36. Sekret Rosy cz.1

9 4 4
                                    

Marcel wodził wzrokiem po krzewach krwistoczerwonych róż. Wspinał się spojrzeniem po kolczastych gałęziach i kończył swoją wędrówkę na wielkich kwiatach o rozcapierzonych płatkach. Chłopak miał przy tym dziwne wrażenie, jakby te kwiaty miały za moment pęknąć i oblać go jakąś gęstą, lepką cieczą – takie były dorodne i ogromne. Zdawały się być pełne soku. Jednak z racjonalnego punktu widzenia wydawało mu się to oczywiście miało prawdopodobne. Bo chociaż nigdy w życiu nie widział podobnego krzewu, wiedział też, że kwiaty nie mają przecież w zwyczaju pękać i oblewać ludzi lepką cieczą. „Chociaż" – myślał Marcel skubiąc jeden z małych listków – „nigdy nie wiesz czym zaskoczy cię Donikąd".

Marcel ostrożnie położył się na ziemi. Tuż obok niego leżała Rosa. Przez gałęzie krzewu przeświecały promienie porannego słońca.

„Gdybym był chociaż o kilka centymetrów wyższy, nie zmieściłbym się tutaj" – pomyślał chłopak. Pobiegł wzrokiem po gałęzi róży, która kończyła się wielkim, ciężko pachnącym kwiatem.

– Dobrze, że odkryłam to miejsce – powiedziała cicho Rosa.

Krzewy otaczały ich ze wszystkich stron i zamykały się nad ich głowami, tworząc coś na kształt różanej klatki. Rosły przy tym tak blisko siebie, że nie mogli zobaczyć nic poza wnętrzem swojej kryjówki. Działało to oczywiście także w drugą stronę – ktoś stojący na zewnątrz nie mógłby zobaczyć nic poza krzewami. Nie dostrzegłby, że w środku ukryły się dwie osoby.

To Rosa znalazła tę kryjówkę, która pozwoliła im odgrodzić się od reszty świata. Z samego ranka dziewczyna zniknęła. Wyszła z chatki i jakby zupełnie rozpłynęła się w powietrzu. Inni dopiero po jakimś czasie zauważyli jej nieobecność. Nawoływali ją po imieniu, ale Rosa nie odpowiadała. Najwidoczniej nie chciała dać się odszukać. Marcel nie zobaczył jej, ale wyczuł jej obecność. Z jakiegoś powodu wiedział gdzie się ukryła. Wpełzł między krzaki róż i nie zdziwił się wcale widząc swoją przyjaciółkę schowaną w samym sercu krzewu. Nie mówiąc ani słowa po prostu usiadł na ziemi koło niej, mając nadzieję, że Rosa odezwie się jako pierwsza i jakoś wytłumaczy swoje nagłe zniknięcie. Nic z tego. Rosa nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi.

– Rosa – nie wytrzymał w końcu Marcel. – Co ty wyprawiasz?

– Po prostu chciałam być chwilę sama! – odparła, nawet na niego nie patrząc.

Marcel prychnął.

– Więc po prostu wyszłaś bez słowa i ukryłaś się w krzakach? Daj spokój, przecież mogłaś powiedzieć, że masz nas dość. Nikt by cię nie zatrzymywał. To całkiem zrozumiałe. Sam też pewnie miałbym nas dość, gdybym był tobą.

Dziewczyna go zignorowała.

– Rosa! – Marcel nie dawał za wygraną. – Co się z tobą dzieje? Od Święta Kwiatów zachowujesz się jakoś dziwnie.

Rosa warknęła jak jakieś małe, dzikie i bardzo zirytowane zwierzątko.

– W porządku! – wykrzyknęła. – Merlin zna moją pewną tajemnicę, której wcale mu nie powiedziałam!

– Tajemnicę? – Chłopak spojrzał na nią wyczekująco. – Moją też zna. I to nie jedną. Wszystko zobaczył w tej swojej studni mocy, kiedy wczoraj napiliśmy się z niej wody. Teraz jego moc ma nad nami kontrolę. No ale co z tego? Co to za tajemnica?

– Tajemnice są tajemnicami dlatego, że nikt o nich nie wie! Dlaczego miałabym ci powiedzieć? To moja sprawa. To moja decyzja, którą muszę podjąć. Wszyscy mi przeszkadzacie.

– Rosa... – Marcel wiedział, że musi być cierpliwy. – Przecież wiesz, że możesz mi zaufać. Nikomu nie powiem, nawet Zielonemu Kotu. Nie musisz mieć przede mną żadnych tajemnic.

– Chciałabym nie musieć mieć przed tobą tajemnic – wyznała cicho dziewczyna i wreszcie na niego spojrzała. – Kiedyś ci opowiem. Wszystko w swoim czasie. Póki co nie jestem na to gotowa.

Marcel westchnął. Dlaczego ludzie tak bardzo lubili komplikować sobie życie? On sam tego nie znosił. Zdecydowanie wolał kiedy wszystko było jasne i proste.

– W porządku – zgodził się w końcu. – Możemy już stąd wyjść? Strasznie tu ciasno.

– Idź – powiedziała. – Ja chciałabym tu jeszcze chwilę zostać i pomyśleć.

Marcel dał za wygraną i pozwolił jej zostać samej w sercu krzewu, by podumać nad swoją tajemnicą, o której nie miała najmniejszej ochoty mu powiedzieć, a którą poznał Merlin.

***

– Znalazłem ją – oznajmił Marcel Zielonemu Kotu, który wciąż szukał Rosy. – Siedzi w różach i myśli.

– Na cztery żywioły! – huknął Kot. – Nieładnie jest tak znikać. Elka! – zawołał. – Nasza zguba się znalazła i ma się dobrze!

– Dajcie jej pobyć samej – do rozmowy wtrącił się Merlin.

Tymczasem z krzewu wypełzła Rosa we własnej osobie, stając oko w oko z Zielonym Kotem. Dziewczyna klęczała, opierając dłonie na ziemi, przez co ich głowy znajdowały się dokładnie na tej samej wysokości.

Kot zjeżył sierść. Nie wyglądał na zadowolonego.

– Wasze krzyki zagłuszały mi myśli – warknęła dziewczyna, wstając z ziemi i otrzepując ręce. – Byłam w tych durnych różach! Cały czas! Zresztą co was to wszystkich obchodzi?! Mogłam sobie nawet zniknąć. Wolno mi znikać! Może trzeba było zapytać Merlina! Zobaczyłby mnie w tej swojej... studni! – Ostatnie słowo Rosa wypluła z siebie niczym przekleństwo. – Studni – powtórzyła i obróciła się na pięcie.

Przemaszerowała obok Kota, Merlina, Marcela i Eli i jak najszybciej udała się w stronę chatki czarownika. Minęła ją jednak i pognała polną drogą, by znaleźć się jak najdalej od nich.

– Co ją ugryzło... – mruknął Zielony Kot.

– Ona chyba nie chciała nas widzieć – powiedział Marcel i popędził za Rosą.

Po prostu nie mógł się powstrzymać. W połowie drogi zmienił jednak zdanie. Przecież Rosa chciała być sama. Postanowił więc nie ingerować. Wiedział, że dziewczyna wróci do nich, kiedy tylko będzie na to gotowa.

Zielony KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz