Rozdział 17

22 2 0
                                    

Na zamku zapanował prowizoryczny spokój. Mury, które przez wieki stanowiły niezachwianą ostoję i schronienie przed nawałnicami świata, teraz zdawały się wstrzymywać oddech w oczekiwaniu na nadchodzące wydarzenia. Król Itharion, opuszczając bezpieczne progi swojej twierdzy, wyruszył na spotkanie z królem Tyradonem, by wspólnie opracować plan wsparcia dla królestwa Darnassii, której ziemię zbrukały stopy Nocnych Lordów. Choć zamek pogrążył się w spokoju, to serca jego mieszkańców biły niepokojem, ale żaden z nich nie czuł go silniej niż Aria.

Księżniczka przechadzała się po swoich komnatach, próbując uspokoić myśli przed nadchodzącą nocą. Zatrzymała się przed wysokim lustrem w złotej ramie, spoglądając na swoje odbicie. Jej oczy były pełne niepewności i lęku. Delikatne palce mimowolnie zacisnęły się na materiale sukni, jakby szukając w nim oparcia. Wspomnienie pierwszej, nieudanej próby skonsumowania małżeństwa z księciem Alderonem, wciąż tkwiło w jej sercu niczym cierń, raniąc za każdym razem, gdy o tym myślała.

Wieczorny wiatr niósł ze sobą zapach jaśminu i lawendy, kołysząc ciężkie kotary w jej komnacie. Aria, odziana w delikatną, jedwabną sukienkę nocną, nie mogła powstrzymać lęku.

Komnata przygotowana na tę wyjątkową noc emanowała atmosferą podniosłości i tajemniczości. Płomienie pochodni tańczyły na ścianach, rzucając migotliwe cienie, które zdawały się szeptać stare sekrety alkowy. W samym sercu pomieszczenia stało monumentalne łoże, istne dzieło sztuki, zdobione misternymi rzeźbieniami i okryte narzutą z najdelikatniejszego jedwabiu, haftowaną złotymi nićmi. Baldachim nad nim przypominał gwieździste niebo, z tysiącem drobnych kryształków odbijających światło. Świadkowie, starannie wybrani członkowie dworu, a wśród nich zaufani, Silas i Kael, stali w oddaleniu, udając, że nie obserwują każdego ruchu młodej pary. Ich obecność, choć dyskretna, była wyczuwalna niczym ciężka, niewidzialna zasłona otaczająca łoże.
Serce Arii zabiło mocniej, gdy drzwi komnaty uchyliły się z cichym skrzypnięciem. W progu stanął książę Alderon, a jego sylwetka, oświetlona blaskiem pochodni, wydawała się emanować siłą i pewnością siebie. Jednak tym razem w jego oczach, zazwyczaj pełnych buty i arogancji, Aria dostrzegła coś nowego — iskrę pokory i prośbę o wybaczenie.
Książę zbliżył się do niej powolnym, majestatycznym krokiem. Każdy jego ruch był pełen gracji i opanowania, lecz w jego spojrzeniu kryło się coś więcej — może to był cień skruchy, a może pragnienie zrozumienia i akceptacji. Gdy stanął przed nią, delikatnie ujął jej dłoń w swoje. Jego dotyk był ciepły i uspokajający, zupełnie inny niż za pierwszym razem. Aria poczuła, jak jej własny niepokój zaczyna topnieć niczym śnieg pod pierwszymi promieniami wiosennego słońca. W jego oczach, głębokich jak górskie jeziora, dostrzegła odbicie własnych lęków i nadziei. To nieoczekiwane połączenie sprawiło, że po raz pierwszy od dawna poczuła, iż może nie jest wcale sama w swoich obawach i niepewnościach.

Alderon spojrzał księżniczce głęboko w oczy, starając się nawiązać kontakt, który mógłby rozwiać wszystkie jej obawy. Dziewczyna choć wciąż niepewna, odwzajemniła spojrzenie. Powoli zbliżyli się do łoża, a świadkowie obserwowali każdy ich ruch. Książę delikatnie objął Arię, przyciągając ją bliżej siebie. Jego dotyk był ciepły i uspokajający. Powoli pochylił się, by pocałować ją w czoło, a potem delikatnie w usta. Jego pocałunki były pełne czułości, jakby próbował rozproszyć jej obawy i wymazać wspomnienie upokorzenia, którego się ostatnio dopuścił.

– Ario – szepnął, nie przestając patrzeć jej głęboko w oczy. – Nie chcę cię do niczego zmuszać. – Te słowa, wypowiedziane z niespotykaną dotąd czułością, sprawiły, że serce Arii zadrżało. W jego oczach dostrzegła głębię uczuć, których istnienia nigdy wcześniej nie podejrzewała.

Alderon zbliżył się do niej powoli, jak drapieżnik, który nagle odkrył, że jego ofiara jest czymś znacznie cenniejszym niż zdobycz. Jego dłoń, silna, a jednocześnie delikatna, uniosła się, by musnąć ramię Arii. Palce księcia poruszały się z gracją artysty tworzącego arcydzieło, zsuwając jedwabny materiał sukni. Tkanina opadła na marmurową posadzkę z cichym szelestem. Dziewczyna stała przed nim, odsłonięta niczym kwiat rozchylający swoje płatki o świcie. Jej alabastrowa skóra lśniła w blasku księżyca, a delikatne krzywizny i krągłości ciała tworzyły poezję, której żaden bard nie byłby w stanie opisać. Choć fizycznie bezbronna, czuła w sobie potężną i nieokiełznaną siłę. Teraz przyszła kolej na Alderona. Książę, nie spuszczając wzroku z Arii, zaczął zdejmować swoje szaty. Każdy jego ruch był pełen gracji i kontroli, jak taniec wojownika przed bitwą. Warstwa po warstwie, odsłaniał swoje ciało — umięśnione i silne, naznaczone kilkoma bliznami opowiadającymi historie niezliczonych przygód i polowań.
Gdy ostatni element garderoby opadł na podłogę, stali naprzeciw siebie — dwoje ludzi, a jednocześnie coś znacznie więcej. W tym momencie nie byli już księciem i księżniczką, ale mężczyzną i kobietą, równymi sobie w swojej nagości i bezbronności. Alderon zbliżył się do Arii, a jego ruchy przypominały falowanie morza — płynne, nieuchronne, a jednocześnie kojące. Delikatnie ujął ją w ramiona i położył na łożu. Jedwabne prześcieradła westchnęły pod ich ciężarem, otulając ich swoją miękkością.
Ich ciała splotły się w uścisku, który wydawał się być zapisany w gwiazdach od zarania dziejów. Każdy dotyk, każde muśnięcie skóry o skórę, było niczym iskra rozpalająca ogień namiętności. Usta księcia rozpoczęły wędrówkę po ciele Arii, znacząc jej skórę pocałunkami, które paliły i koiły jednocześnie. Jego wargi, miękkie jak płatki róży, a jednocześnie żarliwe jak płomień, przesuwały się po jej szyi, obojczykach, ramionach... Każde muśnięcie było jak zaklęcie, budzące w Arii uczucia, o których istnieniu nie miała pojęcia. Czuła, jak jej skóra reaguje na jego dotyk, jak każdy nerw w jej ciele ożywa pod wpływem jego pieszczot.
Ich oddechy, początkowo nieregularne i urywane, stopniowo zaczęły się synchronizować. Powietrze wokół nich gęstniało od namiętności, stając się niemal namacalne. Zapach jaśminu i lawendy mieszał się z wonią ich ciał, tworząc oszałamiający aromat, który odurzał zmysły i rozpalał wyobraźnię.

Zanim odlecą żurawie. Kroniki Zaginionych SacromagówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz