Rozdział 12

23 4 2
                                    


Silas w przypływie swojej dobroduszności, a tak przynajmniej widziała to Aria, tym razem nie odprowadził jej aż pod same drzwi komnaty. Mogła więc choć przez chwilę zaznać trochę swobody. Jej kroki, lekkie niczym opadające płatki róż, skierowały się ku zamkowemu sercu — kuchni, gdzie zawsze tętniło życie i skąd najczęściej brały swój początek najświeższe plotki.

Przemykając cichaczem wzdłuż kamiennych ścian, zbliżyła się do gwarnego pomieszczenia. Wiedziała, że to właśnie tam, wśród garnków i patelni, służba i kucharki wymieniają się nowinami, które rozchodzą się po zamku szybciej niż wiatr na otwartym morzu. Z ukrycia, zza rogu, rzuciła dyskretnie okiem do środka. Widziała, jak ręce kuchmistrzów zręcznie obracają pieczenie i czuła jak powietrze nasyca się aromatem pieczonych mięs. Śmiech i kuchenne rozmowy zdawały się nie mieć końca. Było to chyba najradośniejsze miejsce w całym zamku i pewnie dlatego Aria, jako dziecko, tak bardzo lubiła tu przychodzić. Zawsze wychodziła stamtąd ze słodkimi rarytasami i z jakimś dobrym słowem, chwalącym jej dziewczęcy wdzięk.

– A słyszeliście, że nasz król Itharion coraz częściej spogląda w lustro, jakby chciał przekonać się, czy to na pewno on? – rzucił jeden z kuchmistrzów, obracając pieczeń nad ogniem i wywołując śmiech wśród pozostałych.

– Tak! Sama widziałam, jak wzdychał dziś rano przed zwierciadłem – mówiła jedna z młodszych kucharek, śmiejąc się głośno.

– Martwi się pewnie, że te siwe włosy to już koniec jego młodości! – odpowiedziała starsza kucharka, ocierając dłonie o fartuch.

– Oj, siwe włosy to dopiero początek jego trosk! – zaśmiała się jedna ze służek, dodając do garnka garść ziół. – Podobno dla mężczyzny, każdy nowy siwy włos to jak strzała prosto w serce!

– A jużci! A może to nie włosy go martwią, a brak syna na tronie? – dodał młody pachołek, targający z piwnicy kosz pełen świeżych warzyw. – Każdy król marzy o synu, który odziedziczy jego królestwo... i siwe włosy!

– A toż pewnie! Zawsze chciał mieć dziedzica, który przejmie tron. Księżniczka Aria to całkiem dobra dziewczyna, ale wszyscy wiemy, że marzył o synu – potwierdziła inna służąca, pomagająca w krojeniu warzyw.

– Ciekawe, czy wciąż o tym marzy, zwłaszcza gdy patrzy na te wszystkie młode dziewczęta z dworu – powiedział kuchmistrz, mrugając okiem. – Może jeszcze nie wszystko stracone!

– Oj, dajcie już spokój królowi! – dodała kolejna kucharka, śmiejąc się. – Jeszcze niejednemu z młodzików pokazałby, jak to się robi!

Śmiech i żarty nie ustawały, a Aria, choć uśmiechała się sama do siebie, czuła też lekkie ukłucie smutku.

– A może król Itharion szuka w lustrze młodzieńca, którym kiedyś był, zanim ciężar korony przygniótł mu barki – rzucił z zadumą jeden z pomocników, przerywając na chwilę łuskanie grochu.

– Prawda to – przytaknęła starsza kucharka, zerkając przez okno na rozległe ogrody zamkowe. – Ale król ma jeszcze wiele do zaoferowania. Nie tylko siwe włosy i troski. Mądrość z wiekiem przychodzi, a z nią i szacunek ludu.

– Szacunek ludu, ha! Aleś wymyśliła – zaśmiał się kuchmistrz. – Szacunek to jedno, ale król potrzebuje dziedzica, który będzie mógł dzierżyć miecz i tarczę, a nie tylko berło i koronę. Co mu po szacunku?

– A co, książę Alderon, to zły? – spytała jedna ze służek.

– Zły, czy nie zły — nieważne, ale przecież obcy – stwierdził kuchmistrz.

Zanim odlecą żurawie. Kroniki Zaginionych SacromagówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz