6 - Six.

156 11 0
                                    

- Dobra możemy wracać na tor. - rzekłam, wsiadając na miejsce pasażera.

- Wzięłaś leki czy zapomniałaś? - odparł, a ja parsknęłam śmiechem, na jego komentarz.

- Wzięłam wzięłam. - odparłam zapinając pas.

Lewis przez chwilę jakby przestał kontaktować ze światem rzeczywistym, albowiem patrzył się w jeden punkt, a dokładniej to na mnie. Jednak ten wzrok nie był jakiś wielce szczęśliwy. Był dziwnie przygaszony, ale nadal radosny. Nie potrafiłam tego określić. Nie wiedziałam co może oznaczać w jego wykonaniu, więc najzwyczajniej, pomachałam mu ręką przed oczami.

- Lewis, w każdej chwili mogą ci naprawić bolid i będziesz mieć trening więc, może ruszajmy? - zaproponowałam.

- A, tak. Pewnie. - powiedział szybko i odpalił silnik.

Może i nie umiałam czytać myśli, lecz doskonale widziałam, że nie jest zbytnio zadowolony z powrotu na tor. Cóż się dziwić. W ostatnim czasie nie idzie mu aż tak dobrze, jak kiedyś. Skąd wiem? Po pierwsze, przeglądałam cały poprzedni sezon w samolocie, a wczoraj wieczorem sam mi to mówił. Cała podróż powrotna minęła w ciszy, ale była zadziwiająco przyjemna. Wcześniej, Hamilton włączył radio, więc muzyka dodawała tej atmosferze miana idealnej.

Mężczyzna zaparkował tam gdzie wcześniej, lecz tym razem, zleciało się tu więcej dziennikarzy, przez co miałam pewien problem z wyjściem. Nawet nie przez sam stres, że jestem fotografowana ze wszystkich możliwych stron, a przez to, że dosłownie przyszli jak najbliżej się chyba dało.

- Czy możecie odejść? - zapytał, a bardziej w sumie rozkazał Hamilton, który podawał mi rękę.

Nie byłam pewna siebie, a przydało by się. Patrzyłam w chodnik, gdy podawałam mu dłoń. W takich momentach czułam się jak księżniczka, co było absurdem, bo zachowuje się jakbym była ze wsi. Do tego, miałam na sobie koszulkę red bulla, a jestem teraz z kierowcą mercedesa. Będą o tym pisać. Nie widzę innego tematu, jak na ten moment. Mam dość, odinstalowuje wiadomości. A nie.. tego nie da się odinstalować. Szkoda, bo te wiadomości w internecie, trują łeb i to porządnie.

Wysiadłam z jego pomocą, a dziennikarze zaczęli mi zadawać pytania i podstawiać mikrofony. Nie wiem jak Lewis może tak żyć, albo nawet Lucy. Teraz. Oświeciło mnie. Dosłownie. Ponieważ, po tych wszystkich grand prix przecież będę znana, jako ktoś bliski kierowców. Czyli mówiąc prościej, już nie zaznam spokojnego życia. Japierdole.. po co ja się na to zgodziłam.

Lewis cały czas trzymał mnie za rękę. Nawet nie wiem w którym momencie zamknął samochód, albowiem stado dziennikarzy otoczyło nas ze wszelkich możliwych stron. Na szczęście, gdy dotarliśmy do bramek, większość z nich została przed. Cieszyłam się. Naprawdę się cieszyłam, że nie mają tutaj wstępu.

- Wszystko dobrze? - zapytał, a ja pokiwałam głową, mimo, że wcale tak nie było. - Mam nadzieję. Niestety ja idę już do garażu, ale widzimy się później. - odparł z uśmiechem, lekko przyciągając moje drobne ciało do siebie.

Nie minęła chwila, a mój overthinking, zaczął się uaktywniać na myśli, które nie powinny się nawet pojawić. Jednak zanim zdążyłam cokolwiek zrobić Lewis Hamilton przytulił mnie, na oczach dziennikarzy, którzy nadal nas widzieli. Oczywiście odwzajemniłam przytulasa, ale czułam.. czułam, że to niesie za sobą duże konsekwencje.

