Głowa bolała mnie jak skurwysyn. I to chyba właśnie to mnie obudziło. Jasne światło w pokoju sprawiło, że tak szybko jak otworzyłem oczy, tak je zamknąłem. Chciałem potrzeć oczy ręką, ale jakiś dziwny ciężar mi to uniemożliwił, dlatego podniosłem drugą rękę, która też mnie cholernie bolała.
Starając się ignorować ten ból, potarłem swoje oczy. Chciałem przeciągnąć rękę po czole, a następnie przeczesać swoje włosy, ale poczułem jedynie jakiś lekko szorstki materiał. Co do cholery?
Tym razem powoli, otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju, który uwaga wcale nie był moim pokojem. Była to jakaś jasna sala z białymi ścianami, w dodatku praktycznie pusta.
Odwróciłem głowę w bok i zobaczyłem jak przez drzwi ktoś wchodzi. Byłem jeszcze trochę zaspany, a w dodatku to że było tu tak jasno sprawiło że nie byłem w stanie dostrzec kto to był. Tym bardziej nie z takiej odległości.
Osoba ta zaczęła iść w moją stronę i po chwili zrozumiałem, że była to moja mama. Była cała zapłakana i na mój widok uśmiechnęła się szeroko, a kilka kolejnych łez spłynęło jej po policzkach.
– Mamo.. – chciałem zapytać się jej gdzie jestem, ale mój głos był strasznie zaprychnięty, a gardło suche i cholernie mnie zapiekło.
– Ćsii – szepnęła i usiadła na krześle obok mojego łóżka, po czym złapała mnie za rękę – Wszystko w porządku, Chifuyu. Już wszystko jest w porządku – powiedziała cicho, przez co ledwo ją usłyszałem, ale wydało mi się, że kobieta tymi słowami próbowała zapewnić w tym samą siebie.
– Gdzie jestem? – wychrypiałem i znowu rozejrzałem się po sali.
– W szpitalu, kochanie.
Gwałtownie odwróciłem głowę w jej stronę, a potem zacząłem się rozglądać po sobie, na tyle ile byłem w stanie.
– Co? – zapytałem nagle i zacząłem kaszleć.
Mama podała mi butelkę z wodą i pomogła mi się napić. Powoli przełykając napój, od razu zrobiło mi się lepiej. Gardło przestało mnie aż tak boleć i szczypać. No i nie spodziewałem się, że będę aż tak spragniony.
Gdy skończyłem pić, zamknąłem oczy i odetchnąłem cicho. A wtedy, jak za machnięciem magicznej różdżki, zacząłem sobie przypominać jak wracałem do domu po spotkaniu z Kazutorą i ktoś mnie pobił.
Otworzyłem oczy i tą ręką którą mogłem bez problemu ruszać, podparłem się i spróbowałem usiąść. Mama od razu spróbowała mnie powstrzymać, ale zignorowałem to i powoli usiadłem.
Zacząłem się znowu po sobie rozglądać i tym razem już o wiele lepiej widziałem. Ręka którą nie mogłem ruszać, była w gipsie. Znowu dotknąłem czoła i teraz zrozumiałem, że musiał to być bandaż.
Poruszyłem nogami i na szczęście nie poczułem, że mam na nich gipsy, ani nie poczułem jakiegoś mocnego bólu. Za to bolało mnie co innego, a mam na myśli mój brzuch, który nagle zaczął mnie tak mocno boleć, że musiałem się znowu położyć.
– Spokojnie – mama położyła mi delikatnie rękę na klatce piersiowej i uśmiechnęła się do mnie smutna.
– Co mi jest? – zapytałem kobiety.
– To nie jest teraz ważne – powiedziała cicho.
– Mamo.. – zacząłem, ale przestałem gdy usłyszałem jakieś krzyki na korytarzu.
– No i po jaką cholerę znowu tu przychodzisz?! – wykrzyczał jakiś chłopak – Już ci chyba wczoraj powiedziałem co o tobie myślę! – nastąpiła chwila przerwy i dopiero teraz doszło do mnie, że te krzyki należały do Mikey'go.
– Co tam się dzieje? – mruknęła moja mama i powoli wstała by zobaczyć na kogo tak chłopak krzyczał.
– A weź już skończ! On jest cały połamany! I w dodatku już czwarty dzień jest w śpiączce! – wykrzyczał znowu chłopak, a ja zmarszczyłem brwi.
Doskonale wiedziałem, że mówił o mnie. Nie sądziłem tylko, że tamten chłopak pobił mnie tal bardzo, żebym skończył w śpiączce.
– Mamo – zwróciłem się do kobiety, zanim zdążyła złapać za klamkę – Wpuścisz Mikey'go? – zapytałem a ona pokiwała głową, po czym wyszła z pokoju.
Na korytarzu zrobił się szum. Kilka osób mówiło naraz do siebie, a potem do sali wszedł blondyn i uśmiechnął się na mój widok. Następnie usiadł na krześle, na którym jeszcze przed chwilą siedziała moja mama.
– Co tak ryja drzesz na tym korytarzu? – zapytałem kpiąco chłopaka po czym się uśmiechnąłem.
– A ty co dałeś sobie tak dupe zbić? – zapytał tym samym tonem co ja i po chwili zaczęliśmy się śmiać.
Po chwili zacząłem kaszleć, a brzuch znowu mnie cholernie zabolał. Mikey szybko podał mi wodę, którą wypiłem. Następnie chłopak pomógł mi się trochę podnieść, tak bym leżał w wygodniejszej pozycji.
– Zabije skurwysyna – powiedział Mikey gdy usiadł spowrotem na krześle.
– Nawet nie wiem kto to był – powiedziałem patrząc na niego.
– To nic. Ja się dowiem – powiedział wpatrzony gdzieś w podłogę.
– Nie ma sensu. Odpuść sobie – powiedziałem zmęczony.
– Nie ma takiej opcji, Chifuyu. Spójrz na siebie. Jesteś cały połamany – powiedział kiwając na mnie głową, a ja wywróciłem oczami.
Chłopak posiedział ze mną jeszcze chwilę. Nie rozmawialiśmy dużo, bo ja czułem się po prostu zmęczony. W dodatku byłem cały poobijany, przez co tym bardziej chciałem pójść. Gdy Mikey to zauważył, pożegnał się ze mną i wyszedł z sali.
Zamknąłem oczy i poczułem wielką ulgę, gdy nagle zrobiło się ciemno. Przekręciłem się lekko w bok, na tyle ile pozwoliło mi moje ciało. A zanim zasnąłem poczułem, że ktoś całuje mnie w głowę.
Byłem przekonany, że była to moja mama, ale gdy uchyliłem lekko powieki, zobaczyłem wychodzącego z sali Kazutorę. Uśmiechnąłem się pod nosem i zasnąłem.
________________
Hejkaaaa
Wybaczcie mi, że aż tydzień nie było rozdziału i że ten nie jest też za długi, ale trochę mnie wena opuściła 🙏🏽No i życzę wam wesołego jajka!
Do następnego
Belyya_
CZYTASZ
Overthink | Torafuyu
FanfictionChifuyu Matsuno ma 15 lat i zaraz zacznie drugą klasę liceum, a w międzyczasie urywa kontakt z swoim przyjacielem, przez jego oschłe i obojętne zachowanie. Pewnego dnia - a właściwie nocy - poznaje chłopaka o piaskowo-brązowych oczach i tatuażem na...