Mijały dni. Lawinia i Agnes przebywały w szpitalu na zmianę. Mówiłam im, że nie muszą, że sama sobie poradzę, ale to do nich nie docierało. W ciągu tego tygodnia, mój kręgosłup powoli się regenerował, jednak ból ustawał dopiero po kilku tabletkach.
Przyzwyczaiłam się do myśli, że przez dwa miesiące nie będę mogła stanąć. Moje opiekunki prawne chciały, żebym przez ten czas korzystała z nauczania domowego, jednak ją odmówiłam. Ten sposób do mnie po prostu nie przemawiał. Najwyżej później spędzę godziny na nadrabianiu tematów. Już trudno, poradzę sobie. Bardziej martwiłam się o Lawinię. Z dnia na dzień, wydawała mi się coraz bardziej zmęczona i nie uśmiechała się tak promiennie, jak zawsze. Natomiast Agnes zrobiła się poważniejsza. Nie żartowała, tak często jak dawniej.
Przez te kilka dni, Nathaniel odwiedzał mnie dosyć często, a siostry Jankins jeszcze częściej. Praktycznie nie było dnia, kiedy któraś z nich by przy mnie nie była.
Zaczęłam lubić towarzystwo tego dosyć przystojnego chłopaka. W miarę jak przychodził, zaczęłam się dowiadywać o nim coraz więcej. Wiedziałam, że ma dziewczynę, co szczerze mówiąc, lekko mnie zawiodło. To nie to, że się w nim podkochiwałam, po prostu przy nim mogłam być sobą i on to akceptował.
W ten dzień, do mojego pokoju weszła Lawinia.
- Jak się czujesz? - zapytała, przysiadając na brzegu łóżka.
- Spoko... - odparłam, przeganiając zdrową ręką zawadzający mi kosmyk włosów. - W każdym razie, bywało gorzej.
Lawinia uśmiechnęła się do mnie łagodnie, łapiąc mnie za dłoń, po czym zaczęła ją gładzić, spoglądając na mnie. Powtarzała tę czynność codziennie, od tamtego dnia. Wiedziałam też, co chce za chwilę powiedzieć.
- Po co wybrałaś się na ten spacer...?
Oh. Nie myliłam się. Tak było za każdym razem, gdy do mnie przychodziła.
Westchnęłam przeciągle, starając się ukryć lekkie poirytowanie.
- Lawinio, proszę cię, przestań codziennie wytykać mu ten sam błąd. Wiem, że zrobiłam źle, ale na razie nie chcę o tym myśleć, dobrze?
Tym razem to moja towarzyszka westchnęła.
- Dobrze... Ale wiesz, jak się o ciebie martwię..
- Wiem, wiem... - odparłam, teatralnie przewracając oczami i uśmiechając się pod nosem.
Lawinia zachichotała, po czym zbliżyła się i pocałowała mnie w czoło. Przez moje ciało przeszła fala ciepła.
Ja też się o ciebie martwię, Lawinio... - pomyślałam, jednak nie powiedziałam tego na głos. Na razie nie chciałam poruszać tego tematu, bo wyraźnie widziałam, że moja opiekunka prawna woli go unikać.
- Wypisują cię za tydzień - powiedziała Lawinia, uśmiechając się jeszcze szerzej. Tym razem odwzajemniłam uśmiech. - Wracasz do domu!
Lekko się zmieszałam, słysząc słowo dom. Uświadomiłam sobie wtedy, że nigdy tak naprawdę go nie miałam. Sierocińca nie uważałam za dom. Według mnie dom, to miejsce, do którego jest się szczególnie przywiązanym. Miejsce pełne miłości i zrozumienia. Miejsce, które kocham...
- Dom... - szepnęłam do siebie, zaciskając palce na kołdrze. - Mój dom... - z mojego oka wypłynęła pojedyncza łezka.
Lawinia spojrzała na mnie ze zmartwieniem.
- Coś się stało?
- Nie, nie, tylko... Rozmyślałam o domu...
Wtedy kobieta uśmiechnęła się z rozmarzeniem.
- Ja też...
____________________________________________
Hejka! Nowa okładka już na moim profilu!
Dziękuję, julawodaa, jest śliczna❤️
Chciałabym też podziękować ___Supernova___, za wykonanie zdjęcia profilowego i tła do mojego profilu. Nie mogę się nacieszyć, gdy na niego patrzę!Do następnego rozdziału!
CZYTASZ
~Adopted by LOVE [ZAWIESZONE]
Teen Fiction,,To nie sierociniec nam pomagał. Pomagały nam osoby, które się nad nami zlitowały! Naszym losem nie kierują opiekunki, tylko ludzie, którzy nas zaadoptują!'' Aurelia Pamels to szesnastoletnia osierocona dziewczyna. Nagle adoptują ją dwie kobiety. W...