Rozdział 16

21 2 2
                                    


W krainie Arvorii, gdzie pradawne lasy szeptały tajemnice wiatrom, a góry strzegły sekretów dawno zapomnianych cywilizacji, zamek króla Ithariona wznosił się majestatycznie ponad doliną. Tego wieczoru, gdy księżyc ukrył się za ciężkimi chmurami, a gwiazdy migotały niepewnie na niebie, natura zdawała się być niespokojną.

Wiatr, niczym zaniepokojony posłaniec, przemykał między koronami drzew, niosąc ze sobą szepty odległych krain. Liście dębów i buków drżały, jakby próbowały ostrzec o nadchodzących wydarzeniach. W powietrzu unosiła się gęsta mgła tajemnicy i niepewności. W sercu zamku, w sali tronowej króla Ithariona, panowała cisza tak głęboka, że można byłoby usłyszeć upadek pióra. Masywne, dębowe drzwi, zdobione runami i symbolami starożytnych rodów, otworzyły się z cichym skrzypieniem. Kroki posłańca, choć stłumione grubym dywanem, zdawały się odbijać echem w napiętej atmosferze sali.

Mężczyzna, odziany w podróżny płaszcz, na którym kurz i błoto świadczyły o długiej i trudnej drodze, niósł na piersi herb królestwa Darnassia. Symbol ten, przedstawiający złotego lwa na błękitnym tle, lśnił w świetle pochodni, przyciągając wzrok wszystkich obecnych. Twarz posłańca była blada, a oczy pełne niepokoju. Jego ręce, zmęczone długą podróżą, drżały lekko, gdy składał na ręce króla Ithariona list opatrzony pieczęcią króla Hanorda.

W tym samym czasie, w odległym skrzydle zamku, księżniczka Aria przygotowywała się do snu. Jej komnata, urządzona z królewskim przepychem, tonęła w ciepłym blasku świec. Księżniczka, odziana w delikatną, jedwabną koszulę nocną, właśnie układała się na miękkim posłaniu, gdy nagle jej czujne uszy wychwyciły odległe odgłosy poruszenia.

Ciekawość, ta odwieczna towarzyszka młodości, rozbudziła się w niej natychmiast. Bez wahania zrzuciła z siebie kołdrę i narzuciła na ramiona aksamitny płaszcz, haftowany złotą nicią w motywy żurawi. Bosymi stopami, bezszelestnie jak kot, przemknęła przez chłodne, kamienne korytarze zamku ku źródłu zamieszania.

Zamek nocą był innym światem. Cienie tańczyły na ścianach w rytm migoczących płomieni pochodni, a stare portrety przodków zdawały się śledzić każdy jej ruch. Aria czuła, jak jej serce bije coraz szybciej — częściowo z emocji, częściowo z obawy przed przyłapaniem.

Im bliżej była sali tronowej, tym wyraźniej słyszała głosy. Przylgnęła do zimnej, kamiennej ściany tuż przy uchylonych drzwiach. Przez wąską szparę dostrzegła fragment sali — swojego ojca, króla Ithariona, siedzącego na tronie z posępną miną, i drżącego posłańca, którego głos był pełen napięcia. Aria, choć wiedziała, że nie wypada jej podsłuchiwać, nie potrafiła się powstrzymać. Na szczęście straż trzymali dziś strażnicy, z którymi księżniczka bez problemu mogła się porozumieć. Przymknęli oko na jej obecność o tak późnej porze poza komnatą. Jej ciekawość była silniejsza od etykiety. Słyszała, jak głos posłańca drży od niepokoju, gdy opowiadał królowi Itharionowi o niepokojących wydarzeniach w Darnassii.

– Wasza Wysokość – zaczął posłaniec, a jego słowa zdawały się być ciężkie jak ołów – przybywam z Darnassii z wieściami, które zwiastują nieszczęście. Nocni Lordowie pod wodzą Obcego z Miasta Bez Słońca... oni... oni przekroczyli nasze granice.

Król Itharion, siedzący na tronie, wyprostował się, a jego spojrzenie stało się ostre jak ostrze miecza.

– Opowiadaj! – rozkazał a jego głos, choć spokojny, niósł w sobie siłę burzy gotowej do rozpętania.

Posłaniec przełknął ślinę, jego gardło było suche jak piaski pustyni. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, ciężkie jak zbroja rycerza. Z trudem zaczął swoją opowieść, a każde jego słowo było jak kamień rzucony w spokojną taflę jeziora, tworzący coraz szersze kręgi niepokoju.

Zanim odlecą żurawie. Kroniki Zaginionych SacromagówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz