- Charlie nie żyje - powiedziała mama ze smutkiem na twarzy.
O kurwa.
Stałem jak wryty patrząc na moją mamę próbując powstrzymać łzy.
Pani Charlie była jak moja druga mama. Znam ją od dzieciaka i zawsze była dla mnie jak członek rodziny.
W końcu jednak nie wytrzymałem i pojedyncze łzy zaczęły płynąć po moich policzkach.
Nie płakałem często.
To jak byłem pijany to inna historia.
Ale na śmierć kogoś takiego poprostu nie da się inaczej zareagować.
Mama podeszła do mnie ze smutkiem na twarzy i przytuliła mnie do siebie.
Nie odwzajemniłem uścisku, wiedząc że mama to zaakceptuje.
W tej chwili próbowałem powstrzymać płacz.
Słabo mi to szło.
To by wytłumaczyło dlaczego nie było Colette w szkole.
Colette...
KURWA WŁAŚNIE COLETTE.
Odsunąłem się od mamy jako tako opanowując emocje.
- co z Colette? - spytałem.
- z tego co wiem Lola przejmie nad nią prawa rodzicielskie - powiedziała patrząc mi w oczy - Lola wspominała mi też że Colette jest w szpitalu, i że jak wyjdzie to możesz ją odwiedzić.
- jak to w szpitalu?! - krzyknąłem.
- dostała ataku histerii ale już jest z nią lepiej - uspokajała mnie mama - tylko potrzebuje czasu.
Jak ona może tak spokojnie o tym mówić?!
- wiesz może kiedy wyjdzie? - spytałem wyczekująco.
- nie jestem pewna ale chyba za jakiś tydzień - powiedziała. - biedna dziewczyna...
Poszedłem na góre i walnąłem się na łóżko, ale i tak zaraz wstałem i zacząłem chodzić po pokoju.
Rozumiałem że Colette potrzebuje czasu żeby dojść do siebie, ale dołował mnie fakt że przechodzi teraz piekło a ja nie mogę jej pomóc.
Nie dość że straciła tatę to jeszcze mamę.
Wnerwiała mnie moja bezradność w tej sytuacji.
Walnąłem się na łóżko żeby wziąć poduszkę i wydrzeć się w nią tak, żeby zdarło mi się gardło.
Ból jakoś koił moje nerwy.
Ale po mojej traumie nigdy nie wezmę skalpela żeby zrobić chociaż jedną kreskę na moich rękach.
Nigdy.
Gdy to nie pomogło wstałem totalnie wkurwiony i rzuciłem poduszką o ścianie przy okazji zrzucając z niej zegar.
Stałem chwile patrząc w miejsce gdzie wisiał, po czym westchnąłem i podniosłem ledwo żywy zegar żeby powiesić go spowrotem na swoje miejsce.
Gdy już to zrobiłem ponownie walnąłem się bez życia na swoje łóżko.
Jedyne co miałem w głowie to Colette przeżywającą katusze i panią Charlie.
Nie miałem siły myśleć o niczym innym więc poprostu zasnąłem.
*
Tydzień minął dosyć szybko.
Codziennie wypytywałem mamę co z Colette, ale ta mówiła mi tylko że jeszcze nie doszła do siebie.