Po zjedzeniu obiadu, który zamówiłam w barze, postanowiłam wrócić do domu. Spojrzałam na godzinę w telefonie: osiemnasta czterdzieści sześć. Ogarnęła mnie lekka panika. Bo jak ja w tak krótkim czasie dotrę do domu? Przecież dotarcie na miejsce zajęło mi trzydzieści minut!
Może zbyt gwałtownie zerwałam się z krzesła, rzuciłam szybkie: Do widzenia, i wybiegłam z baru, o mało nie przewracając jednego stolika, na który przypadkowo wpadłam.
No tak. Takie rzeczy przecież mogą się przytrafić tylko mnie. Bo komu innemu?!
W głowie właśnie ochrzaniałam samą siebie, za taką nieuwagę, przez co moje brwi lekko się zmarszczyły. Przypadkowi przechodnie patrzyli się na mnie, zastanawiając się, co takiego mi się stało. Nim się obejrzałam po moich policzkach zaczęły spływać łzy, na które w biegu nie zwróciłam uwagi. Naprawdę nie chciałam zawieść moich nowych opiekunek prawnych, a ja po prostu czułam, że się spóźnię. Zaczęłam żałować, że w ogóle wybrałam się do tego głupiego baru.
Brawo, Aurelia, świetnie! Straciłaś zaufanie najmilszych osób, jakie poznałaś. Nie umiałaś nawet dopilnować odpowiedniej godziny! - moja podświadomość co chwilę dobijała mnie jeszcze bardziej. Skupiłam się na biegu, próbując nie myśleć o konsekwencjach.
Korzystając z GPS'a, kierowałam się w stronę mojego nowego domu. Nagle wpadłam na pewien pomysł. Może po prostu zadzwonię, że chwilę się spóźnię?
Wow, ale big brain! - czasami zaczynałam myśleć, że moja podświadomość nie jest częścią mnie.
Na chwilę wyszłam z aplikacji, która mnie nawigowała, i wciąż biegnąc, włączyłam kontakt Lawinii. Była osiemnasta pięćdziesiąt osiem. Dobra. Jeszcze miałam czas. Jeszcze dwie minuty.
Nie przestając biec, czekałam na sygnał. Gdy się pojawił, przyspieszyłam i odetchnęłam z ulgą. Zaraz wszystko powiem. Nie zawiodą się na mnie.
- Halo? - usłyszałam głos Lawinii po drugiej stronie.
- Yyyy... Hej! - zaczęłam niezdarnie. Nie zwracałam już uwagi na drogę, myślałam tylko o tym, by się nie pogubić w słowach. - Trochę się... - urwałam.
Coś z wielką siłą popchnęło mnie do przodu. Telefon wyleciał mi z ręki i potoczył się w nieznanym kierunku. Następne, co poczułam, to silny ból w okolicach kręgosłupa.Potem nie czułam już nic. Widziałam tylko ciemność. Chyba straciłam przytomność.
Nie wiedziałam, jak daleko zostałam wypchnięta. Nie chciałam otwierać oczu. Nie miałam siły się ruszać. Nie mogłam krzyczeć i wołać o pomoc, bo głos ugrzązł mi w gardle. Zostało mi tylko leżeć.
***
Powoli się budziłam. Najpierw do mojej świadomości dotarł bardzo silny ból kręgosłupa. Moja twarz wykrzywiła się w niemym grymasie, ale nie mogłam chociażby się skulić, bo nie mogłam się poruszyć.
Musiałam otworzyć oczy. Nie miałam innego wyboru. Pierwsze, co zobaczyłam, to moja mocno krwawiąca ręka, położona na klatce piersiowej. Ten widok przyprawił mnie o atak paniki. Próbowałam wrzeszczeć, by ktoś mnie usłyszał, ale wyszło mi coś między szeptem, a płaczliwym piskiem. Postanowiłam chociaż się rozejrzeć i zorientować się, gdzie ja jestem. Gdy lekko przekrzywiłam głowę, dotarł do mnie tak silny ból, że po moich pewnie i tak brudnych od piasku policzkach, popłynął strumień łez. Chciałam chociaż zobaczyć, co jest w pobliżu. Nie ruszałam już szyją, nie chciałam więcej bólu. Skierowałam oczy w bok.
Drzewa.
Później przymknęłam powieki. Miałam dość. Już nie walczyłam ze zmęczeniem.
Nagle ktoś mnie... podniósł? Nie wiedziałam.
- Halo... Halo... - słyszałam głos z daleka. Lekko rozchyliłam oczy. Ktoś mnie trzymał na rękach. Chyba... mężczyzna. W moim wieku.
Zamknęłam oczy.
- Halo! Halo! Słyszysz mnie?! - w jego głosie teraz wyraźnie pobrzmiewała panika. Ale ja już na to nie zwracałam uwagi. - Co ci się stało?! - krzycząc, wypytywał mnie mężczyzna. Chyba muszę mu odpowiedzieć.
- Mój...- wyszeptałam, nie otwierając oczu i krzywiąc się z bólu - krę... kręgosłup... I... i ręka... - zakończyłam, próbując powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu.
- Czekaj - nakazał mi, ciągle z wyraźną paniką, po czym delikatnie położył mnie... na czymś. Otworzyłam oczy. Chyba leżałam na kanapie samochodu. Moja krew przesiąkała na siedzenie. Ogarnęło mnie niepohamowane zmęczenie i zaczynałam odpływać. Nagle poczułam wyjątkowo ostry ból nadgarstka. Zdusiłam krzyk. Chłopak przykładał jakąś szmatkę do mojej ręki.
- Dasz radę przytrzymać to do nadgarstka? - zapytał się mnie, patrząc się z lekkim przerażeniem na moją twarz.
-M...mhm - przymknęłam, ciągle pamiętając, by nie przeciążać szyji. Lekko podniosłam rękę i przyłożyłam ją do ręcznika, sycząc z bólu.
Słyszałam rozmowę. Nieznajomy wzywał karetkę.
Potem straciłam przytomność. Znowu.
____________________________________________
Hejka! Dzisiaj rozdział z dreszczykiem emocji! Jak myślicie, co dolega Aurelii? I jaki udział w opowieści weźmie tajemniczy wybawca dziewczyny?
Tego napewno się dowiecie.
Ale w swoim czasie❤️Postanowiłam też zrezygnować z regularnego wyrzucania rozdziałów. No bo... weny się nie kontroluje, no nie? Napewno rozdziały będą wrzucane raz albo dwa razy na tydzień. Więcej nie mogę obiecać, bo po prostu czasami mam takie dni, że rozdziały wstawiam szybciej, bo nagle mam takie "natchnienie". Wiecie o co chodzi, prawda?
Widzimy się przy następnym rozdziale❤️
EMILAemilaAAA
CZYTASZ
~Adopted by LOVE [ZAWIESZONE]
Teen Fiction,,To nie sierociniec nam pomagał. Pomagały nam osoby, które się nad nami zlitowały! Naszym losem nie kierują opiekunki, tylko ludzie, którzy nas zaadoptują!'' Aurelia Pamels to szesnastoletnia osierocona dziewczyna. Nagle adoptują ją dwie kobiety. W...