Gdy się oderwał, poczułam, zimno. Ja wiem. Mówię teraz jak wariatka, ale nikt nie zaprzeczy, że od niego bije taka przyjazna aura.

Gdy w końcu poszedł, ja zdecydowałam się na przechadzkę po torze. Według planowanych treningów, teraz była przerwa na czyszczenie toru z ewentualnego wypadku. Może najpierw powinnam pójść do Lucy i powiedzieć, że jestem, ale potrzebowałam chwili spokoju. Wyszłam obok trybun i szłam bokiem oczywiście. Może i była przerwa, ale wolałam dmuchać na zimne. Idąc wzdłuż toru zaczęłam rozmyślać o wszystkim co teraz się dzieje.

- Dlaczego spotyka to mnie? - zapytałam sama siebie szeptem, spoglądając w niebo.

Patrząc na to ze strony normalnego, przeciętnego człowieka, wydaje się to wręcz niemożliwe. Max Verstappen, może czasami się zachowuje, jakby był pępkiem świata, to i tak jest naprawdę spoko osobą. Lewis, jak wcześniej wymienione zostało, jest naprawdę przyjazny i dobry z niego przyjaciel. Oddałabym kebaba za niego. Wtem przypomniałam sobie o poznanej osobie dziś rano.

Charles Leclerc. Wyglądał na smutnego. W sumie sam mówił, że dzień mu się słabo zaczął. W tym momencie przywaliłam sobie z liścia w czoło, albowiem zapomniałam mu odpisać przecież! Szybko weszłam w instagrama, by wejść następnie w wiadomości prywatne. Od razu też zezwoliłam na wysyłanie ich i zaczęłam czytać.

Charles Leclerc
- Może chciałabyś dziś wieczorem wyjść na nocny spacer?

Mimowolnie się uśmiechnęłam, bo było to miłe, aczkolwiek nie byłam pewna. Nie wiedziałam jaki on jest i czy nie będzie złej atmosfery. Ta rozmowa w windzie nic nie dała. Nie dała mi go poznać. Wiem, wiem tak się poznaje ludzi, ale naprawdę. W ciągu tych dwóch dni, poznałam chyba więcej osób niż przez całe moje życie.

- Zgubiłaś się? - zapytał dobrze wyczuwalny hiszpański akcent, przez co od razu podniosłam głowę.

- Nie, po prostu poszłam się przejść. Jakoś tak to wszystko jest przytłaczające. - odparłam.

- Rozumiem. Też szczerze nie przepadam być w tłumie ludzi, ale mimo to kocham swoich fanów. - odparł z uśmiechem.

- Niektórzy fani potrafią być... nachalni.. - odparłam odwracając się w stronę toru.

Carlos stanął obok mnie, również patrząc tam gdzie ja. Znów byłam obok kierowcy F1, ale tym razem atmosfera była inna. Byliśmy sami, ja i Carlos, obserwując zachód słońca malujący niebo w intensywne odcienie pomarańczy i różu. To było naprawdę co najmniej nienormalne, że poznaję ich sama z siebie, a nie poprzez Lucy, ale teraz czułam się swobodniej, jakbyśmy stali tam obok siebie od wieków, a nie dopiero się poznaliśmy. Słońce powoli zachodziło, a ja wciągałam każdą chwilę tego magicznego spektaklu. Uwielbiałam zachody słońca. Nawet nie przeszkadzał mi fakt, że patrzę na ten widok z Carlosem, który pojawił się tutaj znikąd.

Spojrzałam na niego z dosyć krzywą miną, bo serio pojawił się znikąd. Spojrzał na mnie również i wreszcie go oświeciło.

- Wybacz. Po prostu, chciałem się przejść, bo trochę przytłacza mnie za duża ilość ludzi. - odparł zawstydzony.

Nie byłam zła za to. Jego osoba w ogóle mnie nie przytłaczała. Uśmiechnęłam się powracając wzrokiem na zachód. Niemożliwe było, że tak szybko zleciał cały dzień. Naprawdę wydaje się że dni są coraz krótsze.

- Przejdziemy się może? - zaproponował, a ja od razu spojrzałam na niego.

- Pewnie. - zaśmiałam się, bo znowu któryś kierowca się przyczepia. Oczywiście nie miałam mu tego za złe.

Tylko Moja | Yandere F1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz