Rozdział 17. Pozwól mi zabrać cię stąd

90 11 15
                                    

,,Wyglądasz tak pięknie
Pozwól mi zabrać Cię stąd
Gdzieś, gdzie nikt nam nie przerwie..."

Sobel – Wyglądasz tak pięknie


Nic z tego nie rozumiałam: Vincent bratem Zygiego?

Patrzyłam na roześmianego króla stojącego obok wzruszonego Teodora. Nie dowierzałam własnym oczom. Targały mną liczne emocje, ale na pierwszy plan zdecydowanie wybijała się złość.

Próbowałam ją opanować poprzez skierowanie uwagi na mojego partnera, który podobnie źle znosił nowe informacje. Czerwone plamy na twarzy Obarskiego ustąpiły chorobliwej bladości, a na czoło wstąpiły krople potu. Pozostali goście wciąż bili brawo. Przy stoliku zapanowała ogólna radość, ciotki i wujkowie oraz znajomi pokrzykiwali, najwyraźniej zadowoleni z decyzji Teodora o naprawieniu kontaktów z synem.

– Wyjdziemy? – rzuciłam cicho, ale Zygi pokręcił przecząco głową.

– Nie ma opcji. Jeszcze coś przegapię.

Przeniosłam ponownie wzrok na scenę, a to, co ujrzałam, sprawiło, że pożałowałam zbyt szybkiego zarzuceniu pomysłu o opuszczeniu sali. Vincent razem z Tadueszem zeszli z podestu i kierowali się do naszego stolika, lecz musieli na chwilę przystanąć, gdyż ludzie zastąpili im drogę: z pewnością wszyscy chcieli złożyć solenizantowi gratulacje. W końcu nie na co dzień przyznaje się do posiadania dorosłego dziecka, które chce się na powrót przyjąć na łono rodziny.

Jednak to nie Vincent, nie Tadeusz, ani nie goście wywołali moje niezadowolenie.

Jego przyczyną była nieznajoma kobieta w złotej, mocno wydekoltowanej sukience, ciasno opinającej wydatny biust oraz szczupłe ciało. Blond włosy opadały na jej nagie ramiona. Jedną z rąk obejmowała króla, a on trzymał swoją dłoń na jej smukłej tali.

Najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Wcześniejsze zadowolenie z powodu własnego wyglądu całkowicie zniknęło.

Vincent twierdził, że jest wolny, tymczasem kobieta obok niego wyglądała jak moja ulepszona wersja. Kiara 2.0. Ze wstrzykniętym botoksem!

Zagotowało się we mnie, kiedy przypomniałam sobie, z jaką pewnością siebie król zapewniał, że nie jest z nikim związany w realnym świecie. Prawda znów wydawała się być zgoła inna. Obecność blond piękności była bardzo dosadnym wyjaśnieniem, dlaczego od kilku dni panowała cisza w naszych kontaktach.

Zygi sięgnął po szklankę z wodą, upił jej łyk i odchrząknął:

– Chodź – powiedział, odsuwając krzesło. – Muszę przywitać się z nowym braciszkiem.

– Oczywiście – odparłam przez zaciśnięte zęby. Zerknęłam tęsknie na alkohol stojący na stole. Na co dzień stroniłam od wszelkich napojów wyskokowych, ale dziś poczułam silne pragnienie spicia się do nieprzytomności.

Chwyciłam ramię Zygmunta, które mi zaproponował. Ścisnęłam je nieco za mocno, na co Obarski rzucił mi zdziwione spojrzenie, lecz w żaden sposób nie skomentował mojego dziwnego zachowania. Byłam ciekawa, co sobie właśnie teraz myślał. W końcu to ON mógł mieć obiekcje do nieoczekiwanego pojawienia się w jego życiu dorosłego rodzeństwa, co JA miałam do tego?

Zaczęliśmy przedzierać się przez tłum. Nieoczekiwanie, jeszcze zanim udało nam się podejść bliżej, moje spojrzenie napotkało wzrok Vincenta.

Król był irytująco opanowany. Posłał mi lekki uśmiech, a jego oczy błyszczały z zadowolenia. Zdawał się promieniować radością, co jeszcze bardziej podniosło mi ciśnienie i sprawiło, że ja również miałam ochotę promieniować: ale czymś radioaktywnym oraz niosącym śmierć i zniszczenie.

Błękitny KapturekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz