Rozdział 37

74 13 4
                                    

– Czekaj chwilę, bo nie do końca rozumiem – przerwałem mu, chociaż nie wiem czy chciał coś jeszcze mówić – To Hanma mnie pobił? – zapytałem, by się upewnić czy dobrze usłyszałem, ale mina chłopaka wystarczyła mi, by się upewnić.

Ale mina Baji'ego też była dziwna i musiałem się spojrzeć na niego drugi raz. Miał minę jakby powiedział coś czego nie powinien, to akurat byłem w stanie odczytać.

Czyli co, mam rozumieć, że przyszedł tutaj bo myślał, że wiem kto mnie pobił?

– Serio myślałeś, że wiedziałem że to był Hanma? – zapytałem i aż musiałem spojrzeć w ten mój ulubiony sufit.

– No – burknął, przez co się zaśmiałem, ale w ogóle nie byłem rozbawiony, może bardziej załamany jego głupotą.

– Japierdole – powiedziałem do siebie – Jaki ty w tym miałeś cel w ogóle co? – zapytałem, ale nie wiem czy chciałem żeby odpowiadał, na pewno to chciałem, żeby wyszedł.

– Nie chciałem żebyś go wydał – powiedział jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

– I popatrz, sam wydałeś swojego kolegę – powiedziałem kpiąco – Weź po prostu sobie idź, bo mam cie dość.

– Kurwa mać, nie rozumiesz – warknął czarnowłosy, a ja już sam nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać.

– Nie Baji, nie rozumiem. I nie chce rozumieć – powiedziałem podchodząc w jego stronę – A teraz sąd wypierdalaj.

– Obiecaj, że go nie wydasz. A przynajmniej nie teraz – poprosił. Baji kurwa poprosił. Mówiłem, że święto lasu.

– Nic ci nie będę obiecywać. Złamał sojusz.

Chłopak westchnął i cofnął się trochę w stronę wyjścia, a ja złapałem zdrową ręką za drzwi.

– Wiem, że złamał sojusz. Wiem, że jest zasranym gnojem, ale daj mi jeszcze trochę czasu..

– Jakiego czasu? – zapytałem coraz bardziej zły – Jakiego czasu, Baji? Leżałem w śpiączce przez cztery dni, a ty mnie prosisz o jakiś czas? Wiesz, że Mikey go zabije jak mu powiem?

– Wiem. I o to chodzi, dlatego potrzebuje jeszcze trochę czasu – powiedział, a w jego głosie chyba usłyszałem nawet desperację, ale nie wiem Baji jest zbyt pojebany.

– Po co ci ten czas? – zapytałem wzdychając, co nie oznaczało, że cokolwiek mu obiecam.

Baji spojrzał na mnie i milczał przez dłuższą chwilę. Nie chciał mi powiedzieć. A to akurat nie była żadna nowość.

– Widzisz? – zapytałem go zmęczony – Dalej nic mi nie mówisz. I jak ja mam się niby na cokolwiek zgodzić?

– Potrzebuje jeszcze kilku informacji – warknął w końcu, a ja zamrugałem.

Patrzyłem się na niego lekko otępiały, ale gdy w końcu zrozumiałem, kiwnąłem głową.

– Dobra – powiedziałem – Spadaj – dodałem, a on tylko kiwnął głową i odsunął się tak bym mógł zamknąć drzwi.

Położyłem się na łóżku i patrzyłem na sufit, analizując jeszcze raz rozmowę z Baji'm. Wszystko co mi powiedział, a zwłaszcza to ostatnie.

Jebany Baji jest kretem w Valhalli.

✵✵✵

Usiadłem na ławce za szpitalem. Było już sporo po czternastej, gdy przyszedł do mnie Mitsuya i zapytał się czy chce zajarać. Po tym czego się wczoraj dowiedziałem moją odpowiedź była wręcz oczywista.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 24 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Overthink | TorafuyuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz