Rozdział 1

176 15 20
                                    

Pod sklepieniem nieba Arvorii, smaganym ostatnim pożegnalnym kolorem spływającym z pędzla zachodzącego słońca, mury Akademii Varathien kolejnego już dnia, i tak od wielu lat, niemo opłakiwały swoją niechcianą samotność. Tu, gdzie dawniej rozbrzmiewały modlitwy, a na piętrach dało się słyszeć śmiech i mądre dysputy młodych sacromagów, teraz panowała cisza, równie głucha jak ta między ścianami grobowca. Aria widywała ten opuszczony budynek każdej nocy, tuż przed snem, z okien zamku, w którym mieszkała już od piętnastu wiosen. Mimo tego, że świecił pustkami, podziwiała jego okazałą fasadę i olbrzymią, kutą bramę, która całą sobą manifestowała magiczny klimat Akademii.

Im częściej Aria przyglądała się majestatycznemu budynkowi i rozmyślała o jego dawnym przeznaczeniu, tym wyraźniej widywała go w swoich snach, a z nim nieznajome postacie, które nie dawały jej spokoju. Ostatnimi czasy te nocne wytwory jej umysłu, bardzo się nasiliły, ale ani próba zmiany komnaty, ani hektolitry ziół wypijane na polecenie medyków, nie przynosiły oczekiwanej poprawy.

Dziewczyna budziła się każdego ranka z sercem bijącym szybko od echa snu, w którym błąkała się po bezkresnych, podziemnych korytarzach, oświetlonych migoczącymi pochodniami. Wędrowała przez miasto, które nigdy nie widziało słońca, gdzie mury były pokryte runami, a powietrze drżało od niewyraźnych szeptów magii. Wśród tłumu bezimiennych postaci, które przemykały obok niej jak cienie, czuła, że każda z nich ma do opowiedzenia tajemniczą historię, ale gdy tylko we śnie próbowała się do nich odezwać, urywał się, a ona budziła się z niepokojem. Każdy z nich stawał się dla niej obsesją, zagadką, którą musiała rozwiązać, choć nie wiedziała nawet, od czego zacząć. Wspomnienie podziemnego miasta nie opuszczało jej podczas codziennych dworskich obowiązków i choć jej logiczny umysł podpowiadał, że to tylko mgliste fantazje, jej serce przeczuwało coś innego.

Jednak to, że już od kilku miesięcy nie sypiała zbyt komfortowo i budziła się zlana potem, nie było spowodowane tylko przez dziwne i nękające ją sny, ale także przez trudną do odgonienia myśl, że już wkrótce zostanie oddana w ręce jedynego spadkobiercy Valmirii, syna króla Tyradona — księcia Alderona. Ojciec księżniczki, król Arvorii, wykorzystywał każdą sposobność, by przypomnieć, że rada królewska pragnie połączyć dwa liczące się rody i umożliwić narodziny, silnego mocą obu królestw, potomka. Z każdym dniem, który przybliżał ją do tego momentu, do którego przez wiele ostatnich lat była tak sumiennie przygotowywana, czuła coraz większą presję i ciężar.

Alderon był od niej o 3 lata starszy. W zamkowych korytarzach i pomieszczeniach dla służby dało się czasem usłyszeć jak mówiono o księciu z szacunkiem. Aria wielokrotnie sama wypytywała dwórki o przyszłego małżonka. Opisywały go jako postać godną podziwu, przewyższającą rówieśników zarówno rozumem, jak i siłą. Mówiono, że ma oczy jak burzowe chmury nad Valmirią, przenikliwe i głębokie, które zdają się odgadywać tajemnice każdej duszy, na którą padnie wzrok księcia. Jego postawa była nieugięta niczym dęby w starożytnym lesie Arvorii, a głos miał barwę, która w równym stopniu mogła przynieść ukojenie, co i rozpętać wojnę.

Opowiadano, że już we wczesnej młodości przemierzał z ojcem pola bitew, zdobywając szlachetność nie tylko krwi, ale i czynu. Służba snuła legendy o jego odwadze i mądrości, które zdawały się wykraczać poza jego młode lata.
Wśród szeptów i dyskretnych rozmów, Aria mogła usłyszeć także stłumione obawy. Niektórzy mówili, że choć książę był sprawiedliwy, to pod jego spokojną powierzchownością kryła się burzliwa osobowość, gotowa rozszaleć się w najmniej oczekiwanym momencie. Alderon jawił się więc Arii jako zagadka — obiekt obaw, fascynacji i wielkich oczekiwań. Wiedziała jednak doskonale, że nawet jeśli po pierwszym spotkaniu z nim, nie przypadną sobie do gustu, to ich los jest już przesądzony, a od zamążpójścia nie ma odwrotu. Może gdyby matka nie zmarła przy jej porodzie, dziewczyna prosiłaby ją teraz, by ubłagała surowego męża o przełożenie dnia zaślubin na kolejny rok, by Aria miała więcej czasu na przygotowania, a przede wszystkim pozbycie się swojej dziewczęcej jeszcze natury.

Zanim odlecą żurawie. Kroniki Zaginionych SacromagówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz