Obudziłam się w pokoju Edgara.
Na początku nie pamiętałam co się stało ale szybko sobie przypomniałam.
Usiadłam na łóżku obok śpiącego chłopaka.
Wygląda słodko jak śpi.
Siedziałam tak patrząc na Edgara z uśmieszkiem na twarzy.
Nie chciałam go budzić bo jeszcze życie mi miłe więc przebrałam się w leginsy i bluzę z kapturem po czym usiadlam i próbowałam wymyślić sobie jakieś zajęcie.
Rozglądałam się po jego pokoju gdy nagle moją uwagę przykuło coś pod jego biurkiem.
Kucnełam jedną rekę trzymając się biurka a drugą podniosłam to owo coś.
Przyjrzałam się dokładniej.
Ziemniak.
Skąd on sie tu do cholery wziął?
Nie mam pojęcia.
Ale nagle mnie oświeciło.
Poczołgałam się na czworaka do plecaka Edgara po czym wyjełam z niego piórnik.
Usiadłam sobie po turecku i bardzo dokładnie rysowałam ziemniaczkowi buzie i oczy.
Gdy skończyłam popatrzyłam z Triumfalnym uśmiechem na moje arcydzieło.
Ale hociaaaaaaaak.
- ziemniaczku mój kochany, pójdziesz ze mną na randkę? - spytałam.
No nie odpowiedział mi.
Ale uznałam to za tak.
Przytuliłam go do siebie.
- mój ziemniaczek - wyszeptałam i dałam mu kilka całusów.
- Colette co ty odpierdalasz? - usłyszałam głos za sobą.
O, emosek zmartwychwstał.
- właśnie jestem na randce z ziemniakem - odpowiedziałam.
Edgar patrzył na mnie jak na totalną idiotke po czym wziął z moich rąk ziemniaka i przyjrzał mu się dokładnie.
- poczekaj tu chwile zaraz wrócę - powiedział i wyszedł z pokoju.
Czekałam chyba z godzinę nudząc się przy tym totalnie i przeglądając pinteresta.
Ale w końcu przyszedł trzymając w dłoniach talerz z frytkami i usmiechając się do mnie szelmowsko.
- COŚ TY ZROBIŁ - krzyknełam łapiąc się za głowe.
- frytki - odparł najzwyczajniej w świecie i wrzucił sobie jedną do ust.
- ZABIŁEŚ MOJEGO MĘŻA! - krzyknełam chyba jeszcze głośniej.
- to wy mieliście ślub kiedy spałem?
- TAK I JESZCZE TROJACZKI NAM SIĘ URODZIŁY!!!!JAK MOGŁEEEEEEEEŚ!!!!!!!!
Edgar wybuchnął śmiechem a ja patrzyłam na talerz z frytkami.
MÓJ ZIEMNIAAAACZEEEEEEEEEEEK...
- dobra nie histeryzuj - powiedział i posolił frytki.
Wyrwałam mu sól z rąk po czym zaczełam go nią sypać.
- GIŃ SZATANIE! - wydarłam się na całe gardło sypiąc go jak nienormalna.
Chłopak upuścił talerz wciąż krztusząc się śmiechem i zasłonił twarz dłońmi.
- Colette opanuj się! - krzyknął przez śmiech.
Gdy wysypałam na niego całą solniczke popatrzyłam na frytki leżące na podłodze.