8 - 𝚁𝚘𝚣𝚘𝚠𝚢 𝚔𝚛𝚊𝚠𝚊𝚝

279 11 17
                                    

Luis:

Jak on tak mógł!? Powiedziałem chyba dość wyraźnie że o 7! A on obudził mnie 30 minut później!!

Następny autobus jest dopiero za 2 godziny więc poszliśmy do domu. W niezbyt dobrym humorem. Tak jak powiedziałem będzie kara.

Zadzwoniłem do ojca by mnie podwiózł. Nie miałem jeszcze prawa jazdy więc jeżdżę autobusem. Ojcowie wyjechali o 6 do pracy więc musiałem załatwić siebie dojazd...

Ja: tato....
Alex: o co chodzi? Bo mam klienta. Nie powinien być w szkole?
Ja: powinienem... Nie zdążyłem na autobus.
Alex: jak? Mówiłem przecież że musisz iść. Impreza była w sobotę a jest poniedziałek.
Ja: wiem wiem... Ale nie zdążyłem.
Alex: ach... Pojedziesz następnym razem. Nie zawiozę cię. Mam pracę. Dzwoń do Ramiego albo czekaj na następny.
Ja: no dobra. Poczekam.


Nie podobało mi się to. Nie lubię chodzić do szkoły. Jestem tam wyśmiewany ale dbałem o dobre oceny. O dobrą średnią i o frekwencję. Nie płakałem gdy dostałem 1 ale byłem rozczarowany. Ojcowie jakoś mocno nie zwracali uwagi czy mam pięć czy cztery z jakiego przedmiotu. Ale ja się sam dla siebie uczyłem. Tak jak ja chciałem. A dziś były dość trudne lekcje więc zapewne na następnej będę cierpieć przez to bo nic nie zrozumiem...

- Idź do pokoju. Zaraz będzie kara.

Eliot:

Po tych słowach od razu poszedłem do pokoju. Kucnąłem na środku i czekałem na karę. Byłem niegrzeczny. Pan nie zdążył.... Łzy już teraz poleciały mi po policzkach. Jestem beznadziejny.

- Zdejmij koszulkę. - zdjąłem od razu koszulkę po usłyszeniu polecenia. Nie chciałem się jeszcze bardziej narażać.

Pan wziął pasek i złożył go w pół by było mu łatwiej. Zacisnąłem jeszcze mocniej oczy i zęby.
Po chwili wydałem okrzyk. A po policzkach płynęły łzy. Pierwsze uderzenie. Zapewne się na tym nie skończy.... I miałem rację.

Drugie uderzenie. Dostałem go z taką samą siłą jak poprzednie. Krzyk który wydałem był jeszcze głośniejszy. I następne zamachnecie i następne uderzenie. Znowu łzy i krzyk.

Klęczałem jeszcze przez chwilę zanim zorientowałem się że pan przestał mnie bić i wyszedł z pokoju. Otarłem zły i zwiąłem koszulkę z podłogi. Poszedłem do łazienki zobaczyć jak duża jest rana.

Przejrzałem się w lustrze. O dziwo rany nie było. Było czerwone miejsce na środku pleców ale rany nie było. Nadal cholernie bolało ale lepsze to niż jakby leciała krew. Ubrałem koszulkę i wyszedłem z łazienki poszedłem do kuchni.

Siedział w niej pan i jadł śniadanie które mu zrobiłem. Spuściłem wzrok. Pewnie nie chce mnie wiedzieć po tym.... Jestem beznadziejny.

Stałem tak przez chwilę. Bałem się na pana spojrzeć. To przeze mnie nie pojechał do szkoły. To ja zrobiłem coś źle i pan może się na mnie gniewać. Jak teraz zrobię coś źle pewnie mnie odda albo znowu ukaże. Znowu łzy mi napływały do oczu. Mimo że, pan jeszcze nic nie zrobił.

- Czemu mnie nie obudziłeś? - Usłyszałem dość łagodny głos. Pan nie jest zły? Wybaczy mi to kiedyś? - Eliot? Spójrz na mnie. Czemu to zrobiłeś?

Spojrzałem lekko na pana. Nie wyglądał na złego bardziej na zmartwionego ... A ludzie się nie martwią niewolnikami. Więc to odpadało.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć więc znowu spuściłem wzrok. Jak źle odpowiem to pewnie znowu dostanę karę. Nie Powstrzymywalem łez. Po co? I tak dostanę karę.

Przyjaciel z dzieciństwa  𝑌𝑎𝑜𝑖Opowieści tętniące ÅŒyciem. Odkryj je teraz