7 - Sept.

146 9 0
                                    

- Dale a tu cuerpo alegría Macarena? - Ze spokojem zadał pytanie po hiszpańsku, a ja odpowiedziałem uśmiechem.

- Znam to bardzo dobrze. Była to moja piosenka dzieciństwa. - rzuciłam idąc krawężnikiem, próbując też utrzymać dobrą równowagę, jednak gdy skończył się, musiałam z niego zeskoczyć.

- O nie! - udał dramatyczną scenę. - Nie skacz! 

- Skoczę! - powiedziałam pewnie, a następnie skoczyłam prosto w jego już otwarte ramiona. Może i byliśmy dorośli, ale nikt nie zabroni się pobawić chwilę.

Zaśmiałam się, gdy mężczyzna parę razy obrócił się, trzymając mnie mocno. Carlos był naprawdę przemiły. Zachowywał się jak taki starszy brat. Od razu załapaliśmy kontakt. A dobrą rozmowę zapoczątkowały hiszpańskie piosenki.

Niestety nie było nam dane spacerować długo po torze, gdyż przemiła ochrona utwierdziła nas, że wszyscy powinni udać się już do wyjścia, albo do garażów. Wiem, że ochrona i bycie miłym nie psuje do siebie, ale ten pan naprawdę był miły. Szliśmy już spokojnie, obok garaży, zmierzając w stronę Ferrari. Ludzi była zaledwie garstka. Głównie ci co pracują tutaj. Potrzebowałam takiego spokoju. Jednak ten spokój trwał zbyt długo.

- Carlos! Tutaj jesteś. Każdy cię szukał, zaraz mamy spotkanie w telewizji, trzeba iść. - powiedziała blond włosa kobieta biegnąca w naszą stronę.

Mężczyzna wyraźnie nie był zbyt chętny, by tam iść, ale westchnął i skinął głową dziewczynie, która natychmiast chwyciła go za rękę. Pożegnał się jedynie machnięciem dłoni, ponieważ blondynka zaczęła go prowadzić do środka garażu. Zostałam znowu sama. Cicho westchnęłam i wyciągnęłam telefon z zamiarem zadzwonienia do Lucy. Trochę się mi głupio, że była dziś sama, skoro przecież wybrała mnie na swoją towarzyszkę, a ja tu bawię się z kierowcami. Jutro pozostanę z nią.

Odebrała po kilku sygnałach.

- No nareszcie jakiś znak życia. Może i Lewis mówił mi, że jesteś cała i zdrowa, lecz mogłaś zadzwonić. - zaczęła prawić mi, a ja jej na to zezwoliłam, bo zasłużyłam.

- Też się stęskniłam. Jestem na padoku, jesteś gdzieś tutaj jeszcze? - zapytałam prosto z mostu, albowiem marzyłam już by położyć się.

- Ja nie, ale wiem, że Max gdzieś tam się kręci. Zabierz się z nim. - odparła, a ja jej przytaknęłam, rozłączając się następnie.

Szczerze mówiąc wolałam wracać z nią, by zacząć jej opowiadać o tym jak bardzo pojebany był pierwszy dzień. Podkreślam.. PIERWSZY DZIEŃ. Boję się już, co będzie z każdym kolejnym. Jednak chcąc, nie chcąc przystałam na to i skierowałam się w stronę garażu Red Bulla, który był prawie że obok. Zajrzałam do niego. Niektórzy mechanicy układali narzędzia na właściwe miejsce, a reszta zakrywała bolid oraz opony. W śród nich dostrzegłam Maxa, rozmawiającego z Christianem. Całe szczęście. Podeszłam do nich, co zwróciło uwagę ojca Lucy, przez co zaprzestał rozmowy z Verstappenem.

- Rosaria, ty jeszcze nie w hotelu? Lucy już pojechała. - zaczął, a w tym samym czasie Max również się na mnie spojrzał, a na jego twarzy zagościł promienny uśmiech.

Przystanęłam obok kierowcy posyłając również im przepraszający uśmiech.

- Tak wiem, że już pojechała, jednak mi się deczko przedłużyło. Dzwoniłam do niej i kazała mi się z wami zabrać. - odparłam lekko zawstydzona, bo jednak miałam się trzymać z nią, a bujam się z obcymi mi ludźmi.

- Dobrze. - odparł Horner. - Idźcie już. Później pogadamy Max. - zwrócił się do Maxa, a następnie odszedł do mechaników i innych którzy się tutaj jeszcze kręcili.

- Idziemy? - zwrócił się w moją stronę Verstappen uśmiechnięty od ucha do ucha.

Przytaknęłam mu ochoczo. Max zarzucił rękę na moje ramię, co uznałam za dokuczanie. W liceum robili to samo, dlatego, że byłam niska i "było to wygodne". Tak też ruszyliśmy na parking. Max zaczął opowiadać o treningu. Słuchałam go, bo również ciekawiło mnie to, albowiem nawet nie było mnie na padoku przez czas ich trwania, a druga rzecz była taka, że chciałam uciec myślami i przestać wszystko wyolbrzymiać oraz w końcu czerpać z życia.

- Wow.. to ci powiem udało ci się. - zaśmiałam się.

- Teraz tak, ale skoro Leclerc zdobędzie drugie miejsce, będzie od razu atakować. - odpowiedział, w tym samym czasie wyjmując kluczyki z kieszeni i otwierając samochód.

- Na pewno dasz radę. - dodałam, gdy zabrał rękę, bym mogła wsiąść. 

Max otworzył mi drzwi, a następnie zamknął. Niezły z niego dżentelmen. Zasiadł za kierownicą, wracając również do poprzedniego tematu. Na ponowną wzmankę o Charlesie, przypomniałam sobie, że nie odpisałam mu na tą propozycję. Jednak, nawet choćby był to prezydent, odmówiłabym. Jestem tak zmęczona, że jedyne co bym teraz chciała to coś zjeść.

- Skoro jest po dwudziestej, możemy zahaczyć o jakieś jedzenie, chyba, że wolisz obiad hotelowy. - zaproponował, odpalając silnik.

- Normalnie czytasz mi w myślach, ale jednak tym razem zaufam hotelowi, bo jak usiądę w restauracji to raczej nie wstanę. 

Max zgodził się ze mną, że ten dzień był wykańczający, więc w zgodzie pojechaliśmy prosto do hotelu. Po drodze fani, niestety nie oszczędzili nas. Na światłach obiegli samochód i Max był zmuszony zrobić kilka zdjęć. Ja na jego miejscu już dawno powiedziałabym im "spierdalajcie". 

Kiedy wreszcie mogliśmy ruszyć, odetchnęłam z ulgą. To spowodowało uśmiech na twarzy Maxa, co skłoniło mnie do spojrzenia na niego z lekkim niezadowoleniem.

- No co? Ja bym im powiedziała "spierdalać" i po sprawie. - odpowiedziałam na jego śmiech, odwracając wzrok za okno.

- Jakoś już się przyzwyczaiłem. - odpowiedział mi i skupił się już na jeździe.

Druga część drogi minęła nam już spokojnie. Przystaliśmy na przyjemną ciszę, bo chyba obydwoje tego chcieliśmy. Tej chwili ciszy, która w motosporcie jest naprawdę rzadka. Wysiadłam z auta lekko trzaskając drzwiami. Pod hotelem byliśmy punkt dwudziesta trzydzieści. 

- Powinni nam jeszcze wydać kolację. - wspomniał Verstappen, podchodząc do mnie.

- Mam nadzieję. Jeśli nie, to im zagrożę. - odparłam i ruszyłam przed siebie.

Max dotrzymywał mi kroku. Jednak zanim weszłam do hotelu zatrzymał mnie czyjś krzyk. Odwróciłam się, by następnie zobaczyć obydwu kierowców Mercedesa. Nie powiem, ale ucieszył mnie ten widok. Może nie na widok George'a Russell'a, ale Lewisa już tak. W sumie tego pierwszego to nawet nie poznałam. Niemal od razu zawróciłam z wielkim uśmiechem na twarzy, by praktycznie wbiec w Hamiltona, który ochoczo również mnie przytulił. Może i widziałam się z nim parę godzin temu, ale przy nim czułam się najbardziej komfortowo.

- Co wy tutaj robicie tak późno? - zapytał, wspominając również o Verstappenie, który stał i przyglądał się nam. 

- Wracamy dopiero z toru. 

- Czemu nic nie pisałaś, zabrałbym cię. - odparł Hamilton uwalniając mnie z uścisku.

- Złapałam się z Maxem, ale dzięki, będę pamiętać. - powiedziałam, a moją uwagę zwrócił Russell, który jakoś nie był zaciekawiony rozmową, gdyż patrzył się w telefon przez ten cały czas.

Jakoś wcześniej go nie widziałam. Spojrzałam na Lewisa porozumiewawczo, co również zrozumiał i wzruszył ramionami. Mimo wszystko postanowiłam zignorować go. Skoro nie chciał, to nie będę wymuszać na nim znajomości, albo po prostu był już zmęczony.

- Idziemy na kolację. Zabieracie się z nami? - skierowałam to pytanie do Lewisa, który przeniósł wzrok na Maxa, stojącego pod drzwiami hotelu.

- Dopiero co jedliśmy. - odparł, jednak dodał szybko. - Jakby co mój pokój to 501 piętro 5. - odparł wyprzedzając mnie. 

Oczywiście zakomunikował mi tym, że mogę przyjść, ale nie trawi obecności Maxa. Trochę szkoda, bo lubię ich obu, ale cóż, widać oni za sobą nie przepadają. W sumie co się dziwić, skoro Max, zabiera Lewisowi zwycięstwa. Koniec myślenia o nich. Teraz potrzebuję zjeść. 



Tylko Moja | Yandere F1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz