3.12

65 8 5
                                    

Dzisiaj rozgrywamy mecz, który zadecyduje o wszystkim. Kwalifikujemy się i idźmy dalej, czy może wracamy do domu z urażonym ego oraz ambicjami? Stresuję się w cholerę i mimo, że rodzice Jamesa od rana przekonują mnie, że wszystko będzie dobrze, to ja nie wiem. Może i rok temu poszło nam bardzo dobrze, a wycofaliśmy się przez czynniki niezależne od nas, ale z drugiej strony w tym roku mamy trochę inny skład. Zabawne, bo stresuję się bardziej niż James, a to przecież on jest kapitanem drużyny, nie ja.

Pod szkołę, z której wyjeżdżał autokar dotarliśmy UWAGA piętnaście minut przed czasem. To jest ten czas, gdy możecie bić brawo czy nam gratulować. Warto zaznaczyć, że to ja miałem obowiązek zajmować się Ksawierem. Udało mi się na szczęście SMS-owo załatwić z Alice by to ona popilnowała mojego i Remusa synka podczas meczu, jako iż nie jest cheerleaderką jak Mery czy też Marlene i Pandora oraz, że nie należy do drużyny koszykowki jak mój brat czy też inni znajomi, którym byłbym w stanie dać pod opiekę Ksawiera.

-Hej skarbie- przywitałem się z Remusem cmokając go w usta.

-Cześć, co tam?

-Słabo spałem- przyznałem.

-Twój synek nie dawał ci spać, co?- zapytał ironicznie Remus.

-A żebyś wiedział, że dzisiaj ty go dostaniesz. Zobaczymy jaki będziesz zadowolony.

-Yhym, ty mi lepiej powiedz czy wymyśliłeś co robimy z tą lalką podczas meczu.

-Po pierwsze nie z tą lalką, a z naszym synem, któremu nadaliśmy imię, które brzmi Ksawier- fuknąłem. -A po drugie to żebyś wiedział, że tak.

-Świetnie, to komu ją oddamy?

-Go.

-Ją. Ta lalka.

-Ksawier jest rodzaju męskiego. To lalek płci męskiej.

-Nie zamierzam traktować tej lalki jak prawdziwe dziecko, którego z resztą nie chcę mieć- wkurzył się Remus.

-Rozumiem, ale chociaż się postaraj. Nie każe ci przecież no nie wiem... Zmieniać mu pieluch czy coś.

-Właściwie to tej projekt obejmuje i to.

-Cholera, serio? Już rozumiem twoją niechęć- jęknąłem, a mój chłopak zaśmiał się.

-Hej, i gdzie macie to dziecko? A jak wrócicie to porozmawiajmy o antykoncepcji bo nie chce być na razie ciocią dla drugiego dzieciaka. Biedny kaszojadek, jeszcze nie wie kim są jego rodzice- załamała się Alice, która akurat do nas podeszła. Jako, że jej chłopak jest również w drużynie to pozwolono jej jechać jako wsparcie dla niego.

-Hej Alice. Wiesz... myślałem, że umawialiśmy się, że przekażę ci Ksawiera na miejscu.

-Bo tak było, ale wyglądasz jak zombie, a ja bym sobie nie wybaczyła gdybyś przez swoje złe samopoczucie zepsuł mecz. W końcu widzę jak się czujesz, więc mogę go wziąć teraz, a ty możesz się przesłać w autokarze.

-Dzięki kochana- podałem jej z ulgą "syna", który zaczął już płakać, ale dziewczyna wydawała się wiedzieć co robić.

-Na pewno sobie poradzisz? Nie chcemy cię obarczać- wyraził swoje obawy Remi.

-Spokojnie, mam duże doświadczenie przy żywych dzieciach. Mam dużą rodzinę co się równa duża liczbą kuzynostwa i te sprawy. Nie martwcie się. Odpocznijcie i skupcie się na meczu, a ja wam obiecuję, że gdy tylko wrócimy do Watford to oddam wam dzieciaka całego i zdrowego- zadeklarowała dziewczyna.

-Czekaj! Ale, że dopiero w Watford?!- wykrzyknął Remus. -Przecież możemy go odebrać już po meczu. Nie chcemy sprawiać kłopotów.

-A weźcie, to żaden kłopot. Chętnie zaopiekuje się waszym synkiem, a wy się na cieszcie póki możecie.

The basketball diary |Wolfstar| |Wstrzymane|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz