Zgryzota

1.1K 28 12
                                    

Spalam zaledwie 2 godziny. Kiedy obudziłam się w środku nocy już nie potrafiłam zasnąć. Popatrzyłam się na zegar i gdy zobaczylam godzine 4:42 zdałam sobie sprawę, że za godzine będzie William wraz z moim bratem. Alfredo pewnie już wstał wiec postanowiłam ubrać się odpowiednio tylko był jeden maleńki problem- nie mam odpowiednich ubrań na dzisiejszy dzień. Wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach. Po lewej stronie było biuro Alfredo więc udałam się w tym kierunku. Zapukałam dwa razy i weszłam do środka. Cavallo akurat rozmawiał przez telefon i pokazał na siedzenie przed biurkiem abym usiadła. Kiedy zakończył rozmowę wstał i usiadł obok mnie.

- Dzień dobry. - uśmiechnął się i nie pozwolił mi odpowiedzieć tylko kontynuował. - Co takiego się stało, że Victorio przychodzisz do mnie w wczorajszych ubraniach oraz z rozmytym makijażem. - Kurwa. Zapomniałam o tym. No, ale cóż czasu nie cofnę więc westchnęłam i uśmiechnęłam się w jego stronę.

- Hej, wujku. - dawno tak na niego nie mówiłam i gdy usłyszał to określenie w jego stronę widziałam ten szczery uśmiech na twarzy. - Nie mam adekwatnych ubrań na dzisiejszy dzień. Czyyy...

- Czy mam coś ci pożyczyć? Owszem. Mam ubrania które zostały tu po twojej cioci.- na wspomnienie o Melisie zrobiło mi się smutno. Umarła kiedy miałam 7 lat, zabił ją jeden z pracowników po tym jak Alfredo nie dostał pieniędzy które owy pracownik zarobił dla niego poprzez handel narkotykami. - Chyba nie pogniewa się jak Ci jakieś dam?

- Wątpię. - oboje zasmialismy się i skierowaliśmy do pokoju wujka. Otworzył mi drzwi do garderoby Melisy i wow miała gust. - Myślę, że ta sukienka będzie idealna. Zakryje twoje blizny na udach bo sądzę, że nie chcesz ich narazie pokazywać.

- Jest piękna! - pisknełam i przytuliłam Alfredo. - Przepraszam...- zaczęłam się odsuwać, ale wtedy mocno mnie przytulił. Dawno nie czułam się tak dobrze w objęciach kogoś z rodziny, nie licząc brata oczywiście. Ostatni raz tak się czułam gdy mój ojciec żył. - Zawsze przy tobie będę się czuć jak przy moim ojcu.

- A dla mnie zawsze będziesz moją córką i zawsze będziesz mi go przypominać Victorio. - odpowiedział gdy się od siebie oderwaliśmy. - Teraz idź przymierzyć tą sukienkę i pokaż mi się zanim przyjedzie twój brat z Brownem. - udałam się do mojego pokoju i weszłam do łazienki do której drzei znajdowały się odrazu obok garderoby. Zamknęłam drzwi i zdjęłam ubrania. Gdy popatrzyłam się w lustro i zobaczyłam wszystkie blizny... Stare, nowe, te przypadkowe i te które były konsekwencją moich czynów przypomniały mi się słowa mojego ulubionego poety:

"Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany."
~William Shakespeare; Romeo i Julia~

Weszłam pod prysznic i zmylam z siebie wszystkie zmartwienia. Gdy zimna woda spływała po moim ciele zawsze czułam się wolna. Wszystkie problemy znikały. Wtedy odczuwałam kojący wszystkie rany spokój. Po 15 minutach wyłączyłam wodę i osuszylam swoje ciało. Gdy wysuszylam włosy wzięłam się za robienie makijażu. Zrobiłam brwii pomadą, nałożyłam podkład na twarz i szyję, użyłam bronzera, pudru, rozswietlacza, zrobiłam kreski i pomalowałam rzęsy. Kiedy stwierdziłam, że makijaż jest gotowy ubrałam piękną białą sukienkę. Sięgała do kolan, miała gorset i był problem by to związać wiec stwierdziłam, że poproszę o to Alfredo. Wyszłam z łazienki i sięgnęłam tylko po białe wysokie obcasy i założyłam na swoje stopy. W momencie jak miałam już wychodzić, drzwi do mojego pokoju się otwarły i moim oczom ukazał się William.

- Możesz zawiązać mi gorset?

- Tak. - odwróciłam się do niego plecami. Odsuwając moje włosy poczułam jego dłonie na mojej skórze. Na jego dotyk lekko się wzdrygnełam. - Już.

- Przepraszam, że tak uciekłam. Nie chciałam cię w to mieszać...

- Mogłaś po prostu powiedzieć.

- William... Zrozum, że życie w tym momencie mi się pokomplikowało. Moi rodzice nie żyją. Matka została zamordowana. Muszę wiedzieć kto to zrobił i w tym może jedynie pomóc mi mój wujek.

- Alfredo jest twoim wujkiem?

- Przyjaciel ojca.

- Mhm.

- Victorio! - na głos Cavallo odrazu wyminełam Williama i zeszłam na dół do salonu. - Usiądź. - Usiadłam obok niego i popatrzylam sie na brata na przeciwko. Po chwili dołączył do nas Will.

- Sprawa wygląda następująco: Ja z wujkiem zajmę się sprawą naszej matki. Będę tu przyjeżdżać co jakiś czas by kontrolować sprawę.

- Vic, nie wolisz sobie odpocząć?

- Nicolas, czemu mam odpoczywac?! Skoro zamordowali kurwa naszą matkę. - Wstałam z kanapy i popatrzyłam się na niego. - Nasza matka została zamordowana! I to przezemnie! Muszę wiedzieć kto to zrobił!

- Spokojnie. - powiedział William na co jeszcze bardziej się uniosłam.

- Spokojnie?! - Alfredo spiorunował mnie wzrokiem dlatego westchnęłam i usiadłam.- Wiele cudzej krwii mam na rękach i nie bedzie mi przeszkadzała krew następnej.

- Zabiłaś kogoś?! - powiedzieli w tym samym czasie William i Nicolas.

- Tak. - odparłam nie wzruszona. - Nie raz musiałam to zrobić kiedy zagrażało komuś niebezpieczeństwo. Od lat współpracuje z Alfredo. - oparłam się o kanapę i odchyliłam głowę w tył by uniknąć kontaktu wzrokowego z chłopakami. - Ojciec o tym wiedział. Oboje wiedzieliśmy, że jest to ryzykowne. Chciałam mu pomóc i to przybliżyło mnie do wujka. Jestem dla niego jak córka, a on dla mnie jak drugi ojciec. - popatrzyłam się na nich i dodałam. - W tej branży nie liczy się czyjeś życie.

- Nie zasypujcie jej pytaniami. Victoria powie wam wszystko w swoim czasie. - Alferdo popatrzył się na Nicolasa. - Ty usłyszysz wszystko odemnie. Natomiast ty..- Przeniósł wzrok na Browna. - Musisz usłyszeć to od niej, kiedy będzie czas.

- Porozmawiamy. - powiedziałam w stronę Williama. Wstał z kanapy i udał się w stronę wyjścia wiec potraktowałam to jako tak.- Chodź na taras. - Nie mogę z nim być. Muszę z nim zerwać. Zastanawiałam się w nocy jak to będzie. Skoro ja mam być często w Las Vegas. On nie może nic wiedzieć dopóki sami tego nie załatwimy. Moja przeszłość go zniszczy. Nie mogę go ranić. Za wiele osób zraniłam. Będzie to cholernie trudne, ale muszę to zrobić. Dla jego bezpieczeństwa.

- O czym chciałaś porozmawiać? - zapytał kiedy wyszliśmy na zewnątrz.

- Musimy zerwać. - odpaliłam papierosa i patrzyłam przed siebie. Udawałam nie wzruszona, ale coś we mnie pękło. Moje serce rozleciało się na tysiące malutkich kawałeczków.

- Co?!

- Nie pasujemy do siebie. William, nigdy się nie lubiliśmy. Nienawidziliśmy się i to nie wypali. Ty jesteś wodą ja jestem ogniem. To nie bajka... Przeciwieństwa się nie przyciągają. - próbowałam się nie popłakać, udawać twardą. Jest to cholernie trudne gdy mówicie osobie która jest dla was całym światem, że nic dla was nie znaczy. Gdy wiecie, że ją to zrani. Ale robicie to dla jej bezpieczeństwa, bo się o nią troszczcie. Kiedy popatrzyłam się w miejsce gdzie jeszcze chwile temu stał William, nie było go. Wróciłam do środka i udałam się do salonu.

- Victorio...- podszedł do mnie wujek. - Czemu płaczesz?

- Zerwałam z nim... - pierwsza łza spłynęła po moim policzku, a po niej kolejna. - Nie chciałam by on ucierpiał. Kocham go! Gdyby coś mu się stało nie darowała bym sobie tego! - przytulił mnie do siebie i już totalnie się rozpadłam.

"Ten czas jest kością, wyłamaną w stawie - jak można liczyć, że ją nastawię ?"
~William Shakespeare~

__________________
Hejka!
Mam nadzieję, ze rozdział się wam spodobał.
Pisałam go na szybko więc jeśli są jakieś błędy możecie mnie poprawić!
Do zobaczenia...


nowi partronaci:
kochampieniadze00
Zuza2289

I want to be only with you Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz