Czas w jej towarzystwie leciał okropnie szybko, wydawałoby się, że z prędkością światła. Od zawsze pielęgnowaliśmy tradycję, gdzie przesiadywaliśmy w centrach handlowych, z potrzebą zobaczenia dosłownie wszystkiego, co możliwe. Wszyscy wiedzieli, że nasza dwójka w takich miejscach jest niezniszczalna. Zawsze znajdywaliśmy sposoby, by tych miejsc nie unikać. Pojedynczo prawa bytu nie mieliśmy - ja, czujący przytłoczenie w takich miejscach i Bibi - mająca ochotę wybić zęby wszystkim, którzy wyślą w jej stronę podejrzane spojrzenie. W pewnej zasadzie dopełnialiśmy się - ja od zawsze byłem tym, który bada każdą istotę ludzką wzrokiem z daleka (choć sam tego nienawidzi), a ona - postrach całej galerii, poruszający się z baseball'owym kijem, grożąc, że za chwilę części szkieletu osoby wpatrzonej w nią będą porozrzucane po całym powiecie.
Szybko znudziło się nam to zajęcie, najwidoczniej zestarzeliśmy się już za mocno. Zasiedliśmy na pufach, rozłożonych na środku przejścia. Zawsze roiło się tam od grup nastolatków, najwięcej około godzin popołudniowych - zgaduję, że było to ich naturalne miejsce przesiadywania po lekcjach. W końcu, mieliśmy okazję wypróbować wygodne siedzenia. Przeszliśmy już kolejny raz całą galerię, myśląc, że ,,tym razem znajdziemy coś ciekawego", jak się okazało później - nie powinniśmy kierować się naszą intuicją. Podczas ostatniego przejścia przed przerwą zdecydowaliśmy się na zakup bubble tea. Dziewczyna z zadowoleniem patrzyła, jak kuleczki tapioki zanikają, dostając się do jej żołądka. Spokój ten przerwał jej współpracownik z kawiarni. Chłopak z czerwonymi włosami, na oko mojego wzrostu. Pod oczami miał czarne trójkąty, narysowane eyelinerem. Znajdowaliśmy się stosunkowo blisko jej pracy, nie trzeba było przemierzać całej galerii, by przedostać się z jednego miejsca do drugiego.
Chłopak wybiegł chaotycznie z kawiarni, krzycząc w jej stronę. Kompletnie ignorował wzrok innych, wpatrzonych w niego, gdy krzyczał na cały budynek. Miał plakietkę z imieniem podpiętym do fartucha. Dzięki niej, udało mi się poznać jego imię. Chester. Wszędzie go było pełno, widać to było z kilometra, w końcu nie wymieniłem z nim żadnego słowa. Stanął przed Bibi, krzycząc, że w lokalu jest za pełno klientów. Rozsądkiem jednak się nie wykazał - zostawił kawiarnie bez jakiegokolwiek kawiarza w środku. Dziewczyna przeprosiła mnie i powiedziała, że obowiązki ją wzywają. Na końcu poklepała mnie po barku i powiedziała, że życzy powodzenia, a następnie zgubiła się w tłumie. Faktem oczywistym było, że nawiązuje do sytuacji z Fangiem. Nagle przybiła mnie fala zmartwienia, bo kompletnie wypadła mi z głowy owa sytuacja. Zdecydowałem się, że zrobię pierwszy krok (choć raz) i sam, rozważnie podejdę do sytuacji. Chciałem spotkać się z chłopakiem jak najszybciej, mając nadzieję, że wykaże się zrozumieniem. Jak zwykle, tą czynność przerwał mi dźwięk powiadomienia z telefonu. Tym razem nie czekałem i od razu postanowiłem odpisać.
Psychiatra (Charlie)
Dzień dobry, jak ci mija dzień? Przypominam, o naszym jutrzejszym spotkaniu.
Edgar
Hej, tak, pamiętam. Dobrze się czuję, a ty?
Psychiatra
Tutaj nie chodzi o mnie.
Do zobaczenia jutro.
Zapytałem z grzeczności, ale dopiero po wysłaniu zdałem sobie sprawę, jak bardzo głupie to było. Skłamałem także, mówiąc o tym, że pamiętałem. Gdyby nie napisała, nie przyszedłbym. Nie z powodu unikania, bo nie o to chodziło, chciałem przecież wynieść cokolwiek pozytywnego z tej usługi. Chodziło o to, że po wyjściu z gabinetu kompletnie zapomniałem o tym, że kiedykolwiek tam wszedłem. Nie wiedziałem, czy była to rzecz pozytywna, czy negatywna. Z jednej strony dobrze, bo nie przejmowałem się tym szczególnie, a z drugiej - skoro bez problemu idzie mi zapominanie o psychiatrze, czy mi na tym w ogóle zależało?
CZYTASZ
DELICATE | Edgar x Fang
RomanceZdesperowany student psychologii, szukając w swoim życiu jakiegokolwiek ratunku studiuje profesję z nadzieją, na odnalezienie siebie. Pewnej nocy natrafia na chłopaka ze studiów, którego wcześniej kompletnie nie zauważał i zaczyna się mu przyglądać...