Rozdział 6. Co dane, może być zabrane

88 14 8
                                    

I dziękuję Bogu codziennie

Za dziewczynę, którą on posłał na moją drogę,

Ale wiem, że to co mi daje, może mi odebrać

Benson Boone – Beuatiful Things


– PANIE! LITOŚCI!

Kalagar wił się w męczarniach po podłodze, ale nawet ból wymalowany na jego jaszczurzej twarzy i wydawane przez niego jęki nie przyniosły Vincentowi ulgi. Król opuścił dłoń, a demon chwycił się za szyję. Nabrał głęboko powietrza, po czym zaczął kaszleć.

– Dziękuję!

– Torturowanie cię sprawia mi coraz mniej przyjemności. Następnym razem postaraj się cierpieć bardziej widowiskowo – rzucił niechętnie Vincent.

Odwrócił się plecami do demona. Podszedł do okna, z którego roztaczał się widok na zamglony Las Pagitty. Wieczór nieuchronnie zbliżał się, a on podczas tego pobytu w Magicznym Świecie wciąż nie był ani o krok bliżej rozwiązania swojego obecnego problemu.

Na domiar złego nieustannie przypomniała mu się kolacja u Obarskich. Kiedy tylko próbował się skupić, znów czuł pod palcami delikatną skórę na plecach Kiary, wyczuwał zapach jej szamponu we włosach oraz widział to spłoszone spojrzenie, kiedy przyłapano ich na wspólnym tete a tete.

Pamiętał też gniew dziewczyny. Tę zmianę w zachowaniu, kiedy wspomniał o możliwości przerwania zaklęcia. Kolejne wyrzuty dotyczące jego żądzy władzy. Zacisnął pięści, czując, jak i w nim wzbiera złość. Zupełnie nie rozumiał, jak ona śmiała nie doceniać tego, że w równoległej rzeczywistości mogła mieć wszystko u jego boku? W czym kelnerowanie było lepsze od posługiwania królowi?

– Panie – usłyszał za sobą skrzekliwy głos demona. – Wiesz przecież, że dopóki ty jesteś władcą, moja potęga jest uśpiona. Nie umiem ich odnaleźć, Wasza Wysokość. Nie jestem też w stanie przerwać zaklęcia Szeptaczy z odległości...

– MILCZ! – ryknął król, odwracając się gwałtownie. Kalagar odruchowo skulił się, a na jego twarz znów wstąpił strach. – To nie była prośba. To był rozkaz. Rozumiesz, podła kreaturo? Ściągnij z powrotem na zamek Kapturka i Mattiasa. Natychmiast.

Demon pokłonił się uniżenie.

– Tak, panie.

– Wynoś się.

Kalagar czym prędzej opuścił pomieszczenie, a gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, Vincent westchnął i opadł na fotel. Wiedział, że demon miał rację, sprawa była skomplikowana. Jednak nie zamierzał okazywać słabości czy targających nim wątpliwości. Nie od dzisiaj był władcą tego świata: z pewnością gdzieś znajdowało się satysfakcjonujące rozwiązanie obecnego problemu, po prostu na nie jak dotąd nie trafił.

Po drugiej stronie pokoju znajdowała się wysoka półka ze wszystkimi książkami, jakie Perpetua, jego babka, odnalazła w Magicznym Świecie, kiedy pojawiła się w nim po raz pierwszy. Wierzyła, że słowa mają moc, a tą nie chciała się dzielić: stąd nie było lepiej wyposażonej biblioteczki, jak ta zamkowa.

Ani też żadnej innej. Dziwnym trafem pozostałe obrócono w proch i popiół.

Biorąc pod uwagę to, że Szeptacze Zaklęć wykorzystywali magiczne formuły do niszczenia budowanego przez Perpetuę i jej rodzinę królestwa – babka postąpiła całkiem słusznie.

Vincent wyciągnął dłoń przed siebie, aby przywołać magię i skierował ją w stronę półek.

Wzbudził w sobie intencję: chciał przerwać zaklęcie snu na odległość. Potrzebował do tego mocy i jakiegoś obrzędu, rytuału. Pierwszego miał wystarczająco, drugie postanowił znaleźć w zakurzonych tomiszczach na półkach.

Błękitny KapturekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz