Rozdział 3. Idziemy na dno

84 14 9
                                    

>><<

Oh, Ojcze, powiedz mi, czy dostajemy to, na co zasługujemy?

Oh, dostajemy to, na co zasługujemy.

I tak idziemy na dno...

Idziemy na dno

>><<

Kaleo – Way Down We Go


Coś ewidentnie było nie tak.

I wcale nie miałam na myśli drogi powrotnej do domu w towarzystwie milczącego Vincenta czy też podejrzliwego spojrzenia ojca, którym ten obrzucił mnie tuż po wejściu do mieszkania.

– Od kiedy to zmiana w Zajeździe trwa ponad dwanaście godzin? Masz zamiar się tam przeprowadzić?

Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami. Aby uniknąć kolejnych pytań, czym prędzej zniknęłam za drzwiami pokoju, który dzieliłam z Klarą. Rzuciłam się na łóżko. Powinnam odetchnąć z ulgą, ale...

Wciąż COŚ było nie tak.

A może... może właśnie nareszcie wszystko było na miejscu?

Kiedy mój budzik, ustawiony tego dnia na godzinę 11:00, zadzwonił, zorientowałam się, że po raz pierwszy od dłuższego czasu nie przeniosłam się we śnie do Magicznego Świata.

***

Leżałam przez dłuższą chwilę w łóżku, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Niecierpliwie odtwarzałam w pamięci chwile z poprzedniej nocy w Magicznym Świecie: niechcianą rozmowę z Gaelem, jego ciotką oraz Królem, lekcję z Kalagarem, a następnie powrót do mojego pokoju, gdzie zastałam pobojowisko, zemdlałam na widok zwierzęcego truchła i krwi, którą wysmarowano meble oraz całe pomieszczenie.

Naturalną konsekwencją byłoby obudzenie się na zamkowej podłodze przed drzwiami do sypialni: po prostu ciąg dalszy tamtych wydarzeń. Nic takiego jednak nie miało miejsca.

Intensywnie zastanawiałam się nad tym, czy coś mi się śniło. Kojarzycie ten moment, kiedy tuż po przebudzeniu próbujecie sobie przypomnieć, te wszystkie pokręcone obrazy wyświetlane wam w nocy przez wasz umysł? Mimo wytężonych starań, w głowie miałam pustkę dużo większą niż zwykle w portfelu.

Chociaż... może... może pamiętałam jedynie jakieś uczucie dziwnego kołysania...? Ale czy to nie była tylko moja wyobraźnia? Czy samo wrażenie można było potraktować jako przenosiny?

Sięgnęłam po komórkę, słysząc wibracje. To, co zobaczyłam na ekranie, zmroziło mnie.

Wiadomość została przysłana przez Kamę, menadżerkę zajazdu pod Czerwonym Tulipanem.

,,Hej, dasz radę zacząć dziś zmianę wcześniej, tak o 13:00? To prośba szefowej".

Natychmiast zerwałam się z łóżka. W popłochu przeszukałam szafę w poszukiwaniu ubrań zdatnych do noszenia. Kiedy w mojej głowie odtwarzałam wszystkie negatywne scenariusze, wyjaśniające powód, dla którego Arleta życzyła sobie mnie widzieć, drzwi do mojego pokoju otworzyły się.

– Obudziłaś się – usłyszałam za plecami mamę.

– Tak. Kama prosiła, żebym przyjechała trochę szybciej do pracy i...

– To może poczekać. Kiedy się ubierzesz, przyjdź na chwilę do kuchni.

Obejrzałam się za siebie, zdając sobie sprawę, jak poważnie brzmiał głos matki, ale nie zdążyłam zobaczyć jej twarzy, ponieważ zniknęła za drzwiami. Poczułam, jak mój żołądek się skręca: z głodu i z coraz większych nerwów.

Błękitny KapturekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz