~Tamten chłopak

19 4 2
                                    

Powoli się budziłam. moje zmysły, jakby po długim, ale wcale nie sprawiającym, że wypoczęłam, śnie, wracały na swoje miejsce. Lekko otworzyłam oczy, by chociaż zobaczyć, gdzie ja jestem. Obok łóżka na którym leżałam, stało mnóstwo maszyn, a każda z nich, była połączona do mnie.

Jestem w szpitalu. Przecież tamten chłopak dzwonił na pogotowie. Zabrano mnie tu.

No tak! Ten chłopak! Gdzie on jest?

Wtedy właśnie do mojej sali wszedł on. Wpatrywał się we mnie z wyraźną ulgą, a ja w niego ze zmieszaniem i zakłopotaniem. No bo co miałam powiedzieć osobie, która uratowała mi życie? Jakby nie patrzeć, nigdy jeszcze się nie znalazłam w takiej sytuacji.

Dopiero teraz zdołałam mu się dokładnie przypatrzeć. Miał brązowe włosy, które w artystycznym nieładzie opadały na jego czoło. Idealnie pasowały do jego kasztanowych oczu i bladej, piegowatej cery. Chłopak był dosyć wysoki i szczupły, co dodawało mu większego uroku.

Z oględzin wyrwał mnie sam obiekt moich rozmyślań.

- Jak się czujesz? - zapytał, uśmiechając się z jeszcze większym zakłopotaniem od mojego, a w jego oczach malowało się teraz coś pomiędzy ulgą, a zmartwieniem.

- Yyyy...Chyba... chyba dobrze - odpowiedziałam, co chwilę gubiąc się w słowach. - Dziękuję... za wszystko.

- Nie ma sprawy! - odparł, patrząc to na mnie, to na swoje palce, którymi się bawił.

Przez chwilę otaczała nas tylko cisza. Widać było, że oboje nie za bardzo wiemy, co powiedzieć. Brązowowłosy wpatrywał się w otaczające mnie sprzęty, przygryzając wargę i co chwila przełykając ślinę.

- Jestem Nathaniel - przerwał w końcu ciszę mój towarzysz, uśmiechając się szeroko i wyciągając do mnie rękę.

Ignorując kłujący ból, który towarzyszył mi przy podawaniu ręki, uśmiechnęłam się, tym razem naprawdę szczerze. Nie wiedziałam dlaczego, ale spodobało mi się to imię.

- A ja Aurelia.

W tym właśnie momencie do pokoju w którym przebywaliśmy, wparowały zdyszane Lawinia i Agnes, spazmatycznie łapiąc oddech. Nathaniel cofnął się od mojego łóżka, robiąc miejsce dla moich opiekunek prawnych.

- Dlaczego nam to zrobiłaś Aurelio?! - wrzeszczała Lawinia, ze łzami w oczach. Nigdy nie widziałam jej w takim szale - Pytam się dlaczego, do cholery!

Przez te krzyki, okropnie rozbolała mnie głowa, która wcześniej tylko pulsowała ostrzegawczo. Po moich policzkach popłynęły łzy, sama nie wiem, z czego bardziej: z bólu kręgosłupa i ręki, do którego jeszcze doszła głowa, czy z ostrego jak nigdy, tonu Lawinii.

- Przepraszam... - wyszeptałam. Dopiero wtedy wyraz twarzy młodszej siostry zmienił się na bardziej łagodny.

- Co ty sobie zrobiłaś, dziecko... - powiedziała cicho Agnes, patrząc na mnie z miną wyrażającą coś, czego nie mogłam opisać.

Nathaniel, widząc, że prowadzę dosyć emocjonującą rozmowę z moimi opiekunkami prawnymi, skierował się do wyjścia. Wtedy jednak coś mnie tknęło i krzyknęłam do niego:

- Czekaj!

Chłopak zatrzymał się wpół kroku i patrzył na mnie zdezorientowany. Tym razem skierowałam się do Lawinii i Agnes:

- Czy mogłybyście na chwilę wyjść? Chciałabym porozmawiać...

Gdy dziewczyny opuściły salę, kasztanowooki podszedł do mnie i spojrzał się na mnie pytająco.

- Tak?

- Ja... czy mógłbyś opowiedzieć mi, co się stało potem, gdy zemdlałam? - zapytałam się go błagalnym tonem, patrząc się prosto w jego kasztanowe oczy.

Nathaniel najpierw zapatrzył się w jakiś tylko sobie znany punkt, a następnie powoli zaczął odpowiadać.

- Gdy znowu straciłaś przytomność, spanikowałem. Najpierw próbowałem cię rozbudzić. Gdy to nie działało, zadzwoniłem po pogotowie.

Gdy słuchałam tego, co mówił, nie wiedziałam, co o tym myśleć. Jednego byłam pewna: gdybym to ja znalazła się w tej samej sytuacji, co Nathaniel, nie zrobiłabym nic. Z przerażenia zamurowałoby mnie.

- Wymienimy się numerami? - zaproponował nagle chłopak, wpatrując się we mnie z szerokim uśmiechem na ustach, po czym wyjął z kieszeni...mój telefon? Myślałam, że się zgubił!

-Skąd go masz? - zapytałam oszołomiona.

- Leżał kilka metrów od ciebie, więc pomyślałem, że to twój. - odparł, oddając mi moją własność.

Nie myliłeś się, Nathaniel...

- Tylko nie wiem, czy działa - dodał zmieszany.

Sprawdziłam, wciskając przycisk włączenia. Działał. Ale ulga...

Szybko podaliśmy sobie swoje telefony i wpisaliśmy numer.

- To bądźmy w kontakcie! - powiedział na odchodne Nath.

- Pa! - pożegnałam się z nim, na co odpowiedział mi tym samym.

I tak znów zostałam sama w sali szpitalnej.

***

Hejka! Ja tylko tak do Was z zapytaniem: Jak się odmienia imię Nathaniel? Szukałam w internecie, ale niczego nie znalazłam...

Do następnego rozdziału!

@EMILAemilaAAA



~Adopted by LOVE [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz