Rozdział 14

261 28 2
                                    

Natalia

Nie wiem, czy oszalałam, czy to było coś więcej, bo na pewno moja książkowa pasja nie była na tyle silna, by przez kolejnych kilka nocy wypychać mnie na taras. Dobrze wiedziałam, że nie o dyskusje o literaturze tutaj chodzi. Bardziej niż temat rozmowy liczył się dla mnie rozmówca.

Najpierw chodziłam tam z kolacją na talerzu albo książką w ręku, by mieć jakiś pretekst. Nie chciałam, by Robert myślał, że przychodzę tam tylko dla niego, ale po dwóch kolejnych wieczorach odpuściłam. Stało się jasne, że on czeka tam na mnie albo ja na niego, w zależności od tego, kto zjawił się pierwszy.

Wcześniej zawsze upewniałam się, że Laura śpi. Znałam ją. Nie licząc dni, kiedy imprezowała, chodziła do łóżka około dwudziestej trzeciej, bo była rannym ptaszkiem i lubiła wcześnie wstawać. Tak samo zachowywała się na wakacjach.

– Czytałam, że nieprawidłowa higiena snu to jedna z przyczyn szybszego powstawania zmarszczek – powiedziała ostatnio. – A widziałaś te wszystkie Francuski i ich gładkie twarze? To dlatego muszę się wysypiać, nawet w wakacje. Oczywiście nie licząc tych dni, kiedy będziemy chodzić do klubu – dodała z diabelskim uśmiechem.

Kiedy miałam ją z głowy, sprawdzałam, czy na zewnątrz nie ma mojego taty. Bywało, że siedział z Robertem do późna, a wtedy zniecierpliwiona patrzyłam przez okno i czekałam, aż zostawi go samego. Potem schodziłam na dół, siadałam obok Roberta na schodach i zaczynaliśmy rozmawiać. Nie mówił, że na mnie czeka, choć lubiłam w to wierzyć. Nie pytał, co tu robię o tak późnej porze. Po prostu zaczynał gadkę o jakiejś książce, a potem nasza rozmowa swobodnie dryfowała, a ja z przyjemnością dawałam się jej ponieść.

– Wiem, że to wyda ci się śmiertelnie nudne, ale chcesz posłuchać, jak powstało Montpellier? – zagadał do mnie dzisiaj.

Będę słuchać czegokolwiek, nawet jak opowiadasz o budowie pralki. Bylebyś tylko siedział tu i ze mną rozmawiał... Na szczęście nie powiedziałam tego głośno.

– Dawno temu w tym miejscu znajdowały się dwie wioski, które oddzielała rzeka Lez. Podobno mieszkańcy obu wsi rywalizowali ze sobą o wszystko. Jeśli w jednej wsi pojawiło się coś nowego, druga musiała to mieć. W końcu w siedemset trzydziestym siódmym roku król zdecydował, że w jednej wiosce zostanie wybudowany most. Oczywiście mieszkańcy drugiej wsi nie mogli zostać w tyle, więc zebrali fundusze i ten sam architekt, który wybudował tamten most, zaraz obok zaczął budować kolejny. Mosty stały tak obok siebie, a mieszkańcy obu wsi w końcu zaczęli się spotykać i zacieśniać więzy. I tak z dwóch wiosek powstało miasteczko Mons Pessulanus. Mijały lata, a ono rozwijało się, było ośrodkiem handlu i popularnym punktem na szlaku pielgrzymkowym. A czy wiesz, dlaczego zmieniono nazwę na Montpellier?

Pokręciłam głową.

– Piotr Drugi Aragoński poślubił Marię Montpellier, podobno niebywale piękną kobietę. To na jej cześć nazwał miasto. A teraz, tak dla odmiany, odpowiedz mi o jakimś dzikim seksie, który uprawiali bohaterowie książki, tej, którą dostałaś od Laury.

Wybuchłam śmiechem.

– Już skończyłam czytać. I rozczaruję cię, w epilogu nie było żadnej sceny seksu.

– Pewnie epilog był po prostu wyjątkiem. Założę się, że bohaterowie żyli długo i szczęśliwie.

– Tak, zgadza się. Jak w większości tego typu książek.

– Może to śmieszne, ale czasami mam ochotę przeczytać coś podobnego i zobaczyć, o co tyle szumu. Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego kobiety tak się tym zachwycają.

Strawberry KissOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz