Rozdział 15

31 1 0
                                    

Ostatnie echa wielkiej biesiady z okazji zaślubin księżniczki Arii i księcia Alderona powoli cichły. Mury zamku przez wiele dni i nocy rozbrzmiewały muzyką, śmiechem i dźwiękiem stukających o siebie kielichów. Teraz jednak, gdy ostatni goście opuścili gościnne progi, a służba kończyła sprzątanie po wystawnych ucztach, na zamek zaczęła opadać mgła ciszy i niewypowiedzianych słów.

Aria stała na balkonie swoich komnat, wpatrując się w dal, gdzie granatowe niebo spotykało się z zielonymi wzgórzami królestwa. Chłodny wiatr igrał z jej złocistymi włosami, a ona czuła, jak wraz z nim ulatują marzenia o miłości i szczęściu, które miały towarzyszyć jej małżeństwu. Rzeczywistość okazała się zimna jak kamienne mury zamku.

Dni mijały, a kontakty między nowożeńcami ograniczały się do krótkich, formalnych spotkań. Ich rozmowy przypominały bardziej wymianę uprzejmości między dyplomatami niż intymne chwile dzielone przez kochających się małżonków. Aria czuła, jak z każdym dniem rośnie mur oddzielający ją od Alderona, mur zbudowany z niedopowiedzeń, ukrytych emocji i niespełnionych oczekiwań, choć nie tak miało być.

Książę Alderon starał się zachowywać pozory, ale coraz częściej uciekał od rzeczywistości. Jego sylwetka, odziana w bogato zdobione szaty, migała w korytarzach zamku niczym niespokojny duch. Znikał na długie godziny, oddając się polowaniom w gęstych lasach otaczających Arvorię. Wracał z nich z twarzą zarumienioną od wiatru i wysiłku, ale oczy miał puste, jakby zostawił część siebie w gęstwinie drzew.

Księżniczka obserwowała, jak jej małżonek gubi się w bezkresnych przestrzeniach podczas samotnych konnych przejażdżek. Z wysokości zamkowych murów widziała, jak jego postać staje się coraz mniejszym punktem na horyzoncie, aż w końcu znika zupełnie, jakby chciał uciec nie tylko od niej, ale i od siebie samego.

Jednak to, co najbardziej raniło młodą księżniczkę, to sposób, w jaki Alderon patrzył na inne kobiety. Choć starał się to ukryć, jego oczy zdradzały fascynację i pożądanie, których nigdy nie kierował w stronę swojej żony.

Pewnego popołudnia, gdy Aria przemierzała zamkowe korytarze, usłyszała stłumiony śmiech dobiegający z jednej z wnęk. Zatrzymała się, a jej serce zamarło, gdy zobaczyła Alderona rozmawiającego z Camilią, młodą służką słynącą z wyzywającej urody. Dziewczyna, z włosami czarnymi jak skrzydła kruka i oczami błyszczącymi jak szmaragdy, stała niebezpiecznie blisko księcia. Jej dłoń, niby przypadkiem, spoczywała na jego ramieniu, a usta były wykrzywione w uwodzicielskim uśmiechu.

Alderon, choć starał się zachować dystans, nie mógł oderwać wzroku od pełnych ust i kobiecych wdzięków służki. Jego oczy błądziły po jej twarzy i sylwetce, a w powietrzu wisiało napięcie, które można było niemal dotknąć. Aria, ukryta za kolumną, czuła, jak jej serce kruszeje z każdą sekundą tej intymnej sceny.

Innym razem, podczas jednej z nielicznych wspólnych kolacji, Aria obserwowała, jak wzrok jej męża podąża za ruchami tancerki, która swoim występem uświetniała wieczór. Kobieta, odziana w zwiewne szaty mieniące się wszystkimi kolorami tęczy, poruszała się z niezwykłą gracją. Jej ciało wiło się w rytm egzotycznej muzyki, a każdy ruch był pełen zmysłowości i tajemnicy. Alderon, nie mogąc oderwać oczu od tancerki, zapomniał nawet o tym, co znajdowało się na talerzu. Jego spojrzenie było pełne fascynacji i ukrytego pożądania, a Aria czuła, jak coś w niej pęka.

Mimo tych incydentów, Alderon starał się dbać o pozory. Z determinacją godną lepszej sprawy próbował opierać się pokusom, które czaiły się na każdym kroku. Aria widziała, jak zaciska pięści, gdy jakaś dama przechodziła obok, jak odwraca wzrok, gdy służki pochylały się, by dolać wina do jego kielicha. Ta wewnętrzna walka księcia była widoczna dla wszystkich, którzy chcieli to dostrzec.

Zanim odlecą żurawie. Kroniki Zaginionych SacromagówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz