Rozdział 11

42 5 5
                                    

Czas płynął irytująco wolno, jakby chciał przetestować cierpliwość mieszkańców antykwariatu. Dzień dłużył się niemiłosiernie, a noc przynosiła jedynie kolejne wizje i złe myśli. Zarówno Aziraphale, jak i Crowley bardzo dużo myśleli i rozważali różne scenariusze tego co mogło się wydarzyć, o których jednak nie rozmawiali. Żadne nie chciał martwić drugiego, co jednocześnie przekładało się na bezsenne noce spędzone oddzielnie. Z jakiegoś powodu Crowley nie czuł się dobrze ze wspomnieniami tego, jak jego podróbka próbowała unicestwić anioła. Od tamtej chwili też uważał na każdy dotyk, jakim raczył Aziraphalea. Nie miał pojęcia czy ten coś zauważył, bo nawet jeśli tak, to nie dawał po sobie tego poznać.

Było trudno, ale demon rozpaczliwie chwytał się tlącej iskierki nadziei, że gdy w końcu pokonają kreaturę, wszystko jakimś cholernym cudem wróci do normy. Może tylko się łudził, ale dzięki temu radził sobie ze wszystkim innym.

Ostania noc przed sądnym dniem — myślał Crowley, stojąc w oknie swojej sypialni i patrząc na oświetlone przez latarnie ulice. Bez trudu mogły dostrzec kawiarnię Niny, w której już od jakiegoś czasu było ciemno, dając znak, iż właścicielka zapewne była już w domu. Nieco gorszy obraz miał na sklep z płytami, ale przy odrobinie wysiłku i jego mógł dostrzec i stwierdzić to samo co wcześniej. Wszystkich do koła ogarniała cisza i spokój. Szkoda, tylko że nie było jej w czarnym sercu demona. To drżało, a nawet wydawało się mocniej bić. Chodź, demon nie starał się nazwać uczucia jakie się w nim budziło, to doskonale wiedział, iż był to stres związany z nadchodzącym dniem. Kilka godzin wcześniej rozmawiał z Shax. Wiedział, że udało się jej zdobyć łapkę, co było równoznaczne ze wcieleniem jego planu w życie. Był to raczej wystarczający powód do stresu. Jakby na to nie patrzeć, miał zamiar złożyć swoje istnienie w ręce Aziraphale i Muriel. Aziraphaleowi ufał jak nikomu innemu, jednak niebiańska skryba martwiła go.

Crowley oparł dłonie o parapet, biorąc kilka głębokich wdechów i wydechów. Zamknął oczy starając się uspokoić drżenie kończyn. Jeszcze nigdy mu się to nie zdarzyło, widocznie wiele stuleci spędzonych wśród ludzi robiło swoje i w mniejszym lub większym stopniu zmieniało jego demonicznej cechy. W sumie sam fakt, iż pokochał anioła był raczej fenomenem.

W pewnej chwili usłyszał, jak drzwi do sypialni otwierają się cicho. Gwałtownie wciągną powietrze, jednocześnie obracając się, by móc zlokalizować potencjalne zagrożenie. Ku swej radości i uldze jego wężowe ślepia dostrzegły skradającego się Aziraphalea. Demon uśmiechnął się na ten widok. Anioł zaś, który szybko zrozumiał, że zostały nakryty wyprostował się, poprawiając białą koszulę, idealnie wciśnięta w spodnie.

— Bo ja pomyślałem sobie... — zaczął niezgrabnie mówić, by nagle przerwać i wypalić bez chwili zastanowienia—...w sumie to brakowało mi ciebie.

Crowley uśmiechnął się krzywo, nieco łobuziarsko i następnie ruchem dłoni przywołał do siebie anioła.

— Martwisz się — mruknął demon, zwracając twarz w kierunku okna. Tymczasem Aziraphale pokonał dzielący ich dystans i powoli owinął ramiona wokół tali Crowley, przyciskając swoje ciało do jego pleców. On także spojrzał ponad ramieniem demon na uśpioną ulicę, cicho wzdychając.

Crowley odrobinę spiął się na ten nieoczekiwany gest, ale była to reakcja tylko chwilowa. Dosłownie w ułamku sekundy rozluźnił spięte mięśnie, kładąc dłoń na splecionych na wysokości jego brzucha dłoniach anioła.

— Martwię, ale wierzę, że się nam uda, przecież zawsze udawało — powiedziała cichym głosem, opierając brodę o kościste ramię demona.

— Wiesz, że tym razem to coś zupełnie innego. Jesteśmy zdani tylko na siebie. Jakiekolwiek błąd będzie bardzo kosztowny — wymamrotał ponuro Crowley.

Niewygodna Miłość ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz