok, a dokładnie plecami do alfy. Chciał zapytać mu się to przed spaniem, aby szybciej zasnąć, ale jak zwykle nie dowiedział się nic. Tak też noc spędził na drugim końcu łóżka... a ich łóżko w Miami było ogromne, więc dzieląca ich odległość była duża. I mogło się wydawać, że Louis nic z tym nie zrobi. Harry też tak myślał. Myślał, że alfa stwierdzi, że ten znowu się na niego obraził. Tak nie było. Louis w pewniej chwili przesunął się do niego i przytulił, a kiedy poczuł że ten zasnął, przenosił go w swoje ramiona, a wzrok wlepił w jego ciało.
Dopiero jak wstali Harry znowu odczuł złą energię od męża. Ten nawet się do niego nie odzywał, robił wszystko chaotycznie i z wielkim dystansem, ale do samego Harrego był najmilszy. Był taki jak zawsze, najlepszy. To go trochę zmyliło, ale w ostateczności nie dopytał co jest i o co mu chodzi. Chciał to zrobić trochę później, jednak Louis powiedział mu po śniadaniu wychodzi, a on miał zostać w mieszkaniu, leżeć plackiem i nic nie robić.
I Harry został sam.
Przez kilka dobrych minut patrzył w drzwi, mrugał oczyma i przestał kontaktować. Dopiero, kiedy poczuł powracający ból brzucha zerwał się i westchnął. Panikował, a to źle wpływało na szczeniaki. Nie mógł się stresować, ból brzucha nie powinien u niego wystąpić. Może Louis miał rację, że powinien leżeć plackiem? Z jednej strony tak, a z drugiej nie. Harry chciał coś robić, wiedział, że za parę minut zacznie mu się bardzo nudzić.
Stwierdził, że zacznie już ich pakować. Tak naprawdę lecieć do Los Angeles mieli już dnia następnego. Musiał to zrobić, a teraz miał na to naprawdę dużo czasu. Wyciągnął walizkę i zaczął pakowanie, nigdy do Miami nie brali dużej ilości rzeczy, większość mieli w mieszkaniu. Szczerze, lubił układać ubrania do walizki, ale teraz nie czuł takiej satysfakcji jaką czuł zawsze. Jego brzuch od czasu do czasu się odzywał, choć ból był chwilowy to z każdym coraz ostrzejszy. To właśnie zaczynało go niepokoić.
Louis nie dawał znaku życia, więc napisał do Nialla. Sam twierdził, że to wynik stresu, to najbardziej mu pasowało do objawów. Niall odpisał mu szybko i tylko potwierdził jego słowa, ale za to dodał, aby w razie nie ustających objawów udać się do lekarza. Harry o tym wiedział, ale bardziej był skłonny swojej wersji. Szczeniaki w końcu były zdrowe, a żadne niepokojące objawy nie powinny wystąpić.
Nie przyjął się tym, bo ból po jakimś czasie ustał. Posiedział w ciszy i dzięki niej odstresował się, przy okazji napisał do Louisa i zobaczył, że ten odczytał. Tylko tyle, zostawił go na odczytanym. Chociaż tyle, pomyślał sobie. To też mogło go trochę uspokoić, więc nie chciał się nudzić... a czując się lepiej, udał się przygotować obiad. Miał świadomość, że mieli go zrobić wspólnie, ale już zaczynało mu się nudzić. Spakował ich, posprzątał w szafie i w ich pokoju, a Louisa nadal nie było słychać ani widać, jednak wiadomości od Harrego na bieżąco odczytywał.
Tak też po tym jak spakował ich bagaże udał się w stronę kuchni. Miał przynajmniej jedno zadanie z głowy, wszystkie składniki na kurczaka już się tam znajdowały. Louis zajął się tym wieczorem. Z tyłu głowy miał septyczne myśli dotyczące gotowania samemu, w końcu obiecał swojemu mężowi, że zrobią go razem. Z drugiej już mu się nudziło, nie chciał leżeć i siedzieć w telefonie. Nie lubił tego robić, choć oczywiście korzystał z Internetu..., ale nie wyobrażał sobie siebie, leżącego cały dzień.
CZYTASZ
Same mistakes again → larry
Hayran KurguLouis nie potrafił przeżyć prawdziwej miłości, a tym bardziej założyć godnej rodziny. Na przestrzeni parunastu lat stwierdził, że miłość nigdy nie będzie mu dana, jednak jak mówią, nigdy nie mówi się nigdy, a wystarczy tylko poczekać na ten jeden od...