Rozdział 36

71 13 0
                                    

Otworzyłem oczy kiedy słońce nieznośnie świeciło mi w oczy. Ręką zakryłem twarz i burknąłem coś czego sam nie zrozumiałem. Nie wiedziałem która jest godzina, ani jaki jest dzień. Myślę, że gdyby nie to słońce to jeszcze dalej bym spał, aż ktoś by mnie nie obudził.

Przetarłem oczy ręką, a potem osłaniając nią oczy rozejrzałem się po sali. Niby wszystko było tak samo, ale praktycznie od razu zwróciłem uwagę na śpiącego na krześle Kazutorę. Kolejna rzecz która przykuła moją uwagę, była taka, że prawdopodobnie cały czas trzymał mnie za rękę, dlatego i ja też go za nią złapałem. A gdy to zrobiłem chłopak jak za kopnięciem prądu się obudził.

I w tym momencie doszło do mnie jak niespokojnie musiał spać. I to zapewne odkąd tutaj trafiłem. A co za tym idzie, musiał się o mnie martwić. Rozczuliło mnie to, dlatego mocniej ścisnąłem rękę i uśmiechnąłem się lekko.

Kazutora potrzebował kilku minut by w pełni się rozbudzić, po czym też się do mnie uśmiechnął. Nic do siebie nie mówiliśmy, po prostu siedzieliśmy tak w ciszy cały czas trzymając się za ręce, a chłopak zaczął delikatnie głaskać moją swoim kciukiem.

Tora przysunął się trochę i swoją drugą rękę położył na te nasze.

– Ja tak nie zrobię – powiedziałem tylko głupio się uśmiechając, a on zaśmiał się cicho, co wywołało uśmiech na mojej twarzy – Nie śmiej się, bo to wcale śmieszne nie jest. No popatrz, nie dosięgnę – wyciągnąłem rękę w gipsie w jego stronę, która ostatecznie nawet nie była blisko niego, a chłopak zaczął się jeszcze mocniej śmiać.

Tora podniósł swoją przed chwilą położoną rękę i złapał tą moją cały czas wiszącą w powietrzu. Nachylił się by złożyć na niej delikatny pocałunek i po tym ją puścił, a ja poczułem, że się jak na złość głupio rumienię.

– Leżenie tutaj chyba ci nie sprzyja – powiedział głupio na co teatralnie wywróciłem oczami.

– Serio? Nie zauważyłem.

Kazutora cały czas się do mnie uśmiechał, ale zauważyłem tą ledwo widoczną zmianę na jego twarzy. Był zły, prawdopodobnie dlatego, że ktoś mi tak mocno skopał dupę, że skończyłem w szpitalu. Ale było coś jeszcze i tego nie potrafiłem rozszyfrować. Po raz pierwszy odkąd go poznałem, zobaczyłem na jego twarzy to coś.

– O czym myślisz? – zapytałem, bo bardzo chciałem wiedzieć co to jest ,,to coś,,.

– Co? – zapytał spoglądając na mnie.

– O czym myślisz? – zapytałem znowu przyglądając się mu uważnie, bo nie wiedziełem czy ,,to coś,, to coś dobrego czy wręcz przeciwnie.

– O tym chuju co ciebie pobił.

– To wiem – powiedziałem, a on spojrzał się na mnie pytająco – To widać. A ja pytam o czym jeszcze myślisz.

Kazutora chwilę milczał. Przez ten czas cały czas na siebie patrzyliśmy. Chociaż ja to przyglądałem się jego mimice twarzy, bo naprawdę chciałem wiedzieć co mu tak po głowie chodzi. Miałem nadzieję, że nic złego się i niego nie stało. Już wystarczy to, że się o mnie martwił.

– Nie ważne – powiedział tylko, na co wywróciłem oczami.

– Ważne. I przestań piepszyć – powiedziałem znowu mu się przyglądając, na co tym razem on wywrócił oczami.

– To nic czym musiałbyś się zamartwiać – powiedział i ścisnął moją rękę, by mnie w tym przekonać.

– Ale wiesz, że możesz mi powiedzieć? – zapytałem retorycznie, bo przecież o tym wiedział – Zawsze możesz na mnie liczyć. A jeśli myślisz, że leżąc tutaj mam więcej swoich problemów, to jesteś w błędzie, bo ja tu tylko śpię i patrzę przez to zasrane okno – powiedziałem, a po ostatnim zdaniu Kazutora cicho prychnął i pokiwał głową.

– Dobrze – powiedział i uśmiechnął się – Powiem ci.

– No to słucham.

– Ale jeszcze nie teraz – powiedział, po czym uśmiechnął się głupio, a ja znowu teatralnie wywróciłem oczami i też się uśmiechnąłem.

– Z tobą to zawsze takie podchody – zaśmiałem się z niego i pokręciłem głową – Dobrze. Powiesz mi jak będziesz tego chciał.

Chłopak pokiwał głową i uśmiechnął się do mnie, ale w tym uśmiechu było coś dziwnego. Znaczy był to szczery uśmiech, ale było w nim coś jeszcze i wydaje mi się, że jest to związane z tym czymś o czym nie chce mi jeszcze powiedzieć.

– Ej, Tora – zagadnąłem go – Masz coś do jedzenia? – zapytałem na co przekrzywił głowę – To jedzenie tutaj jest okropne i w sumie to coś bym zjadł – wyjaśniłem, a on się krótko zaśmiał i sięgnął po swój plecak.

✵✵✵

Był wieczór, a na stoliku obok mnie leżała paczka kwaśnych żelek, które zostawił mi Kazutora po swoim wyjściu.

Chłopak naprawdę długo ze mną posiedział i to nie licząc nawet tej nocy spędzonej na krześle obok łóżka. Dużo rozmawialiśmy, ale przez cały ten czas nie potrafiłem wybić sobie z głowy tego o czym Tora tak zawzięcie myślał. Trochę mnie to dręczyło, ale uszanowałem to, że nie chce o tym jeszcze rozmawiać i nie pytałem drugi raz.

Zapewnił mnie tylko, że oprócz mojego wypadku nic się złego nie stało i to musiało mi starczyć.

Powoli wstałem z łózka by pójść do łazienki, którą na szczęście miałem w swojej sali. Lekarz prosił bym jeszcze nie chodził zbyt dużo, ale nic nie poradzę na to, że chce mi się sikać.

Szybko załatwiłem to co musiałem i wróciłem do sali, a gdy szedłem w stronę łóżka, coś puknęło w moje drzwi. Odwróciłem się w ich stronę i nasłuchiwałem. Nic więcej w drzwi nie uderzyło, dlatego uznałem, że ktoś po prostu przez przypadek uderzył w drzwi.

A gdy już odwróciłem się spowrotem w stronę łóżka, ktoś otworzył drzwi.

Poczułem się dziwnie spięty. Odwróciłem się w stronę drzwi i czy dzisiaj jest jakieś święto lasu? W drzwiach stał Baji we własnej osobie i patrzył na mnie z miną, której nie potrafiłem rozszyfrować, ale czy ja kiedykolwiek potrafiłem zrozumieć czarnowłosego?

– Co tu robisz? – zapytałem chłodno.

Wcale nie podobała mi się wizja w odwiedzającego mnie Baji'ego.

Ale w sumie to było ciekawe, bo przez tyle czasu chłopak mnie olewal, zlewał i tego typu, a teraz nagle przychodzi do mnie, gdy leżę w szpitalu. Ten człowiek to jedna wielka zagadka.

– Słyszałem co się stało – powiedział po kilku minutach.

– Super – powiedziałem ironicznie – Też słyszałem. I co z tego?

Baji patrzył się w podłogę, a na jego twarzy pojawiła się jedyna rzecz, którą umiałem rozpoznać. Złość. Baji był zły. Też mi nowość. Ten chłopak to jedno wielkie zbiorowisko złości. Już chciałem mu powiedzieć, żeby spadał i mnie mocniej nie drażnił, ale nagle otworzył usta.

– Nie wiedziałem – zaczął, ale przestał mówić.

– Co? – zapytałem rozdrażniony.

– Nie wiedziałem, że on to zrobi – powiedział głośniej niż wcześniej, a ja zmarszczyłem brwi.

– Czekaj. Co masz na myśli? – zapytałem nie bardzo rozumiejąc do czego zmierza.

– Nie wiedziałem, że Hanma ciebie pobije – powiedział, a ja potrzebowałem chwili by zrozumieć to co właśnie do mnie powiedział – Gdybym wiedział to coś bym zrobił, bo w końcu mamy tej jebany miesięczny sojusz.

___________________________
No witam
Polsat i te sprawy
Pozdrawiam serdecznie i zycze milego dnia

Belyya_

Overthink | TorafuyuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz