Rozdział 11

25 3 2
                                    


W Arvorii, gdzie każdy kamień i każde drzewo zdawało się być świadkiem nadchodzących zaślubin, życie toczyło się dalej, jakby nic się nie stało. Tak łatwo ludziom zapomnieć o wczorajszym bólu, kiedy dzisiejsze słońce świeci jaśniej — głosiła jedna z arvoriańskich mądrości i choć tak dobrze ilustrowała niedawne wydarzenia, dla Arii brzmiała jak wyrok. Księżniczka przemierzała korytarze zamku, zgaszona, jakby jej dusza była gdzie indziej, przeżywając zaślubiny, które miały odbyć się już za kilka dni. Odsunęła na bok sprawy naprawdę ważne, a które miały związek z księgą i poznaną jej przepowiednią.

Medalion z żurawiem, który jeszcze nie tak dawno pulsował zjawiskowym blaskiem, teraz spoczywał ciężko na jej piersi, jakby zapomniał o swojej magicznej mocy, jakby był uśpiony, a sny, które łączyły ją z tajemnicami innych światów i ludzi, nie nadchodziły, choć teraz pragnęła tego mocniej niż kiedykolwiek. Tak bardzo potrzebowała jakiegoś znaku. Wieczorami próbowała rozmawiać z Elyonem, wzorując się na modlitwach, których nauczyła ją Evaine, ale on pozostawał głuchy na jej prośby, nieczuły na pełne lęku uderzenia serca.

Cienie długich korytarzy zamku Arvorii wydawały się tańczyć w rytmie płomieni świec, które Aria mijała, idąc w stronę komnaty ojca. Jej kroki były ciche, niemal niewyczuwalne na miękkich, bogato zdobionych dywanach. W powietrzu unosił się zapach świeżych kwiatów, które zdobiły salę na cześć nadchodzących zaślubin, lecz dla księżniczki były one niczym więcej, jak tylko przypomnieniem o braku wolności, który wkrótce miał stać się jej rzeczywistością.

Dziś przemierzała tę drogę już kolejny raz, bo król Itharion był nieustannie zajęty. Ciągle spotykał się z doradcami i rozprawiał z nimi o bezpieczeństwie, próbując ułożyć strategię obrony. Obce królestwa za granicami Arvorii walczyły o pozyskanie nowych ziem, a Itharion musiał być przygotowany na każdą ewentualność. Strategie i plany dotyczące przyszłości Arvorii pochłaniały całą jego uwagę, pozostawiając niewiele miejsca i czasu na osobiste zmartwienia córki.

W końcu, późnym popołudniem, Aria została wezwana do gabinetu króla. Niestety i tym razem nie był sam. Przez lekko uchylone drzwi, spojrzała na swojego ojca, którego twarz była zmęczona i pełna troski. Gdy tylko ją dostrzegł, opuścił na moment zgromadzenie i podszedł do córki.

– Ario, wybacz mi, ale nie mogę teraz z tobą rozmawiać. Przyjdę do ciebie pod wieczór, jeśli nie będziesz jeszcze spała. Mam nadzieję, że to nic pilnego? – spytał i spojrzał na Arię z czułością.

– Nie, ojcze. Będę czekać.

Wracając do swojej komnaty, Aria zauważyła, że jej osobisty strażnik Silas nie podąża za nią, była to więc rzadka okazja, by udać się do Biblioteki Wielkich Mędrców bez jego towarzystwa. Po drodze natknęła się na Galena, do którego zmierzała. Obdarzył ją życzliwym uśmiechem i bez słów zrozumiał, że chce z nim porozmawiać. Dużym żelaznym kluczem otworzył drzwi biblioteki i zaprosił Arię do środka.

– Co cię sprowadza, księżniczko? – zapytał, gdy usiedli przy dębowym stole, na którym spoczywały rozrzucone pergaminowe karty.

Aria spojrzała mu w oczy i wzięła głęboki oddech, szukając w sobie odwagi, by wyrazić swoje obawy. Jej zielone oczy, które zwykle lśniły jak szmaragdy, teraz były przyćmione niepewnością.

– To medalion, Galenie – zaczęła niepewnie. – Od kiedy go otrzymałam, czuję, że niesie ze sobą jakąś tajemnicę, moc, która wykracza poza nasze zrozumienie. Początkowo, jak wiesz był źródłem siły, ale teraz... teraz jest jakby martwy. Nie śnię już, nie widzę tych wizji, które kiedyś tak często mnie nawiedzały. Boję się, Galenie, że to zły omen, że zbliża się coś złego, a ja nie będę w stanie tego ani przewidzieć, ani powstrzymać.

Zanim odlecą żurawie. Kroniki Zaginionych SacromagówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz