Perspektywa: Charles Leclerc
Gdy tylko chwyciłem ją za rękę, poczułem jakby wszystkie moje problemy zniknęły, a nastąpił głęboki spokój. Ona była moim lekarstwem, jednak żeby zdobyć lekarstwo musiałem zastosować inne metody manipulacji emocjonalnej, inaczej ona pójdzie do kogoś innego. Kogoś innego będzie pocieszać. Kogoś innego chwyci za rękę. U kogoś innego będzie w garażu, albo też i nie?
Nie mogłem pozwolić na to, by Carlos odebrał mi moje małe słodkie lekarstwo na serce, którego potrzebowałem przez większość życia. Jej uśmiech, jej śliczna buźka, idealna talia, cudne usta, które proszą się tylko o jedno.
Weszliśmy do mojego małego pokoju kierowcy, który był głównie przeznaczony do przebrania się, jednak to przed wyścigiem i po wyścigu, to właśnie tutaj najwięcej czasu przebywałem, a zwłaszcza gdy był to nie udany debiut, jednak teraz gdy mam ją przy swoim boku, nie interesują mnie żadne wyścigi czy grupy dziennikarzy, którzy czekają na wywiad, albo chociaż ci fani, którzy pewnie są zawiedzeni. Oni się nie liczyli. Byłem tylko ja i ona. Mój uroczy aniołek. Mój lek.
- Jak się czujesz teraz? - zapytała siadając obok mnie na małej, aczkolwiek wygodniej kanapie.
Patrzyła prosto w moje oczy. Może chciała zobaczyć prawdę, a może skrycie podobały jej się? Może podobałem jej się? Chciałbym o tym wiedzieć, czy mam u niej jakiekolwiek szanse. Czy mam szansę zdobyć to na co czekałem aż tyle?
- Teraz jest idealnie. - odpowiedziałem patrząc wprost w jej piękne szaroniebieskie oczy, które od samego początku hipnotyzowały mnie na swój sposób.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie ukazując rząd białych zębów. Mógłbym przysiąc, że nie widziałem piękniejszego uśmiechu. Był to lek na każde moje zmartwienie. Mimo, że odpowiedziałem, jak odpowiedziałem, dziewczyna zaczęła pocieszać mnie, również opowiadając o historiach ze swojego życia, co pochłaniałem w całości.
W którymś momencie zdecydowałem się położyć. Głowę ostrożnie położyłem na jej udach. Rosa nie protestowała, co ucieszyło mnie niezmiernie. Rozmowa z każdą kolejną minutą się nawarstwiała. Rosaria była cudowną słuchaczką i potwierdzało to, jej pytania, które z każdym moim zdaniem się podwajały. Dziewczyna opowiadała o swoim życiu, czego słuchałem z zafascynowaniem, bo w porównaniu do mnie, ona miała o wiele ciekawsze życie.
- Naprawdę poznałeś The Weeknd? - niedowierzała, a ja pokiwałem głową, na co szerzej się uśmiechnęła.
- Tak i jeśli chcesz... możemy się wybrać kiedyś na ich koncert. - zaproponowałem i mógłbym przysiąc, że jej oczy zaświeciły się z podekscytowania, jednak po chwili się opanowała spoglądając na mnie poważnie.
- Ale to pewnie kosztuje fortunę! - powiedziała przejęta. - Ja nawet nie wiem czy mam takie pieniądze. - odparła, wyjmując telefon z kieszeni, by prawdopodobnie sprawdzić stan konta, jednak zanim to zrobiła wyrwałem telefon z jej dłoni, by odłożyć go gdzieś na podłogę.
Chwyciłem jej ręce, które były wyjątkowo zimne. Rosa jedynie przyglądała się moim poczynaniom, jednak doskonale widziałem, jak jej wzrok zlatuje na moje usta, a później znów na oczy. Może się wydaje, że tego nie widać, jednak, można to dostrzec. Ucałowałem delikatnie jej dłonie.
- Nie musisz się martwić o pieniądze. Ja mam ich pod dostatkiem. - uśmiechnąłem się, co odwzajemniła, jednak szybko zerwała kontakt wzrokowy, co szczególnie mi się nie spodobało. Jej oczy mnie uspokajały.
- Ale nie wiem nawet jak ci oddam.. - zaczęła, jednak przerwałem jej, kładąc rękę na jej policzku. Delikatnie przekręciłem jej głowę, by zmusić ją do patrzenia na mnie.
- Nie musisz mi oddawać. Naprawdę aniołku. - powiedziałem, a dziewczyna uśmiechnęła się, delikatnie rumieniąc, co było niezwykle urocze. Była taka niewinna, tak..
Przerwało nam jednak wejście do pokoju, mojego inżyniera.
- Charles musisz przyjść omówić.. Och nie chciałem przeszkadzać? - bardziej zapytał niż stwierdził, jednak zaśmiałem się i podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Już idę. - potwierdziłem, a mężczyzna poszedł.
Spojrzałem na Rose, która była lekko zdezorientowana. Niestety musiałem jej wyjaśnić, że muszę wracać do obowiązków, co zrozumiała i nie gniewała się. Szkoda. A mogłaby, wtedy bym wiedział, że chce bym został.
- To widzimy się później? - zapytała niepewnie, gdy wychodziliśmy z pomieszczenia.
- Przyjdę do ciebie za chwilę dosłownie. - powiedziałem i miałem się już oddalić, lecz zauważyłem Maxa, który rozmawiał z Frédéric'em.
Nie podobało mi się to, że przyszedł do Garażu ferrari. Spojrzałem na Rosarie, która widocznie nie była to zadowolona, a może po prostu ja chciałem by tak było. Odprowadziłem dziewczynę wzrokiem, która od razu podeszła do Maxa i dyrektora. Czułem jak irytacja narasta we mnie. Inżynier zaczął coś do mnie mówić, jednak ja nie słuchałem go. Zacisnąłem ręce w pięść, gdy Max zaczął się do niej uśmiechać i chętnie ją objął, na powitanie. Gdy Frédéric odszedł, a Rosa pobiegła do garażu redbulla prawdopodobnie. Zignorowałem fakt, że inżynier nadal coś mówił. Musiałem dogonić Maxa, który szedł wolnym krokiem za biegnąca Rosą, z tym swoim uśmiechem.
- Max. - zacząłem twardo, a na dźwięk swojego imienia się odwrócił i od razu spoważniał.
- Co chcesz? - zapytał, jednak nie ruszyło mnie to, jak się do mnie zwracał. Podszedłem bliżej niego, by mnie ludzi słuchało.
- Ona jest moja, rozumiemy się?
Max nieodpowiedział, co uznałem za zgodę.
- Tak myślałem. - dodałem na koniec, odwracając się już, by wrócić do swojego garażu, jednak on zawsze miał ostatnie słowo.
- Mowa jest srebrem, a milczenie złotem. - powiedział i odszedł. Nie zwracałem uwagi na to, bo on zawsze się popisywal.
CZYTASZ
Tylko Moja | Yandere F1
FanfictionLucy Horner, córka szefa zespołu Red Bull Racing, w tym roku będzie uczestniczyć w całym sezonie. Na tę wycieczkę zabiera swoją przyjaciółkę, która nie ma bladego pojęcia o świecie formuły. Pomimo tego, to właśnie ona staje się celem uwagi wszystkic...