18. Obiecuję.

326 16 133
                                    

Kai pov

Obudził mnie wydzwaniający telefon Cole'a, niechętnie i bardzo ostrożnie wysunąłem się z objęć szatyna i oddzwonilem do numeru, który dzwonił.

-Halo?-rzuciłem zaspany przecierając jeszcze oczy.

-Cole? Kto mówi?-dopytywał wysoki męski głos po drugiej stronie, od razu rozpoznałem w nim głos wujka.

-Cześć wujku, to ja, Kai. Cole jeszcze śpi, coś poważnego się stało?-spytałem ciekawsko.

-Cześć Kai, poprostu chciałem z nim pogadać, martwię się o niego.-westchnął ciężko, oznajmiając mi smutnym tonem swoje odczucia.

-Spokojnie wujku, jest pod dobrą opieką, nie masz się o co zamartwiać.-uspokoiłem mężczyznę, jednak wiedziałem, że to i tak nie pomoże.

-Dobrze, dziękuję Kai, przekaz mu żeby do mnie zadzwonił jak znajdzie chwilę, i pozdrów rodziców.-dodal na zakończenie.

-Dobrze, pozdrowie.-odparłem rozłączając połączenie.

Odłożyłem telefon po czym odwróciłem się by módz spojrzeć na szatyna, który dalej spokojnie spał. Uśmiechając się do samego siebie podszedłem i ucałowałem czoło chłopaka, dość ciepłe jak na normalne czoło, sprawdziłem mu gorączke, która wynosiła 38.9. Podgłaskałem jego włosy i zszedłem na dół zrobic mu jedzenie i zanieść leki, by zbić wysoką temperature. Ucieszony robiłem jego ulubione gofry z przepisu mojej mamy, a podczas smażenia poczułem otulające  mnie ciepłe ciało.

-Cole, wracaj do łóżka, zaraz przyjdę do ciebie.-rozkazałem nie przerywając przygotowania jedzenia.

-Nie nie, zostanę tu z tobą.-powiedział pociągając nosem. Wówczas wyłączyłem kuchenkę i odwróciłem się do szatyna ujmując w dłonie jego policzki.

-To nie był dobry pomysł, by iść wczoraj w takim mrozie.-rzuciłem gładząc delikatnie kciukiem jego policzek.

-Nie jestem chory, czuje się świetnie.-fuknął zaprzeczając wszystkiemu.

-Oh cariño, jesteś chory, wracaj na górę, zaraz wszystko ci przyniosę.-oznajmiłem zostawiając krótki pocałunek.

-Ale, to ja powinienem opiekować się tobą, nie ty mną.-wydukał speszony unikając mojego wzroku.

-Oh Cole, nie tylko ja muszę być  pod ciągłą opieką, ale też i ty, zmykaj na górę, zaraz będę.-oznajmiłem a Cole wzdechnął cicho i wrócił na górę. Dokończyłem robienie wszystkiego, zaparzyłem herbaty dla chłopaka, wziąłem leki i ruszyłem ze wszystkim na górę.

Cole spokojnie leżał na łóżku przykryty po brodę kołdra, podszedłem do niego z tabletkami, szatyn niechętnie je przyjął, po czym radośnie zajadał się goframi. Gorączka zdawała się spadać, a ów chlopak wyglądał na bardziej żywego niż z rana. Gdy przyglądałem mu się przypomniałem sobie o telefonie wujka.

-Cole, tata do ciebie dzwonił i prosił byś do niego oddzwonić, chciał pogadać.-rzuciłem spokojnie podając mu jego telefon.

-Odebrałeś?-spytał zaciekawiony.

-Tak, mówił mi, że się bardzo o ciebie martwi.-odparłem smutno.-Z reszta nie tylko on się martwi.-dodałem po chwili.

-Kai.-zwrócił się do mnie.

-Cole, nie wiem co siedzi ci w głowie i o czym mi nie mówisz, jak mam się nie martwić po tym, co ostatnio widziałem?-mówiłem a głos łamał mi się na myśl o wydarzeniu.

-Wiem, ale przecież już tego nie robię, nie masz się wtedy o co martwić.-oznajmił nerwowo, co wyczułem w jego głosie.

-Cole, pokaż mi proszę ręce.-rozkazałem twardo wiedząc już, na co mogę się szykować.

-Kai, proszę cię, przecież ci powiedziałem.-tlumaczył próbując uniknąć konsekwencji.

-Skoro nie masz nic do ukrywać to pokaż ręce.-mówiłem dalej.

-Nie.-odmówił krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-Jesli mi nie pokażesz, zadzwonię do mamy i taty, i do twojego taty, bo już nie wiem jak cię powstrzymać, byś przestał się krzywdzić!-nawrzeszczałem na Brockstoon'a, a z oczu chłopaka poleciały pojedyncze łezki. Chłopak niechętnie podwinął rękaw bluzy, jednak było tam pusto, co mi kompletnie nie pasowało.

-Zdejmij ją, proszę.-poprosiłem a Cole zrobił to, o co go prosiłem ukazując szereg ran na ramieniu, świeżych, jakby zrobił to zanim zszedł do mnie na dół.

-Przepraszam Kai.-wydusił przez łzy. Nie mówiąc nic objąłem szatyna, chłopak otulajac mnie rozpłakał się jeszcze mocniej, a ja spokojnie głaskałem go po plecach siedząc mu na kolanach.

Chłopak spokojnie wypłakiwał się w moich ramionach, jak mogło się wydawać Cole stopniowo się uspokajał, co zwiastowało tylko tyle, że czuł się źle z tym co robił.

-Musisz powiedzieć tacie, by zapisał cię na jakąś terapię.-oznajmiłem smutno wycierając jego policzki.

-Nie, chcę to zrobić sam, wolę sam, chcę sam.-mowił nalegając na samodzielne wyjście z nałogu.

-Dobrze, ale będziesz mi mówił gdy tylko poczujesz się gorzej, i dzowonil gdy bedziesz mnie potrzebować, obiecujesz?-spytałem patrząc na dalsze postępowanie szatyna.

-Obiecuje.-odparł pewnie, że aż sam tą pewność poczułem.

Gdy tylko Cole obiecał mi mówić o wszystkim spokojnie przybliżyliśmy się do siebie zamykając nasze usta w szczelnym pocałunku.

-Kai, Cole, chodźcie na-przerwala kobieta wchodząc do pokoju zauważając nas, całujących się.

-MAMO..-rzuciłem odklejając się od szatyna

-KAI..-odrzucila mi, puszczając na ziemię kosz z praniem.

-mamo to nie tak.-staralem się wytłumaczyć, jednak ta nie chciała mnie  słuchać i wybiegła z pokoju kierując się do schodów.

-Ray!Ray!-wykrzykiwala imię męża.-Mamy dwóch zięciów! Cole i Kai są razem, chodź zobacz!-krzyczała przywołując mężczyznę na górę, i mama i tata wbiegli do pokoju, ja stałem obok łóżka a Cole na nim siedział.

-O co tu chodzi?-dopytywał tata nie rozumiejąc o co chodzi.

-o nic, mama źle coś zrozumiała.-mówiłem zestresowany a szatyn siedział spokojnie przyglądając się całej sytuacji.

-Kai, z kogo ty robisz głupka, już się możesz przyznać skoro matka się wydziera z góry.-oznajmił mężczyzna nie dając mi wyboru.

-Ja i Kai jesteśmy razem.-rzucił Cole pochodząc do mnie a gdy był już obok stanął i objął mnie jedna z rąk.

-W takim razie, gratulacje panowie, ja zabiorę tylko maye na dół ja uspokoić, trzymajcie się.-dodal zabierając mame na dół, która skakała z radości i piszczała przeszczęśliwa. Mówiła jeszcze do taty na schodach "ale mamy zajebistego zięcia".

Śmiałem się pod nosem słysząc słowa kobiety, Cole i ja dalej staliśmy w tej samej pozycji nieco oszołomieni reakcją moich rodziców, która bardziej wyobrażałem sobię jako zwyzywanie mnie i różne inne okropne rzeczy.

-Czyli nie mają z tym problemu?-spytał Cole wpatrując się we mnie.

-Jak widać.-odparłem.

Gdy otrząsnęliśmy się wróciliśmy na łóżko i po krótkim czasie zasnęliśmy wtuleni w siebie, no może nie ja a Cole, a ja udawałem, że śpię, słysząc kroki zza drzwi, a po chwili same drzwi, które otworzyły się w telefon wydał dźwięk robionego zdjęcia.

-Mamo, możesz nie robić nam zdjęć jak śpimy?-spytałem nie patrząc na nią.

-No na pamiątkę będę mieć, już, śpijcie sobie, rano będziecie mieć zrobione naleśniki, kocham, dobranoc.-dodala wychodząc.

-Tez cię kocham mamo.-rzuciłem nim zamknęła drzwi i wtulając się bardziej w szatyna usnąłem.

feel my love (lava。⁠*゚⁠+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz