2. spotkanie

636 21 42
                                    

POV:lucyfer

kiedy moja córka otworzyła mi drzwi do hotelu od razu zaprosiła mnie do środka i przywitała się ze mną tak samo jak ja z pozostałymi poza jedną osobą a dokładniej to poza alastorem

alastor podszedł do mnie i podał rękę w zamiarze przywitania się ze mną również podałem mu rękę aby się przywitać i być w miarę uprzejmy

-witaj lucyferze-przywitał się ze mną alastor-witaj alastorze-odpowiedziałem tak samo fałszywie jak rudy ale ja chociaż miałem szczery uśmiech na mordzie nie to co ten rudy margines społeczny

moja córka mnie zawołała a ja podszedłem do niej od razu jak tylko ją usłyszałem

-tato prosze bądzi w miarę miły dla alastora, to dla mnie bardzo ważne- poprosiła  mnie-oczywiście córciu postaram się jak tylko mogę- uśmiechnąłem się do niej w głębi myśląc że będzie w chuj trudno ale musze dać jakoś rade- to świetnie tato, a teraz chodzi pokaże ci twój pokój- powiedziała z uśmiechem na twarzy i zaczeła mnie prowadzić do mojego pokoju -to tutaj- staliśmy przed bardzo ładnym pokojem z przepięknym widokiem na ogród i osobną łaznienką -podoba się?- spytała moja córka -bardzo, jest przepiękny córciu- przytuliłem charlie a ona odwzajemniła uścisk od razu

POV:alastor

po przywitaniu tego kaczkozjeba poczułem silny ból na brzuchu od razu wiedziałem co to było w sumie to nie mogło być nic innego niż to co było to faktycznie więc poszedłem do mojego pokoju mijając przy tym charlie i lucka i już wiedziałem że ten zjeb ma pokój obok mnie no japierdole gorzej być nie mogło ignorując tą dwójkę chciałem szybko pójść do swojego pokoju no właśnie 'chciałem' bo coś mi przerwało a raczej ktoś a tym kimś była charlie

-coś się stało al?- zapytała w miarę zmartwiona -nie, wszystko okej tylko trochę mi słabo więc idę się położyć -odpowiedziałem wciąż trzymając się za brzuch zauważyłem że lucyfer zauważył że trzymam się za brzuch i najprawdopodobniej widział ze krwawię -dobrze to idź odpocząć- powiedziała dalej zmartwiona

kiedy już wszedłem do pokoju pierwsze co zrobiłem to było zdięcie koszuli i sięgnięcie po bandaże jebany adam powiedziałem pod nosem

od walki z adamem mam wielką ranę na brzuchu która z dnia na dzień boli jeszcze bardziej nic nie pomaga nie wiem już co robić

po chwili do mojego pokoju wszedł lufyfer

-co ty odjebałeś? skąd to?- pokazał na ranę -matka cie pukać nie nauczyła!?- wykrzyczałem -no nie nauczyła bo jej nie poznałem czy tam nie pamiętam- odpowiedział z tym swoim ochydnym uśmieszkiem na mordzie -wypierdalaj z tąd- powiedziałem próbując zabandażować rane -nie wychodzi ci coś- odpowiedział podchodząc do mnie -daj pomogę- zaproponował pomoc -poradzę sobie- odpowiedziałem oschle -nie wydaje mi się w tym momęcie wyrwał mi bandaż z ręki -jak to się stało i kiedy?- zadał pytanie -podczas eksterminacji- odpowiedziałem jeszcze bardziej oschle niż poprzednio ponieważ było mi wstyd w końcu byłem ovelrordem a nie jakimś chohlikiem czy czymś takim -to trzeba będzie zszywać wiesz?- powiedział -a ty jesteś lekarzem że sie tak znasz?- wyrwałem mu bandaż z ręki i popchnąłem w strone wyjścia -spierdalaj kaczkozjebie!- wykrzyczałem do niego

jak lucyfer wyszedł to zauważyłem że lucyfer bardzo dobrze mnie zabandażował byłem pod wrażeniem i przeszło mi przez myśl że może mieć racje ale od razu pozbyłem się tej myśli z głowy

usiadłem i zacząłem myśleć dlaczego stan tej rany się nie polepsza ani nie stoi w miejscu tylko się pogorsza co kolejny dzień jest coraz gorzej bardziej boli i krwawi może powinnienem poprosić o pomoc lucyfera może jednak ma racje albo chociaż coś doradzi

---------------------------------------------------------------

573 słów

jest prawie 5 rano a dokladniej to 4 52 wiec ide spac bajo jajo

let me help you || RadioappleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz