Ale fajny sufit.
Chyba nigdy nie przestane sie nim zachwycać.
Leżałem na swoim łóżku myśląc o życiu.
I o tym jak pieruńsko drogie jest picie w kinie.
Kurde, 15 złotych za kubek fanty?
To trzy razy drożej niż w Żabce.
A żabka też do najtańszych nie należy.
Ale trudno życie.
Usiadłem na łóżku dochodzac do wniosku że trzeba się kiedyś zbierać do gift shopu.
Zwlokłem się z łóżka i zszedłem na doł kierując się do kuchni.
Mój wzrok odrazu padł na talerz leżący na stole.
Podeszłem do niego i wziąłem do rąk karteczkę z jakąś wiadomością.
Mama kazała mi zostawić ci naleśniki więc jedz żeby moje cierpienie za nimi nie poszło na marne.
Bibi
Ps. Nutelle masz w lodowce bo się prawie rozpuściła więc ją tam dałam.
Uroczo.
Usiadłem przy stole patrząc na talerz z czterema naleśnikami.
Nagle mój telefon zaczął wibrowac więc wziąłem go do dłoni żeby zobaczyć że dzwoni jakiś numer.
Odebrałem.
- halo?
- cześć Edgar tu Kruk.
Okej, Kruk był ostatnią osobą której się spodziewałem.
- no cześć, masz do mnie jakąś sprawę?
- tak, bo generalnie to Bibi połamała sobie ręke i ze szpitala kazali mi zadzwonić do jakiejś rodziny A Bibi powiedziała mi żebym zadzwonił po ciebie.
Ja pierdole.
- czekaj czekaj, jak to złamała sobie rękę?
Kruk westchnął.
- długa historia. Opowiem ci jak przyjdziesz.
- możesz dać mi ją do słuchawki?
- tak, Poczekaj.
Chwile później usłyszałem w słuchawce siostrę.
- halo?
- jak do chuja nędzy złamałaś sobie rękę?!
- nie krzycz na mnie. Poprostu wyjebalam się na schodach i spadłam na nią.
Westchnąłem.
- kłamiesz.
- nieprawda.
- dobra, nie będę teraz dochodzić do tego czy kłamiesz czy nie. Spakować ci jakieś ciuchy?
- jakbyś mógł. Lekarka mówiła że wy piszą mnie jutro.
- okej. Mówiłaś mamie?
Cisza.
- mam jej powiedzieć? - spytałem.
- nie musisz. Sama jej powiem.
Słyszałem jak trzęsie jej się głos.
- przecież mama nie zje cię za to że połamałaś sobie rękę.
Cisza.
- wiem, ale... Mam wyrzuty sumienia.