Rozdział 19

310 25 7
                                    


Robert

Tomates folles. Zwariowane pomidory? Serio?! Już sama ta kretyńska nazwa budziła moje podejrzenia. Sprawdziłem w Google'u, by się upewnić, czy taka knajpa naprawdę istnieje i czy Alice nie robiła sobie ze mnie żartów, ale faktycznie istniała, i to w samym centrum miasta.

Nie miałem pojęcia, dlaczego młodzi ludzie gustują w takich dziwnych miejscówkach, ale przecież sam na studiach bywałem w różnych podejrzanych spelunach, bo dzięki temu czułem się taki zajebisty i dorosły.

Chciałem zamówić taksówkę, jednak na tak nieprzewidywalny wieczór zdecydowanie lepszym wyborem był samochód, który wypożyczyliśmy razem z Tomaszem na czas urlopu. Wypiłem jednego drinka, w którym było więcej lodu niż alkoholu, w dodatku jakieś dwie godziny temu, więc zdecydowałem się usiąść za kierownicą. Odpowiedzialność schodziła na dalszy plan, jeśli w grę wchodziło bezpieczeństwo Natalii. Wystarczyło, że wyobraziłem sobie ją odurzoną prochami, a już miałem ochotę do niej mknąć, łamiąc po drodze wszystkie przepisy.

Kiedy wróciłem do domu, od razu zabrałem kluczyki i wsiadłem do auta. Na szczęście Tomasz zasnął w salonie z pilotem w dłoni i nie miał o niczym pojęcia. Szybko dotarłem do celu. Lokal wyglądał niepozornie. Jedynie słabo migoczący neon i dobiegająca z wnętrza muzyka sugerowały, że to miejsce rozrywki. Może to była oznaka starości, ale przestałem lubić takie klimaty jakieś dziesięć lat temu. Wolałem knajpy z klasą, nawet jeśli drinki były tam horrendalnie drogie. Tutaj, poza wątpliwej jakości muzyką, roiło się od podejrzanych typków, od których nie kupiłbym nawet fajek. Tymczasem pijane małolaty, które zapewne miały w torebkach lewe dowody, ustawiały się do nich w kolejkach po towar. Wiedziałem, że muszę ufać Laurze, ale trafiał mnie szlag za każdym razem, gdy docierało do mnie, że niemal co weekend bawi się w takich miejscach.

W środku było duszno, a ciężki zapach tanich damskich perfum i alkoholu sprawiał, że miałem ochotę jak najszybciej wracać do domu. Jednak najpierw obowiązki, potem przyjemności. Choć w tym przypadku przemówienie do słuchu pewnemu typkowi mogło być całkiem przyjemne i satysfakcjonujące. Spojrzałem na zegarek. Miał się tu spotkać z Natalią za jakąś godzinę. Nie miałem pojęcia, jak znajdę go w tłumie, ale wiedziałem, że prędzej padnę trupem, niż wyjdę stąd nie zaliczając „przemiłej" pogawędki.

Na szczęście po kilkunastu minutach zobaczyłem, jak wynurza się z męskiej łazienki. Nie wahałem się ani chwili. Podszedłem do niego, chwyciłem za koszulkę i wepchnąłem ponownie tam, skąd przed chwilą wyszedł. Poznał mnie w mgnieniu oka. Uśmiechnąłem się szeroko w ramach powitania, po czym zamknąłem się razem z nim w jednej z kabin. Cholera, nie przemyślałem tego. Byłem od niego wyższy i prawdopodobnie silniejszy, ale chłopak regularnie trenował sport i kto wie, czy nie miał w zanadrzu jakiegoś asa. Dopiero kiedy coś wymamrotał, zorientowałem się, że jest albo pijany, albo naćpany, albo jedno i drugie. Marne szanse, by trafił celnie do pisuaru, a co dopiero w moją szczękę. Byłem zły, że w takim stanie chciał spotkać się z Natalią. Miałem ochotę policzyć się z nim już teraz, ale najpierw musiałem sobie z nim pogadać. Mieliśmy trochę czasu, a mnie nigdzie się nie spieszyło.

– Znamy się. Z lekcji kitesurfingu.

– Brawo, potrzebowałeś ponad pięciu minut, by do tego dojść – odpowiedziałem na jego bełkot i przycisnąłem go do ściany.

– Jesteś świrem? A może... – Chłopak przyjrzał mi się uważnie. – Nie daję dupy facetom. Nawet za pieniądze.

– Nie chcę się z tobą zabawić, idioto! – Skrzywiłem się. – Wiem, jakie masz plany wobec Natalii. Przyszedłem ci je wyperswadować.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 01 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Strawberry KissOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz